Kremowa poprosiła Obłok żeby chwilę zajęła się Kaczorkiem oraz pozostałymi kociakami, bo musi sobie porozmawiać ze Zbożowym Kłosem. Kotka dosłownie czuła, jak wiszą nad nią szare chmury, a wizja bury od starszej karmicielki ani trochę jej się nie widziała. No ale co miała zrobić? Jak się sprzeciwi, będzie wojna, jak grzecznie jej posłucha też będzie wojna, nawet jak kurde powie swoje też będzie wojna! To bym ten moment kiedy Zbożowy Kłos zapytała samą siebie, czy wszystkie baby są takie drażniące.
— Dlaczego mój syn widział martwego Truskawka! — syknęła zła, gdy tylko cała dzieciarnia opuściła kociarnię i było już czysto. Bengalka położyła po sobie uszy, na zamianę chowając i wysuwając pazury z łap.
— Nie moja wina! Sam wylazł! — miauknęła na swoją obronę, po czym napuszyła futro — Miał siedzieć w kociarni razem z resztą i Żytem! — obruszyła się, gdy Brzoskwinia otwierała mordkę, by coś powiedzieć. Po słowach Zboże jedynie zrezygnowała. Co prawda widać po niej, iż była zła, aczkolwiek najwidoczniej wolała odpuścić. Córka Pliszkowego Kroku strzepnęła uchem, oglądając się za kotką.
* * *
Dacie pyska, groźby zabicia wszystkich jak leci... Gdyby od początku wiedziała, że poród jest taki okropny, to w życiu by się na to nie zdecydowała! Znalazłaby jakiś sposób, żeby pozbyć się kiełkujących w niej gówniaków! Jednak jakoś to wszystko poszło i wkrótce kocica leżała wymęczona, dysząc ciężko przez sen. Nie miała jeszcze pojęcia jak nazwać dzieciaki, ale wolała z tym poczekać. Niestety, spokój zakłóciło pacnięcie w pysk. Niechętnie otworzyła oczy, mając przed sobą Kaczorka. Zamrugała kilkakrotnie, mając wrażenie, że się przewidziała. Nic jednak mylnego. Wszystko z nią było dobrze. Faktycznie rudy knypek koczował tuż przed jej nochalem.
— Ale krzyczałaś! Aż mama zatykała mi uszy! — miauknął wesoło, przyglądając się kocicy z uwagą. Zboże jednak nie podzielała jego entuzjazmu. Miała ochotę kopnąć go w dupsko, byleby dał jej spokój.
— Idź sobie — burknęła pod nosem, zwijając się w jeszcze mniejszą kulkę. Ogonem zakryła swój pysk, opatulając dwójkę kociąt, które smacznie spały, co jakiś czas popiskując pod nosem, gdy szukały na oślep jedzenia. Na całe szczęście dźwięk przez nie wydawany był tak cichu, że bengalka czasem musiała się ostro wysilić, by je usłyszeć.
— Co to? — kolejne miauknięcie przerwało słodki odpoczynek. Otworzyła jedno czekoladowe ślepie, zerkając na Kaczorka, który najwidoczniej uparł się, by jej dupę zawracać.
— Dzieci — miauknęła od niechcenia — Nie zawracaj mi ogona. Idź pomęcz Żytnie Pole — mówiąc to, wskazała końcówką ogona burą kotkę, która właśnie dziarsko dreptała w stronę żłobka. Wesoły uśmiech psuł tylko opatrunek na jej policzku, który zakrywał ranę zadaną przez pazury Zboża.
< Kaczorku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz