Wyszłyśmy razem z Księżycowej Groty. Od mianowania minęło kilka dni.
< Konwalio? Sorka że tak długo czekałaś i za gniota>
Ciocia dziwnie się zaczęła zachowywać od mojego mianowania. Ciągle ględziła o tych zasadach i jak je złamię, gwiezdni trafią we mnie piorunem. Nie wiem czemu tak się denerwuje, jak mówi o nich.
- Może pouczymy się trochę o ziołach, co ty na to ciociu Konwalio? – spytałam bliżej przyglądając się mentorce.
- Dobrze, cór… Stokrotko. Pamiętasz, o czym uczyliśmy się na poprzednim treningu?
- Zasady kodeksu medyka. Na końcu trochę pouczyliśmy się o chorobach. – odpowiedziałam – Ale dzisiaj będziemy uczyć się czegoś ciekawego co nie?
- Obiecasz mi, że nigdy, przenigdy nie złamiesz kodeksu? Nigdy… proszę.
-Tak… Możem… - chciałam skończyć zdanie, ale błagalny wzrok cioci nie dał mi wyboru.
- Obiecuje, że nie złamię kodeksu medyka. – poprawiłam się – A opowiesz mi o czarnym kaszlu?
- Nie wszystko na raz… Może pouczymy się dzisiaj o truciznach? Jest ich mało. Pójdziemy je znaleźć i uzupełnić zapasy. Pamiętaj, żeby ich nie dotykać i nie jeść. – wymiauczała czarno-biała medyczka.
****
Jesienne liście opadały z drzew. Kociaki często próbowały je łapać albo wskakiwały w małe, liściaste kupki. Wśród nich była Tupot bawiąca się kasztanem.
Cętkowany Kwiat obserwowała swoją córkę.
Posłałam im uśmiech, przechodząc z Konwaliowym Sercem obok żłobka. Bura kocica szybko odwzajemniła uśmiech, a kocię wesoło pomachało mi ogonem, przytulając mamę.
Wyszliśmy w cichy z obozu. Przeszłyśmy przez kilka wysokich traw. Ciocia Konwalia stanęła.
- Jesteśmy już. Tutaj będziemy szukać Jagód śmierci, Cisu i nasiona naparstnicy. Zbliża się pora nagich drzew i trzeba skompletować rośliny.
- Może pouczymy się trochę o ziołach, co ty na to ciociu Konwalio? – spytałam bliżej przyglądając się mentorce.
- Dobrze, cór… Stokrotko. Pamiętasz, o czym uczyliśmy się na poprzednim treningu?
- Zasady kodeksu medyka. Na końcu trochę pouczyliśmy się o chorobach. – odpowiedziałam – Ale dzisiaj będziemy uczyć się czegoś ciekawego co nie?
- Obiecasz mi, że nigdy, przenigdy nie złamiesz kodeksu? Nigdy… proszę.
-Tak… Możem… - chciałam skończyć zdanie, ale błagalny wzrok cioci nie dał mi wyboru.
- Obiecuje, że nie złamię kodeksu medyka. – poprawiłam się – A opowiesz mi o czarnym kaszlu?
- Nie wszystko na raz… Może pouczymy się dzisiaj o truciznach? Jest ich mało. Pójdziemy je znaleźć i uzupełnić zapasy. Pamiętaj, żeby ich nie dotykać i nie jeść. – wymiauczała czarno-biała medyczka.
****
Jesienne liście opadały z drzew. Kociaki często próbowały je łapać albo wskakiwały w małe, liściaste kupki. Wśród nich była Tupot bawiąca się kasztanem.
Cętkowany Kwiat obserwowała swoją córkę.
Posłałam im uśmiech, przechodząc z Konwaliowym Sercem obok żłobka. Bura kocica szybko odwzajemniła uśmiech, a kocię wesoło pomachało mi ogonem, przytulając mamę.
Wyszliśmy w cichy z obozu. Przeszłyśmy przez kilka wysokich traw. Ciocia Konwalia stanęła.
- Jesteśmy już. Tutaj będziemy szukać Jagód śmierci, Cisu i nasiona naparstnicy. Zbliża się pora nagich drzew i trzeba skompletować rośliny.
< Konwalio? Sorka że tak długo czekałaś i za gniota>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz