– J-jasne... – mruknęła. Kocurek rozpromienił się cały, a owa radość ociepliła serduszko szylkretki.
– No, to chodź! Idziemy!
Zimorodek z impetem ruszył w kierunku wyjścia z kociarni, a Rosa nieśmiało podążyła za nim, w myślach modląc się do gwiezdnych, aby nie wpakować się w żadne kłopoty. Doskonale znała jednak wynik tej sprawy. Dostaną po uszach jak nic.
Zimorodek, niczym wyćwiczony wojownik, pocałował nosem podłoże i zaczął wąchać. Mniejsza koteczka tylko przyglądała się mu, nie wiedząc, co próbuje osiągnąć. Przez moment chodził z miejsca w miejsce, a Rosa wręcz machinalnie podążała za nią, gdy odwrócił się gwałtownie, niemalże zderzając się z nią pyszczkami.
– Nie mogę się skupić, jak tak siedzisz mi na ogonie – poskarżył się. Koteczka położyła uszka po sobie, w geście skruchy.
– Bardzo cię przepraszam – pisnęła, robiąc dwa kroczki do tyłu. Zaczęła rozglądać się po obozie. Może sama znajdzie coś przydatnego? Przeszła większy kawałek, aby stwierdzić, że owszem, coś znajdzie. Przed jej nosem wręcz wyrósł ogromny stos rozmaitych kąsków. Czemu wcześniej go nie widziała?
– Zimorodku!
– Nie teraz Roso, jestem na dobrym tropie!
– Ale Zimorodku!
– Roso, mówię ci, nie teraz...
Poddała się. Usiadła sobie spokojnie, i obróciła łeb, czekając, aż brata zainteresuje jej znalezisko. Nie chciała zaczynać bez niego. Ten w końcu obrócił się i zawołał.
– Ej, Rosa, co to jest to takie duże koło ciebie?
– To chyba twoje myszki, braciszku – wytłumaczyła cierpliwie, uśmiechając się z pokorą. Cóż, zanim dostanie po łapkach od starszych i mądrzejszych od niej, chociaż się naje.
< Zimorodek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz