- A ja tak mogę? – rozchyliła zaskoczona pyszczek, wyczekująco obserwując wielkiego rudzielca zielonymi ślepiami.
- Skoro ja tak mówię, to jak najbardziej – odparł uspokajająco, co tylko wzbudziło w Zgubie ekscytacje. Nerwowo przebierała łapkami w miejscu, dopóki Lisia Gwiazda nie spostrzegł jej entuzjazmu i gotowości, po czym skinął do niej łebkiem i ruchem ogona nakazał podążać za sobą. Koteczce nie trzeba było powtarzać tego. Imitujący uśmiech grymas na pyszczku nie opuszczał jej aż do momentu, w którym dowiedziała się, że przeszli przez granicę obozu.
Sama nie wiedziała, czego dokładnie miała się spodziewać. Chyba jej wyobrażenia o tym miejscu były aż nazbyt wyolbrzymione, bowiem zastała tylko las. Nie odzywała się, gdyż z wyczekiwaniem rozglądała się za ciekawszym widokiem, którego niestety nie dostrzegła.
- Czy tu coś jeszcze będzie? – zapytała niespodziewanie, z ogromną nutką nadziei w głosie. Nie uzyskała odpowiedzi, gdyż z pobliskich krzaków wydobył się szelest, a spomiędzy liści wysunęła się niewielka mysz, która prawdopodobnie nie dostrzegła zagrożenia. Zguba spojrzała od razu na rudzielca, który przyczaił się i w krótkim ułamku sekundy, pozbawił gryzonia życia.
- Poza obozem zawsze znajdzie się jakaś zdobycz – wyjaśnił, odpowiadając jednocześnie na wcześniej zadane przez kotkę pytanie. – W takich miejscach preferuje się raczej ciszę, jeśli cokolwiek ma wpaść w łapy – dodał.
Szylkretka odebrała to jako życiową naukę. Przez cały pobyt w tym miejscu milczała, rozmyślając nad prostymi sprawami, a jednocześnie rozglądając się, w poszukiwaniu czegoś ciekawego.
*************
Nastała Pora Nagich Liści, a przy tym Zguba ukończyła 6 księżyców, co równało się z tym, iż miała zostać mianowana na ucznia. Brzmiało to dla niej ekscytująco, a zarazem poważnie. Nie będzie już wiodła życie beztroskiego kociaka, a zacznie prawdziwą naukę o życiu. Przez cały dzień rozglądała się po wszystkich wojownikach, nie mogąc się doczekać, aż dowie się, kto zostanie jej mentorem.
Od rana nie była w stanie usiedzieć na tyłku, nie mogąc doczekać się procesu mianowania. Paprotkowa Pieśń miała problem z wylizaniem pociechy, nie tylko przez jej ciągłe wiercenie, ale i z powodu wzruszenia, iż jej jedyna i pierworodna córka opuszcza żłobek, przy czym zaczyna poważny trening na przyszłego wojownika.
Koteczka usłyszała głos lidera, zwołującego zebranie. Wąski drgnęły jej z ekscytacji.
- Mamo, czy to już czas? – zapytała pogodnie, czując, że serce omal nie wyskakuje jej z klatki.
- Tak. Za niedługo staniesz się uczniem – rodzicielka pochyliła się do młodej i liznęła ją czule po czole. Zguba wydała z siebie cichy pomruk zadowolenia i wyleciała w niebywale szybkim tempie z jaskini. Biegnąc do tłumu, nie mogła się nadziwić ogromnej ilości kotów, jakie znajdują się w klanie. Nie słuchała niczego, dopóki nie skazano jej podejść, a potem znany jej lider oficjalnie mianował ją uczniem.
- Zgubo, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Zgubna Łapa. Twoim mentorem będzie Czerńcowy Mrok. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę.
Następnie rudy kocur spojrzał na stojącego nieopodal arlekina i machnął ogonem, przywołując go do siebie. Zguba nie skupiła się na kierowanych do przybysza słowach, zapamiętała jedynie jego imię. Czerńcowy Mrok.
Obserwowała go z podziwem, czekając, aż obróci się do niej. Zetknęli się lekko nosami, a szylkretka wciąż nie mogła uwierzyć w to, iż właśnie otrzymała własnego mentora oraz uzyskała rangę ucznia.
Po chwili zaczęła słyszeć, jak tłum wykrzykuje jej nowe imię. Niby zmieniło się o tylko jeden przyrostek, a przynosił ze sobą tyle satysfakcji! Miała okazję wymienić z mentorem parę słów, choć nie mogła skupić się na czymkolwiek innym, niż jego śmiesznie uformowanego futra na czubku głowy.
Po wszystkim mogła podejść do rodziców i usłyszeć z ich pyszczków same miłe słowa. Życzyli jej powodzenia na przyszłość i z przekonaniem mówili, iż z pewnością odniesie sukces. Musiała także pamiętać, by nie zapominać co jakiś czas ich odwiedzać.
Na sam koniec Zgubna Łapa podeszła do swojego ukochanego dziadka, który to w jej oczach był świetną motywacją do intensywnych treningów. Pomimo upływu księżycu, jego blizny wciąż jej nie obrzydzały, a wręcz wydawały się intrygujące. W końcu – musiał je zdobyć najpewniej w jakiejś niesamowicie trudnej walce.
<Lisia Gwiazdo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz