Przez całą noc zastanawiał się, czy jego ojczulek jest szalony, czy zwyczajnie robił to z litości. Owszem, Leszczynek całym sobą kochał Iglastą Gwiazdę ale... on i uczeń? Czy point nie pomylił się za bardzo? Nerwowo przesunął łapą po swoim posłaniu. Słońce jeszcze nie wzeszło a on już miał dosyć tego dnia i pragnął, by się zakończył.
Nie potrafił być mentorem.
Nie. Zwyczajnie nie.
Co z tego, że uczył go najlepszy wojownik i łowca w klanie? Rudzielec doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie przekazać całej wiedzy Wróbelkowi, jaką otrzymał od jego ojca, Wilczego Serca. Zwiesił łeb, wpatrując się w swoje skrzywione łapki. Może powinien iść ścieżką medyka? Kocur był niemalże przekonany, że popełnił błąd, godząc się na zostanie wojownikiem. No a teraz było już po ptakach.
Dodatkowo Malinek... tęsknił za nim potwornie, przepłakał przez to też wiele nocy, nawet nie potrafiąc się uspokoić. Każda myśl o burym kocurku i jego pięknych, błękitnych oczach, zamiast go uspokajać tak, jak dawniej, teraz doprowadzała go na skraj histerii. I to wszystko przez Nagietkową Pręgę. Po co on za nim lazł, co?! Zniszczył wszystko, jakby tego było mało przez to Malinek przestał przychodzić na spotkania, co tylko jeszcze bardziej rozrywało na drobne kawałki serce młodego wojownika.
— Hej, Leszczynku, nie zaśpij na trening z Wróbelkiem — melodyjny głos Miedzianej Iskry sprowadził go na ziemię. Szybko starł łzy z mordki, po czym niemrawo pokiwał głową, wstając zaraz.
Partnerka jego ojca miała rację, nie mógł zawalić treningu burego kocurka. Na pewno nie z własnych, bardzo osobistych pobudek. Zmęczony czy nie, musiał się ruszyć, uśmiechnąć się sztucznie, by ukryć złamane serce. Tak, to będzie najlepsze wyjście.
— W-wróbelku — miauknął niemrawo, stając przed wejściem do legowiska terminatorów. Kocurek natychmiast odwrócił uśmiechniętą mordkę w jego stronę. Bez słowa wstał, by zaraz podreptać do swojego mentora, życząc przyjacielowi owocnego treningu.
Leszczynek ściągnął uszy do tyłu, słysząc pytanie kocurka. Zwykłe, niewinne "co będziemy dzisiaj robić?" wywołało u niego prawie, że zawał serca. Na zmianę zamykał i otwierał mordkę, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
— Granice. O-bejd-dziemy nasz-ze granice. P-przy okazji p-pozna-asz z-zapachy k-klanów — miauknął niemrawo, ruszając w stronę klanu burzy. Miał ochotę po prostu zwinąć się w kulkę. To oczywiste, że celowo jako lekcję numer jeden wybrał poznawanie granic. Nadal bowiem miał cień nadziei, że jeszcze natrafią na ślad burego kocurka. Jednakże świadomość, że najpierw powinien zacząć od pokazania młodzikowi terenów ich własnego klanu, zżerała go od środka. Zwyczajnie czuł narastające poczucie winy.
— Wujku? Wszystko dobrze? — miauknął z troską Wróblowa Łapa. Leszczynek przystanął na moment, mając wrażenie, jakby obok niego pojawił się na kilka uderzeń Wilcze Serce. Może wzrok i słuch płatali mu figle? Wlepił niebieskie ślepia w swojego ucznia. Naprawdę miał wrażenie, że przez kilka uderzeń serca stał przed nim wujek Wilcze Serce.
— T-tak, t-tak — wydukał niemrawo, odrzucając od siebie dziwne myśli — C-co cz-czujesz? — zmienił temat, gdy tylko do jego nosa dotarł zapach królików oraz pól.
< Wróbelku? >
Kraaa mogliście nie zabijać malinka
OdpowiedzUsuń:((