— Doskonale wiesz Puszko, że przeprawa przez Siedlisko Dwunożnych nie jest dla mnie najprzyjemniejsza, ale znam trasę do Złotej Trawy doskonale — rzucił oschle i nawet nie odwracając się do towarzyszących mu kotek, czmychnął na nisko położony mur i poruszył ogonem, dając znak pozostałym na ziemi, by uczyniły to samo. Starsza warknęła z irytacją i oddała skok, jednak...podążająca za nimi koteczka miała z tym delikatny problem. Po chwili jednak wyrównała krok i trzy koty szły w ciszy, jeden za drugim, przemierzając betonową dżunglę. Raz po raz wzdłuż małej Grzmiącej Ścieżki poruszał się Potwór, przepełniony w swym wnętrzu Dwunożnymi, jednak jedynym kotem, który się tym przejmował, był zestresowany Bratek, który fuczał i wyklinał na każdego przejeżdżającego Potwora.
— Moi Państwo mówili na to pojazd kochaniutki — mruknęła niebieskooka, starając się zagadnąć do prowadzącego małą wycieczkę kocura — Kiedy stał na podwórku, był niegroźny — zapewniła, rozglądając się z pogodnym uśmiechem na pyzatej mordce. Faktycznie, chodzenie po Siedlisku Dwunożnych zdawało się dla niej takie bliskie...a jednak to nie były te same drogi i domy, w których się wychowała. Na odpowiedź ciemnego nie musiała długo czekać, bowiem ten zjeżył delikatnie sierść i warknął przez bark
— Ale te tutaj się ruszają, więc zamknij pysk i chodź za mną
— Grzeczniej Bratek — upomniała się starsza, bura kotka, poruszając przy tym wibrysami z niezadowoleniem - Ach wy młodzi, ciągle tylko byście jakieś burdy robili!
— Burdy? To ten mysi móżdżek ciągle mówi o Potworach, jakby były niegroźne!
Bura uciszyła jednak kocura ostrym syknięciem i reszta trasy minęła już w spokoju. Nie trwało to zresztą krótko, bowiem po trzech wschodach słońca dopiero, trzy koty znalazły się przy Złotych Trawach. Było to bowiem pole, w całości pokryte powoli kiełkującym zbożem, prawdopodobnie zasianym przez jednego z Dwunożnych. Na szczęście w momencie, w którym trójka wędrowców przemieszczała się przez Złote Trawy, żadnego na nim nie było. Szczęście sprzyjało im od samego początku, kiedy to Puszka znalazła kotkę pałętającą się przy Siedlisku Owiec, o mały włos nie będąc przez te stworzenia zadeptana.
— To tu, dalej Cię nie zaprowadzę — charknął kocur, twardo siadając na ziemi i poruszając swoim nadgryzionym uchem
— Dziękuje Ci Bratku, oraz tobie Puszko, bez was na pewno bym-
— Idź rzesz, a nie gadasz od rzeczy! Marnujesz czas... — odparł niecierpliwie kocur, który po chwili został zdzielony ogonem w pysk, mamrocząc pod nosem, cofnął się i zjeżył ostrzegawczo, jednak bura kocica nawet na niego nie zerknęła, a podeszła do pręgowanej i polizała ją delikatnie między uszami
— Posłuchaj, musisz teraz iść przekroczyć Drogę Grzmotu, co jest bardzo niebezpieczne. Potem udaj się wzdłuż niej, jednak po drugiej stronie. Kiedy zacznie się bagna, przekrocz ją ponownie i powinnaś znaleźć się na terenie jakiegoś klanu — wytłumaczyła chrapliwie kotka i westchnęła, przejeżdżając spojrzeniem po sylwetce młodej kici. Dzięki chwilowemu pobytowi u dobrego, starszego dwunożnego, srebrzysto-niebieska nie utraciła wiele swoje masy, dlatego nadal była pulchna, co mogło utrudnić jej, dostanie się do klanu. Jednak jej zapal do odnalezienia pomocy, nie pozwalał starej Puszce na zrujnowanie planów młodej samotniczce z przymusu
— Dobrze, jeszcze raz dziękuje — zamruczała pożegnalnie i po chwili odeszła, znikając w wysokich trawach, dążąc w kierunku drogi, jaka miała przekroczyć.
— Nie przeżyje tam sama...
— Wiem, dlatego musimy być dobrej myśli, że ktoś jednak się nad nią zlituje.
Po chwili dwójka samotników również wstała i odeszła z miejsca ostatniego spotkania ze srebrzystą pieszczoszką. Kolejne kilka wschodów i zachodów słońca zajęło koteczce przeprawienie się przez Drogę Grzmotu i podążanie wzdłuż niej w poszukiwaniu bagien. Nie wiedziała, gdzie idzie, czy uda jej się ponownie przekroczyć ciemną drogę, obok której spała, jadła i szła. Na całe szczęście z dobrej woli Puszki nauczyła się jakkolwiek polować, więc mogła zapewnić sobie słabe jednak zawsze jakieś wyżywienie. Nie było to coś, czym chciała się chwalić, jednak zmuszona do samotnej tułaczki jakoś musiała się żywić prawda? W końcu teren pod jej łapami się zmienił, a ziemia stała się bardziej mokra i miejscami grząska - bagno! Tak jak mówiła jej bura starsza. Kiedy tam dotarła, słońce już dawno schowało się za koronami drzew, spowijając ten odcinek drogi, gdzie zatrzymała się Jemioła egipskimi ciemnościami. Dlatego jedynym rozsądnym posunięciem było przeczekanie i wyruszenie dopiero rankiem, co zresztą kotka uczyniła. Kiedy tylko obudziła się, umyła brudną i matową miejscami sierść, zaczęła szykować się do przekroczenia na całe szczęście mało ruchliwej części Drogi Grzmotu. Ponieważ gdzieś tam po drugiej stronie, kryły się obiecane dzikie koty, które to podobno miały jej jakoś pomóc. A przynajmniej tak mówił jej samotnik, który wyprowadził ją w te strony. Nie wiedziała nic o tym, jak powinna się zachować, co powiedzieć, czego nie, ale jedno na pewno wiedziała - musiała poprosić o pomoc i schronienie. Ta wędrówka ją niedługo wykończy! Kiedy ona ostatnio jadła porządny posiłek? Oj ile czasu temu to było! Jak na zawołanie zaburczało jej w brzuchu, a na pysk wkradło się zmartwienie.
***
Po przekroczeniu ścieżki minęło kilka dni, za nim kotka zdecydowała się wejść głębiej na tereny obiecanego klanu. A jak to nie tu? Jak źle trafiła, bo przekręciła słowa burej kocicy? Nie, przecież skręciła od razu przy zaczynających się bagnach, to musiał być ten teren, o którym mówiła jej starsza. W taki o to sposób, srebrna kotka zapuściła się na treny należące do Klanu Nocy. Szła spokojnie, rozglądając się i podziwiając to, jak mieszkają dzikie koty. Wprawdzie nie było tu ogrodzeń i ciepłych Gniazd Dwunożnych, jednak wydawało się całkiem bezpiecznie, aż tu nagle...
Gołąb przeleciał nad głową byłej już pieszczoszki, skutecznie jeżąc na jej grzbiecie puszyste futerko. Rozejrzała się i poruszyła uszami
— Czy ktoś tu jest?
Zapytała cicho, jednak nikt jej nie odpowiedział. Westchnęła i zerknęła nad siebie, uśmiechając się delikatnie. To tylko gołąb! Spotykała takie, kiedy wychodziła na podwórko w swoim domu i rozmawiała z wieloma kotami i innymi. Owszem, raz wdała się w rozmowę z psem, który o dziwo ja rozumiał, a ta rozumiała jego. Nie bała się ich, chociaż z opowieści Bratka czy Puszki, mogła wywnioskować, że w tych stronach i wedle dzikich kotów, psy stanowiły zagrożenie. Może tu są jakieś inne rodzaje psów? Jednak córka pieszczoszki o tym nie myślała, ruszyła pewnym i żwawszym krokiem, nadal się rozglądając i poszukując jakiegokolwiek kota, który mógłby jej pomóc, powiedzieć gdzie jest i nakierować. Gdzieś tam z tyłu głowy majtały jej opowieści o brutalności owych kotów, jednak...nasłuchała się już tylu opowieści, że mogła śmiało powiedzieć, że te podawane z pyska do pyska zawsze są wyolbrzymione. Ostatecznie koteczka postanowiła wycofać się z powrotem do linii Grzmiącej Ścieżki i tam poczekać na przybycie jakichś kotów. Ostatecznie ponowni swoją próbę i wejdzie głębiej między drzewa bądź zwiedzi gładką przestrzeń, spowitą trawą, którą zobaczyła jedynie kątem oka poprzedniego dnia. Odeszła kawałek od śmierdzącej powierzchni i umościła się przed małą norką, z wyczuwalnie starym zapachem jakiegoś zwierzęcia. Nie wiedziała jakiego, ale... Na pewno przez dłuższy okres go tu nie było. Westchnęła, siadając i zaczynając wylizywać sobie łapki oraz poduszeczki wręcz pulsujące jej z bólu. Pościerała je sobie? Oby tylko! Teraz zostało jej tylko czekać - czekać aż do zapadnięcia zmroku, w tym obcym i nieprzyjaznym dla niej miejscu. Szum i smród potworów zaczął jej doskwierać, jednak siedziała i siedziała. Nie mogła się poddać, bo zaszła zdecydowanie za daleko!
— Oh! Moje futerko! Jak zobaczą mnie w takim stanie, to na pewno mi nie pomogą — wymamrotała sam do siebie pod nosem i mimo zmęczenia, które nagle spadło na nią jak grom z jasnego nieba, zaczęła powolną i dokładną pielęgnację. W końcu, jaki kot chciałby pomagać TAK wyglądające kotce w opalach? No który!
<ktoś z Klanu Nocy bądź Klanu Burzy??>
klep
OdpowiedzUsuń