Stali na kamiennej drodze, na pustym terenie Dwunogów, którzy najpewniej dzielili języki we własnym legowisku. Rozglądał się wokoło, podziwiając świat Dwunożnych i dziwnie pachnących kotów. Poruszał się o dziwo luźno, bez żadnego strachu. Z wielką ciekawością przyglądał się dziewnemu legowisku kreatur znanych z opowieści. Były duże, twardsze od drzew. Liście rosły na sobie, bez wolnych przestrzeni, posiadając rozmaite barwy. Od brązu i czerni po czerwony. Granica obozu, wyglądająca jak skały, zaskakiwała większą ilością kolorów, nienaturalnych dla dzikich terenów, należących do kotów. Trawa wyglądała na równo przystrzyżoną. Gdzieniegdzie rosły drzewa, ale bardzo... Dziwne. O krótkich gałęziach i śmiesznie białej korze.
Szkarłatny Mróz podszedł do jednego z nich, wysunął pazury i drapnął białą korę, zostawiając w niej ślad.
- Po jaką cholerę ty to robisz, lisi bobku? - zapytał się zirytowany Czermień. - Nie będę mówił do ciebie Szkarłatny Mróz, zapomnij. Zostajesz Szkarłatem, jak wcześniej. Dwa człony brzmią paskudnie - uznał czarny.
Rudzielec od razu podreptał do brata.
- Poznają nas po pazurach! Zostawię kilka takich znaków. Jak Szyszka zapomni o twoim czynie, to wrócimy po śladach do Owocowego Lasu! A co do imienia... Dobrze! Zmiana życia, powrót do korzeni! Kocham cię! - miauknął Szkarłat, tuląc się do mordercy.
Czarny syknął kilka razy, gryząc bardzo boleśnie brata.
- Odwal się ode mnie przylepcu! Trochę przestrzeni. - Odepchnął brata na ścianę, boleśnie przygwożdżając go własnym ciałem. Zadem przywalił w tył rudego, pazurami rozerwał szczyt ucha. - Jeszcze raz mnie dotknij, a pożałujesz na wieki. Nie zamierzam do nich wracać. Moja zemsta dotknie to nędzne stado, zobaczysz, lecz nie teraz. - Czermień puścił Szkarłat, następnie odbiegając od niego daleko.
Rudy jęknął boleśnie. Zrobiło mu się przykro, zwyczajnie przykro. Zostawił swój dom, całą społeczność Owocowego Lasu, poświęcił się dla czarnego, ten odwdzięczał się niczym. Nawet nie próbował wykrzesać z siebie optymizmu. Musnął swoje ucho łapą, zauważając drobne kropelki krwi. Westchnął ciężko, wstając. Jedno z Dwunożnych wyszło z legowiska, odsuwając jakąś osłonę z przezroczystych liści. Istota zataczała się, bącząc coś pod nosem. Przewrócił się, lądując pyskiem tuż przed kocurem. Oddech Dwunożnego wyzwolił w rudym uczucie wymiotów.
- Fuj, cuchniesz gorzej od ciotki Golec! - miauknął, krzywiąc się i wywalając język. Potrząsnął łbem. Nie czuł nigdy tak paskudnego zapachu z czyichkolwiek ust.
Dwunożny spojrzał zamglonym spojrzeniem na kota. Wyciagnął przednią łapę, bardzo długą, z pazurami tępymi, ale pokrytymi łysą skórą.
- Nie! Nie dam się uwięzić! - miauknął Szkarłat, drapnął Dwunożnego i od razu zerwał się do biegu.
Nie baczył, dokąd zmierza. Chciał po prostu biec. Mijał obce koty, pachnące tak inaczej niż te z Klanu Nocy czy Owocowego Lasu. Raz po raz przekraczał ciemną ścieżkę, przebitą na pół białymi paskami, jednak szybko z niej zwiewał przez pędzące maszyny. Wydawały dziwne i przeraźliwe dźwięki, kilka z nich się nawet zatrzymało, dwa się zderzyły.
Spotkał wiele bodźców, wszystkie łączące się w całość. Uszy rudego pragnęły ciszy i śpiewu ptaków. Pożałował ucieczki, ale wszystko robił dla brata.
Zatrzymał się w ciemnej uliczce, dysząc ze zmęczenia. Wiedza wojownika i dobra kondycja nie przydały się w tym dziwnym świecie.
Słyszał pisk myszy i większych gryzoni, których nie znał. Głośne dźwięki pędzących potworów z Dwunożnymi w środku zamilkły.
Szkarłat czuł zmęczenie. Nie spał od dosyć dawna przez wędrówkę z Czermieniem. Rozejrzał się wokoło siebie. Nigdzie nie zauważył mchu, skał czy jakiś roślin, za pomocą których mógłby zbudować legowisko. Próbował znaleźć cokolwiek za pomocą węchu, jednak spotkał się tylko z silną mieszanką moczu grupy kotów, psowatych i być może samych Dwunożnych.
Natknął się na dziwny kamień, sztywny, jednocześnie jednak miękki, pokryty nieregularnymi znakami. Szkarłat, z dystansu, pacnął go łapą. Po ataku Czermienia się bał, jak taka pusta faja czy kocur bez jaj.
Dziwny kamień nie odpowiedział. Góra przedmiotu posiadała całkiem dużą dziurę, wyłożoną biało-czarnym mchem. Kocur wszedł do czegoś, co w świecie ludzi znand było jako karton. Popatrzył na grunt, zauważając postacie Dwunogów. Mniejsi machali przednimi łapami, wyższj prezentowali rysunki na skórze.
Szkarłat zdziwił się. Nie spodziewał się, że tacy Dwunożni są aż tak rozumni. Za pomocą tych krzywych szponów potrafili narysować samych siebie i wykonać masę bezużytecznych rzeczy.
Położył głowę na ziemi. Zasnął niemalże od razu.
Wybudził się, gdy czyjeś cielsko przygniotło go do dziwnego mchu. Od razu zareagował. Wypchnął wszystkimi kończynami dziwnego gościa, wywalając go na ziemię. Usłyszał wściekle miauknięcie i syk.
Rudy od razu się podniósł.
- Czermień?! Po...To moje legowisko! Znajdź sobie własne! - miauknął z niezadowoleniem.
Dni serdeczności i bezgranicznej miłości się skończyły.
Szkarłatny Mróz podszedł do jednego z nich, wysunął pazury i drapnął białą korę, zostawiając w niej ślad.
- Po jaką cholerę ty to robisz, lisi bobku? - zapytał się zirytowany Czermień. - Nie będę mówił do ciebie Szkarłatny Mróz, zapomnij. Zostajesz Szkarłatem, jak wcześniej. Dwa człony brzmią paskudnie - uznał czarny.
Rudzielec od razu podreptał do brata.
- Poznają nas po pazurach! Zostawię kilka takich znaków. Jak Szyszka zapomni o twoim czynie, to wrócimy po śladach do Owocowego Lasu! A co do imienia... Dobrze! Zmiana życia, powrót do korzeni! Kocham cię! - miauknął Szkarłat, tuląc się do mordercy.
Czarny syknął kilka razy, gryząc bardzo boleśnie brata.
- Odwal się ode mnie przylepcu! Trochę przestrzeni. - Odepchnął brata na ścianę, boleśnie przygwożdżając go własnym ciałem. Zadem przywalił w tył rudego, pazurami rozerwał szczyt ucha. - Jeszcze raz mnie dotknij, a pożałujesz na wieki. Nie zamierzam do nich wracać. Moja zemsta dotknie to nędzne stado, zobaczysz, lecz nie teraz. - Czermień puścił Szkarłat, następnie odbiegając od niego daleko.
Rudy jęknął boleśnie. Zrobiło mu się przykro, zwyczajnie przykro. Zostawił swój dom, całą społeczność Owocowego Lasu, poświęcił się dla czarnego, ten odwdzięczał się niczym. Nawet nie próbował wykrzesać z siebie optymizmu. Musnął swoje ucho łapą, zauważając drobne kropelki krwi. Westchnął ciężko, wstając. Jedno z Dwunożnych wyszło z legowiska, odsuwając jakąś osłonę z przezroczystych liści. Istota zataczała się, bącząc coś pod nosem. Przewrócił się, lądując pyskiem tuż przed kocurem. Oddech Dwunożnego wyzwolił w rudym uczucie wymiotów.
- Fuj, cuchniesz gorzej od ciotki Golec! - miauknął, krzywiąc się i wywalając język. Potrząsnął łbem. Nie czuł nigdy tak paskudnego zapachu z czyichkolwiek ust.
Dwunożny spojrzał zamglonym spojrzeniem na kota. Wyciagnął przednią łapę, bardzo długą, z pazurami tępymi, ale pokrytymi łysą skórą.
- Nie! Nie dam się uwięzić! - miauknął Szkarłat, drapnął Dwunożnego i od razu zerwał się do biegu.
Nie baczył, dokąd zmierza. Chciał po prostu biec. Mijał obce koty, pachnące tak inaczej niż te z Klanu Nocy czy Owocowego Lasu. Raz po raz przekraczał ciemną ścieżkę, przebitą na pół białymi paskami, jednak szybko z niej zwiewał przez pędzące maszyny. Wydawały dziwne i przeraźliwe dźwięki, kilka z nich się nawet zatrzymało, dwa się zderzyły.
Spotkał wiele bodźców, wszystkie łączące się w całość. Uszy rudego pragnęły ciszy i śpiewu ptaków. Pożałował ucieczki, ale wszystko robił dla brata.
Zatrzymał się w ciemnej uliczce, dysząc ze zmęczenia. Wiedza wojownika i dobra kondycja nie przydały się w tym dziwnym świecie.
Słyszał pisk myszy i większych gryzoni, których nie znał. Głośne dźwięki pędzących potworów z Dwunożnymi w środku zamilkły.
Szkarłat czuł zmęczenie. Nie spał od dosyć dawna przez wędrówkę z Czermieniem. Rozejrzał się wokoło siebie. Nigdzie nie zauważył mchu, skał czy jakiś roślin, za pomocą których mógłby zbudować legowisko. Próbował znaleźć cokolwiek za pomocą węchu, jednak spotkał się tylko z silną mieszanką moczu grupy kotów, psowatych i być może samych Dwunożnych.
Natknął się na dziwny kamień, sztywny, jednocześnie jednak miękki, pokryty nieregularnymi znakami. Szkarłat, z dystansu, pacnął go łapą. Po ataku Czermienia się bał, jak taka pusta faja czy kocur bez jaj.
Dziwny kamień nie odpowiedział. Góra przedmiotu posiadała całkiem dużą dziurę, wyłożoną biało-czarnym mchem. Kocur wszedł do czegoś, co w świecie ludzi znand było jako karton. Popatrzył na grunt, zauważając postacie Dwunogów. Mniejsi machali przednimi łapami, wyższj prezentowali rysunki na skórze.
Szkarłat zdziwił się. Nie spodziewał się, że tacy Dwunożni są aż tak rozumni. Za pomocą tych krzywych szponów potrafili narysować samych siebie i wykonać masę bezużytecznych rzeczy.
Położył głowę na ziemi. Zasnął niemalże od razu.
Wybudził się, gdy czyjeś cielsko przygniotło go do dziwnego mchu. Od razu zareagował. Wypchnął wszystkimi kończynami dziwnego gościa, wywalając go na ziemię. Usłyszał wściekle miauknięcie i syk.
Rudy od razu się podniósł.
- Czermień?! Po...To moje legowisko! Znajdź sobie własne! - miauknął z niezadowoleniem.
Dni serdeczności i bezgranicznej miłości się skończyły.
<Czermień?>
DOBRZE SZKARŁAT DOBRZE
OdpowiedzUsuń