— W Klanie Nocy żyje bardzo dużo kotów — warknęła Pstrągowy Pysk, otrząsnąwszy się ze zdumienia. Teraz była nie tyle, co zdezorientowana, co zirytowana. — A pomóc możemy ci najwyżej w wylądowaniu na Drodze Grzmotu. Mamy wystarczająco dużo problemów bez otyłych pieszczochów kręcących się nam po terenach i kradnących zwierzynę.
Koteczka zamrugała i uśmiechnęła się delikatnie, jakby w ogóle nie dotarły do niej te słowa.
— Na Drodze Grzmotu byłam całkiem niedawno kochanie, naprawdę nie chciałabym tam wrócić — miauknęła i nieznacznie poruszyła ogonem, odwracając się za siebie, niezbyt łapiąc aluzje co do pozbycia się jej. — Nie kradłam żadnej zwierzyny, naprawdę! Jestem tu dosłownie od kilku chwil. Nie mogłabym was okraść, to nieładne! — gdy mówiła, klepnęła na zadku, wpatrując się to w Pstrągowy Pysk, to znów na Wronią Łapę, po czym westchnęła i z wyrazem zdezorientowania opuściła łebek. — Zgubiłam się, nie wiem jak wrócić do domu. Naprawdę obiecuje, że nie będę sprawiać problemów kwiatuszki! Mogę jeść minimalne porcje, to nie problem!
Obiecała, spoglądając już bardziej błagalnie na burą kotkę w ciemniejsze cętki, bo to właśnie z nią dane było jej rozmawiać. Wronia Łapa jak była zdezorientowana, tak siedziała cicho, dając swojej mentorce nikły zaszczyt użerania się z Jemiołą. Zerkała co jakiś czas to na srebrzystą, byłą pieszczoszkę, a to na Pstrągowy Pysk. Niebieskooka natomiast, obserwowała obie kotki w nadziei, że udzielą jej pomocy, o którą prosiła. Nie było to wcale tak wiele. Jedynie chciała na jakiś czas uzyskać schronienie i potem poprosić o pomoc w odnalezieniu drogi do domu. Tyle! Potem jej już nie zobaczą nigdy na oczy oj nie. I tak już na bardzo długo zostawiła swoją mamę i rodzeństwo, naiwnie podążając za samotnikiem, który to ją pozostawił na łaskę owiec. Uszy koteczki uniosły się, kiedy dosłyszała słowa z pyska Pstrąg. Gwiezdni? Cóż to takiego? Czy to...te cale martwe koty, o których mówił Bratek i dziwny samotnik? Koteczka uniosła głowę do góry, chwile się rozglądając, jakby również chciała dostrzec owych Gwiezdnych. Po co kotka miałaby unosić łeb, gdyby nie po to, by coś ujrzeć? Niestety, nic oprócz koron drzew i skrawka nieba, córka pieszczoszki nie dojrzała, ale za to otrzymała dość dosadny sygnał, by ruszyła się z miejsca. Jaki? Została trzepnięta w grzbiet, i to nie tak delikatnie, przyjaźnie jak to czasem robiło się za kociaka - a tak mocno! Demonstrowanie siły w ten sposób było co najmniej zbędne. Wojowniczka mogła poprosić, Jemioła nie sprzeciwiłaby się. Nawet nie zdążyła podziękować za udzieloną łaskę pomocy, a już ją popędzają?
— I po co ta przemoc słoneczko? Wystarczyło poprosić, już idę idę — zaśmiała się i obdarowała większą z kotek przyjaznym spojrzeniem. Teraz nie bolały ją tylko łapy, a i grzbiet! Ile ta ma krzepy...oby nie spodobało jej się to popędzanie, bo nim dojdą tam, gdzie mają iść, to koteczka będzie już cała poobijana i na pewno do domu nie wróci!
— Idziemy z nią do obozu? — zapytała Wronia łapa, jakby dopiero teraz się obudziła. Poruszyła uszami i skinęła lekko głową, by po chwili ruszyć i narzucić dość szybkie tempo. A przynajmniej takie było dla tęgiej w swych gabarytach koteczki, która bez większych sprzeciwów ruszyła u boku kotów, będących jej ostatnią nadzieją.
* * *
Szła, trzęsąc się z przerażenia i zimna. Nie spodziewała się tego, co nadeszło, kiedy była tak blisko celu. Pstrągowy Pysk i Wronia Łapa bez problemu, gładko i zgrabnie przeszły po dziwnych kamieniach, jednak Jemiole poszło to...gorzej. Przy przedostatnim głazie, poślizgnęła się i z przerażonym piśnięciem runęła prosto w lodowatą paszczę wody. Młociła w niej łapami, przerażona i zdezorientowana. Prawie zniknęła pod powierzchnią pożerającej ją cieczy, jednak wtedy przyszedł szybki ratunek w postaci mocnego uścisku na karku i szarpnięcia. To bura wojowniczka wyciągnęła ją na brzeg, ratując przed utonięciem. Teraz, przemoczona i w dalszym ciągu oszołomiona, z napuszonym futerkiem i szeroko otwartymi oczami kroczyła przez obóz. Tyle spojrzeń, zaciekawionych, wrogich, zdziwionych. Czy była przygotowana na aż tyle kotów? Jak wielkie jest po podwórko, że oni wszyscy się mieszczą? Nie widziała żadnych misek z jedzeniem, żadnych ciepłych i wygodnych legowisk, czy chociażby pomieszczenia, gdzie zawsze się wylegiwała, na pachnącym, małym drzewie z drapakiem. Teraz się nie dziwiła, dlaczego Pstrąg tak ostro na nią zareagowała. Na jej miejscu również by odradzała komukolwiek życia w takich warunkach. Jednak...nie miała wyjścia! Musiała tu zostać, bo jak tak dalej pójdzie, naprawdę nigdy nie wróci do domu. Przecież prawie utonęła! Sierść na jej grzbiecie, piersi oraz brzuchu ponownie, delikatnie się poskręcała od wilgoci, na co zareagowała cichutkim westchnięciem. Otrząsnęła się z szoku, a wraz z trzeźwym umysłem, przyszło do niej zmęczenie. Teraz nie tylko wędrówką, ale i mizerną walką o życie w lodowatej wodzie. Brr nigdy więcej!
— Dzień dobry skarbeńki — miauknęła, kiedy mijała kilka kotów, posyłając im przyjazny uśmiech. Powtórzyła to kilka razy, a przez obserwujący ją tłum, przelał się zaskoczony szept.
— Żwirowa Gwiazdo! — zawołała niechętnie Pstrągowy Pysk, krzywiąc się delikatnie. Może też była zmęczona? Ktokolwiek by był, po wyciąganiu z wody takiej Jemioły? Chyba każdy by był!
— Pstrągowy Pysku? Wronia Łapo? Co się stało? — zabrzmiał kolejny głos, a szepty nieco ucichły. Z legowiska wysunęła się ładna, szylkretowa koteczka o niebieskich, bystrych oczach. Ich wzrok od razu padł na stojącą pomiędzy uczennicą a wojowniczką koteczkę, która otrzepała się delikatnie i cichutko przepraszając klnącą u jej boku burą Pstrąg, spojrzała na przybyłą.
— Och, Dzień dobry — miauknęła i... na moment umilkła nie wiedząc, jak ma się zachować. Żwirowa Gwiazda...czy to była właścicielka tych kotów o tu? Coś tam się w głowie niebieskookiej obijało, że kot z takim imieniem jest ważny. A skoro ważny, to i trzeba być miłym! — Jestem Ma- Jemioła. Zgubiłam się, wyprowadzona przez takiego jednego samotnika. Cały pokryty bliznami, wyobrażasz sobie? Ale do rzeczy. Powiedziano mi, że jesteście w stanie udzielić mi pomocy, a te dwie przekochane koteczki mnie tu zaprowadziły! O a ta większa nawet uratowała mi życie —
Wskazała ogonem na nadal niezadowoloną z bycia ochlapaną Pstrągowy Pysk i posłała jej wdzięczne spojrzenie i uśmiech. Żwirowa Gwiazda trzepnęła delikatnie uchem i zamrugała. Była zaskoczona, nawet bardzo. Nie codziennie przed jej łapy, przyprowadzane były takie...niespodzianki.
— Przeszłam spory kawał drogi i bardzo się ciesze, że mogę z tobą rozmawiać... Żwirowa Gwiazdo! Czy to będzie duży problem, jakbym tu z wami została?
— Została? To przecież głupi piesz-
Warknął jakiś kocur, jednak został szybko uciszony wrogim spojrzeniem liderki. Jemioła się nim nawet nie przejęła, a stała z uśmiechem wpatrując się w kotkę zmęczonym, wręcz wykończonym spojrzeniem. Fajnie by było, gdyby dano jej tu zostać... Koty wyglądają na bardzo przyjazne, więc... czemu nie? AH! Potrzebowała odpoczynku... snu... i może jakiejś miseczki jedzonka? Ale tu chyba mają inną kartę dań.
<Pstrąg?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz