Popatrzyła na niego, wyczekując na odpowiedź.
- Dobrze - miauknął i podszedł do Orlikowego Szeptu, tłumacząc mu co zamierzają zrobić.
Biały wyglądał na nieprzekonanego, ale uległ prośbą ucznia. Drżąca Łapa wyszedł z medyczką przed legowisko medyków. Wiał chłodny wiatr, a trawa zażółciła się. Niedługo nadejdzie pora nagich drzew. Na samą myśl o tym, zadrżał bardziej niż zwykle. Miał nadzieję, że tym razem nie wystraszy się śniegu jak jakiś głupek. Czarno-biała usiadła obok i przyjrzała się obozowi. Chyba tęskniła za świeżym powietrzem. On również nie wytrzymałby tego całego siedzenia, w tej zatęchłej norze.
- Wyglądasz znacznie lepiej - powiedział. - Słońce ci służy, ciociu.
Konwaliowe Serce spojrzała na niego zaskoczona. Kocur spiął się czując, że chyba powiedział coś nie tak. Widząc jak ta się uśmiecha, powoli się rozluźnił. Czyli nie będzie bury. Wspaniale!
- Czemu... - zaczęła niepewnie medyczka.
- Czemu nazwałem cię ciocią? - dokończył za nią zdanie. - Wiesz... - Spojrzał w błękitne niebo, po którym sunęły małe obłoczki. - Bardzo cię lubię. Wiem, że nie jesteśmy rodziną, ale... No... Tak jakoś... - machnął ogonem.
Zapadła pomiędzy nimi cisza. Był ciekaw, co czarnej siedzi w głowie. O czym teraz myślała? Jeszcze posiedzieli i porozmawiali o błahych sprawach. Obiecał jej, że gdy tylko uda mu się upolować królika, od razu zaniesie go do niej. Tak! Sprawi, że medyczka zacznie się uśmiechać i przestanie myśleć o swoim kalectwie oraz tej... próbie... Aż nie chciał o tym myśleć!
***
Co to było? Ten dźwięk? Coś spadło. Ale co? Rozejrzał się po legowisku uczniów, ale nie dostrzegł winnego. Może ktoś wrócił z treningu i padł na ziemię? To było odpowiednie wytłumaczenie. Ziewnął, rozciągając łapy. Jaka była pora? Wyjrzał powoli na zewnątrz i ze zdziwieniem odkrył, że było ciemno. Noc? Gdzieś w oddali dostrzegł aż trzy czuwające koty, które niedawno zostały wojownikami, a teraz chroniły obóz przed niebezpieczeństwem. A co jeśli wróg już tu był? Skąd takie myśli? Pokręcił głową. Nie. Nie myśl tak. Znów coś ci odbija? Gdzieś przy legowisku medyków dojrzał ruch. Spiął się cały, a sierść mu się zjeżyła. Teraz było naprawdę niewesoło. Powoli zbliżył się do wejścia i przyjrzał ziemi. Ślady. Ktoś właśnie tu był! Zajrzał do środka, a widząc brak w nim medyczki, szybko ruszył za tropem. Została porwana?! Kilka kroków dalej, zobaczył Konwaliowe Serce, która zatrzymała się i odwróciła podenerwowana. Gdzie ona szła? Oczywiście musiał się jej rzucić w oczy, bo zamarła. No nic. Podszedł do niej, a kiedy był wystarczająco blisko, mógł śmiało stwierdzić, że ta szła sama... Tylko gdzie?
- Gdzie idziesz? - zapytał.
- Za potrzebą. - miauknęła. - Czemu nie śpisz?
- Ja... Eee... - Nie wiedział co odpowiedzieć. - Coś mnie obudziło - wyznał w końcu. - Nie powinnaś tak się oddalać. W nocy jest... strasznie.
<Konwaliowe Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz