— Dalej nie idziemy. To granica. — wyjaśnił starszy kocur. — Lepiej się tam nie zapuszczać... Pełno tam lisów.
— Lisów? — dopytywał uczeń.
— Tak. Atakują koty. Są niebezpieczne. Pstrągowa Gwiazda straciła jedno życie walcząc z tą bestią. — Machnął ogonem — Wracajmy. Na dziś starczy. Pewnie jesteś głodny?
Króliczek otworzył pyszczek, wychwytując jakiś mocny, nieciekawy zapach. Zapewne był to lis, o którym mówił wujek. Nie pachniał dobrze, pewnie też wyglądał okropnie. Nie chciał spotykać takiego drapieżnika.
— T-tak, w-wracajmy. — miauknął kocurek. Poczuł burczenie w brzuszku. Faktycznie zjadłby jakąś smaczną rybę. Spojrzał na swojego mentora. — Jestem.
Jesionowy Wicher skinął głową. Ogonem dał znać niebieskiemu kocurkowi, żeby oboje skierowali się już w drogę powrotną. Królicza Łapa chętnie za nim podążył, nie miał zamiaru spotykać się z lisem, który mógł się przecież gdzieś w okolicy kręcić. Niebieski kocurek dreptał za wujkiem, zastanawiając się też, co będą robić następnego dnia.
Droga do obozu zdawała się dłużyć w nieskończoność. Zaskakujące, bo gdy pierwszy raz wyruszyli, wszystko działo się bardzo szybko. Tym czasem czas na ich treningu zleciał, a to był dopiero początek. Uczeń z uśmiechem na pysku wkroczył do obozu. Rozejrzał się. Wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Ostatni pobratymcy dzielili się językami, pomału gotowi, by udać się na spoczynek po całym dniu. Kocurek ruszył za swoim mentorem w stronę sterty ze zwierzyną.
— Było super. — miauknął Królicza Łapa.
Przyciągnął do siebie małą rybę. Nie potrzebował aż tak dużo posiłku. Wolał więcej zostawić dla swoich pobratymców, którzy bardziej teraz potrzebowali pożywienia. On mógł sobie jakoś poradzić i bez. Pochylił się, zjadając kilka kęsów ryby. Była przepyszna. Jej woń oraz świeże mięso, szybko zapełniły jego brzuszek.
— Jutro też tak będzie. Spotkamy się przy wyjściu z obozu. Wstaniesz?
— Postaram się. — miauknął kocurek, otaczając ogonek wokół ślicznych łapek.
<Jesionku? Możesz zrobić skip do następnego dnia>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz