Szyszka poruszyła wąsami w lekkim rozbawieniu.
- Nie, to już wszystko. Możesz odpocząć, Piorunie. - miauknęła.
Nie chciała przeszkadzać kocurkowi. Pewnie był zmęczony treningiem. Konopia mogła być wymagającą mentorką zdaniem czarnulki. Karmicielka ruszyła w drogę powrotną przez obóz, powoli stawiając łapy, idąc spokojnym, acz równym krokiem. Wsłuchiwała się w dźwięki natury, którą zawsze bardzo lubiła. Brzuch przywódczyni był na tyle ciężki i duży, że ledwo mogła stawiać kroki, czując, że szybko się męczy.
Dotarła do legowiska medyka i z ciekawości zajrzała do środka. Zauważyła Śliwkę i Brzoskwinkę, zajmujące się Lśniącym Księżycem, który został ugryziony przez szczura. Czarnulka nie mogła dojrzeć z początku ich mentora, więc weszła głębiej, rozglądając się za Wschodem. Medyk leżał na swoim legowisku, okładając własną łapę jakąś papką. Zmartwiona podeszła bliżej.
- Co się stało?
- Skręciłem tylną łapę, gdy wróciliśmy ze zbierania ziół. - wyznał Wschód. Na jego pysku malowało się skrzywienie spowodowane bólem, ale mimo wszystko posłał delikatny uśmiech czarnej kotce.
Szyszka życzyła mu szybkiego powrotu do zdrowia. Karmicielka opuściła leże, chcąc nacieszyć się jeszcze piękną pogodą, zanim ta dobiegnie końca.
- Uwaga!
Zatrzymała się błyskawicznie. Piorun spadł z gałęzi, prosto na cztery łapy. Kocurek otrząsnął się, zerknął na nią oburzonym spojrzeniem, pusząc swoje futerko.
- Czemu się gapisz?
- Uważaj przy skakaniu z gałęzi na gałąź. Musisz nabrać w tym większej wprawy, żeby sobie nie zrobić krzywdy. - miauknęła łagodnie Szyszka. Gdyby nie spodziewanie się kociąt, pewnie pokazałaby Piorunowi jak to zrobić.
<Piorun? krótko trochu>
Wyleczeni: Lśniący Księżyc, Wschód
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz