*po wyzwoleniu klanu*
Nagrzany las nie chronił już tak dobrze przed gorącem.
Leżał, ukryty wśród krzewów, rozciągnięty na ziemi. Nie był szczególnie wrażliwy na upały, ale dziś żar zdawał się lać z nieba i nawet on miał dość. Było mu niewygodnie, chciał stąd iść, zająć się czymś, ale nie miał siły. Więc leżał dalej, znudzony.
Klan był wolny.
Wiedział, że powinien się cieszyć, ale coś nie dawało mu spokoju. Wredna myśl, sprawiająca, że nie potrafił się poruszyć, że szukał samotności.
To w żadnej mierze nie była jego zasługa.
Dlaczego, dlaczego mimo tego, że tak bardzo się starał, wszystko działo się poza nim? Dlaczego o wszystkim dowiadywał się ostatni, już po fakcie? Czuł się… odrzucony. Nie ważne, jak bardzo chciał stać się częścią klanu, dla nich dalej był pieszczochem-samotnikiem. Buckiem. Nie Wilczym Sercem.
Nad jego łbem przeleciała mucha, głośno bzycząc. Nawet nie ruszył łapą, żeby ją przegonić. Przewrócił się na drugi bok, przeciągnął. Ziewnął, prezentując masywne kły.
- A może pora po prostu przestać się użalać nad sobą? - stwierdził jakiś cichy głos w jego głowie. - Weź się w garść. Nie jesteś całkiem sam, masz przecież Wróblowy Śpiew. I Borsuczą Gwiazdę, masz do kogo otworzyć pysk. Jeśli tylko się do nich pofatygujesz, oczywiście. Lider nawet sprawia wrażenie, jakby cię rozumiał. Inni cię unikają? Ich strata! Nie są ci do niczego potrzebni.
Zamruczał, nie do końca jednak przekonany.
- Zresztą, dobrze wiesz, że nie warto się otwierać. Chcesz znowu cierpieć? Dobrze jest, jak jest. Nie znają cię, więc nie potrafią skrzywdzić. Nie zawdzięczasz im nic, potrafisz poradzić sobie sam, prawda?
W głowie mignął mu rudy pysk Płomienistego Świtu. Coś mu jednak zawdzięczał… A medyczka? Starsza?
- Walczyłeś z Lisią Gwiazdą? Walczyłeś. Polujesz, dostarczasz jedzenie starszym, zajmujesz się Wróblowym Śpiewem. Czy nie odwdzięczyłeś się im? Nawet z nawiązką? Jeśli nie potrafią tego docenić to ich problem, nie twój!
Uśmiechnięta, szylkretowa koteczka. Ciepłe powitania. Pocieszające rozmowy…
- Nie potrzebujesz ich. Wycofaj się, zanim ktoś znowu cię skrzywdzi. Czujesz się szczęśliwy, tak? Pamiętaj, to nigdy nie trwa wiecznie. Przypomnij sobie, jak twoje szczęście skończyło się poprzednim razem.
Obnażył kły w nieszczerym uśmiechu.
To prawda. Nie potrzebował ich. Nie potrzebował nikogo.
Poradzi sobie sam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz