Zachowanie Lodowego Szpona od samego początku jej się nie podobało. Ot było w nim coś dziwnego. Nagle kochająca mamusia przyszła zabrać gówniaki na spacer? Widziała wahanie w postawie Brzoskwiniowej Bryzy, która również nie była pewna co do tego wszystkiego. No ale nie jej oceniać, prawda? Zboże machnęła ogonem, wracając do ugniatania kupki piachu przed sobą, która przez ruchy kocicy i tak była już cholernie twarda. Końcówka jej ogona drgała jednak niespokojnie, jakby przeczuwała, że coś się stanie. W jej głowie nadal kotłowały się myśli związane z Lodem oraz Smarkiem i Zarazą. Polubiła te dwa małe pierdy i niejednokrotnie miała ochotę wydrzeć mordę na Brzoskwinię, żeby ta ogarnęła swoje bachory, które niemalże non stop męczyły biedne młodsze kocięta. Powstrzymywała się jednak, ostatnie czego brakowało jej do szczęścia to wściekłego wujka Jesionka, który z pewnością przestałby się do niej odzywać, gdyby do jego uszu dotarła wiadomość o tym, jak jego luba zgarnęła opiernicz od bengalki. Inną kwestią były te małe karaczany, które wylazły z macicy obecnej królowej. Bądźmy szczerzy - Zboże za cholerę nie potrafiła ich polubić. Te pierdy tak bardzo działały jej na nerwy, że niejednokrotnie miała ochotę jednego z drugim kopnąć, żeby chmury osrał. Nie dziwił ją więc fakt, że czasem gdy się budziła ze snu znajdowała Zarazę schowaną między jej łapami, wtuloną w cętkowaną pierś królowej. Nie narzekała, nawet ją to rozczulało, mimo iż otwarcie za cholerę nie chciała tego przyznać.
— Zboże, chodź szybko — zdenerwowane miauknięcie Żyta utwierdziło ją w przekonaniu, że coś się stało. W końcu widziała jak uczennica podchodzi do niebieskiej kotki, która spławia ją groźnym nastroszeniem futra. Wstała więc, podchodząc do niej — Lodowa chyba chce zrobić coś małym — szepnęła wprost do jej ucha. Ogon bengalki niespokojnie uderzył o ziemię. Wiedziała!
Ta wywłoka nie zajmowała się swoimi bachorami, miała je totalnie w dupie, całe zadanie w postaci wychowania ich przejął Jesionowy Wicher a ona jeszcze miała czelność odwalać takie akcje?! Zboże sama nie przepadała za kociętami, lecz do jej głowy NIGDY nie wpadła myśl, żeby zabić własne dzieci. Oddała je, nie uznała za swoje więc czego jeszcze chciała.
— Idź za nią, ja wezmę patrol i pójdziemy za tobą, jakby coś się działo — dodała, liżąc kotkę w nos, chcąc ją trochę uspokoić. Zbożowy Kłos bez chwili wahania ruszyła tropem wojowniczki. Co prawda obawiała się o pierdy, które rozwijały się w jej brzuchu, jednakże nie aż tak, jak aby zostać i siedzieć na dupie. Z resztą, to nie było w jej stylu.
Gdy dotarła na miejsce miała wrażenie, że jej brązowe ślepia szwankują i stwarzają dziwne obrazy. Krew kociaka kapiąca na ziemię, piszcząca Zaraza bezwładnie dyndająca w pysku Lodowego Szponu. Przez chwilę zrobiło jej się słabo. Nie wiedziała dlaczego nie potrafiła się ruszyć przez kilka uderzeń serca, chciała coś krzyknąć, lecz z jej pyska nie uciekło nawet najcichsze miauknięcie. W końcu oprzytomniała, gryząc się w łapę.
— Puść ją! — warknęła ostrzegawczo, wyginając grzbiet w łuk. Odczekała uderzenie serca a gdy niebieska kocica nie spełniła jej żądania, rzuciła się na nią. Zaraza upadła z piskiem na ziemię. Dwie kocice rozpoczęły szarpaninę. Bengalka gryzła i drapał, jednakże ciąża dawała jej się we znaki. Jej refleks oraz siła zdecydowanie się pogorszyły. Lód to wykorzystała, przewróciła węglową ja grzbiet, rozwalając przy okazji jej prawe ucho. Zboże wściekła wbiła pazury w szyję przeciwniczki, tylnymi łapami wbijając się w jej brzuch. Nie wiedziała ile tak wytrzyma, jednak pomoc pojawiła się w idealnym momencie. Jesionek wraz z Żytem w towarzystwie trzech innych kotów ściągnęli z niej zdrajczynię, przyduszając do ziemi. Sapiąc ciężko ranna kocica podeszła do Zarazy, przyciągając przerażoną koteczkę do siebie. Zaraz dołączył do niej Smark, który również wtulił się w pstrokate futerko.
— No już... nic wam nie grozi... — szepnęła wdychając ciężko, spoglądając przy tym nienawistnie na matkę kociąt.
< Zarazo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz