- Przepraszam... - zaczęła ocierać swoim ogonem łzy. - J-ja d-dziękuję ci, wam. J-jesteście tacy m-mili...
- Ty płaczesz? - zapytał Orlikowy Szept.
- N-nie... - jęknęła cicho Konwaliowe Serce. - Chyba w-wleciało mi coś do oka.
***Jakieś kilka dni po powrocie Konwalii z kociakami do Klanu itp.***
Właściwie cały czas przesiadywała w żłobku, czasami nawet nie wykonywała swoich obowiązków. Uważała, że dzieci były jak na tą chwilę najważniejsze, starała się nimi zajmować jak najlepiej. Czasem zrobiła dla nich ''zabawkę'' z roślin lub patyków, bądź obydwóch rzeczy, albo z czego innego. Nie którzy członkowie klanu uważali, że przesadza, ale to nie oni byli matką kociąt, a przynajmniej tak uważała czarna. Potrafiła dla kociaków zarywać nawet noc. Ba! Nawet kilka. Kochała całym sercem swoje córeczki, wszystkie, nawet Noc, która znajdowała się daleko od niej. Tęskniła za Świtającą Maską i szkrabek tak bardzo podobnym do niej, ale wiedziała i wierzyła, że płowy też stara się jak może dla swojego potomstwa. Męczyły ją wyrzuty sumienia, nie umiała się w żaden sposób ich pozbyć, próbowała się od nich odciągnąć, zając się czymś innym, ale później przychodził tak bardzo męczący głos, który nie dawał jej spokoju. Czuła się jak więzień swojej psychiki, ale wiedziała, że to wszystko przez nią.
Na jej oczach powoli pojawiały się skutki jej wszystkich działaś i małe odzwierciedlenie jej wszystkich uczuć. Tęsknota, zmęczenie i ogromny żal do samej siebie. Wymuszała uśmiech na swoim pysku by nikt nie martwił się o nią.
- M... - przerwała naglę słowo, które chciały powiedzieć jej usta oraz umysł. - Ciocia jest przy was, moje małe kruszynki. - szepnęła liżąc po głowie swoje dwie córeczki. Tak bardzo nie chciała ich stracić, były prawie jej całym światem. - Patrzcie co dla was mam, zrobiłam dla was taką kulkę. - rzecz jasna małe niedawno urodzone maluchy zupełnie nic ni zrozumiały, któreś z nich pisnęło, ale później się położyło i zasnęło.
- Konwalio, nie możesz tak przy nich stać cały dzień oraz noc, z resztą one i tak są za małe by cokolwiek zrozumieć i zapamiętać. Nie potrzebują tych wszystkich rzeczy, zapełniasz nie potrzebnie nimi żłobek, rozpieścisz je, a to nie będzie dobre. - usłyszała głos jej przyjaciela dochodzący od wejścia do kociarni.
- A-ale one na to zasługują. - miauknęła kotka nie odrywając wzroku od maleństw.
Biały przewrócił oczami.
- Musisz jakoś się rozerwać. - odrzekł.
- Rozerwać? Mam pełno pracy...
- Przedtem miałaś czas dla przyjaciół, Chabrowa Bryza i Piaskowa Ścieżka się nimi zaopiekuje pod nieobecność.
- Ale ona nie da im zabawki.
- To sobie z nimi siedź jeśli uważasz, że tak bardzo co dopiero urodzone kociaki potrzebują różnych gratów. - miauknął już trochę zirytowany wojownik. - Rozumiem, że się starasz, ale świat dalej istnieje, nie zniknął. Ty dalej jesteś medyczką, a życie toczy się dalej. Chodź zrobimy coś razem, jak chcesz...
- Chcę. Możemy pójść na spacer, dawno mnie nie było...
<Orlikowy Szept?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz