Zgodziła mu się pomóc, mimo że nawet nie poprosił. Nawet więcej - burknął na nią, każąc się prowadzić do medyka.
Ciekawie musieli wyglądać, kulejąc do legowiska medyka…
A równocześnie wcale nie starała się być dla niego miła.
Przyglądał jej się bez słowa, gdy badała ranę. Mrużąc brązowo-złote ślepia starał się ją rozgryźć. Puszczał nawet jej rozkazujący ton mimo uszu, zajęty śledzeniem ruchów, wpatrywaniem się w niebieskie oczy…
Prychnął, słysząc jej odpowiedź na pytanie. Odgryzanie łapy, jasne… Do tego nie potrzebował medyczki…
Jej ruchy się zmieniły, zrobiły się bardziej nerwowe. Zirytował ją.
Przynajmniej to wychodziło mu w życiu świetnie…
Wyszedł, nie odzywając się nawet słowem.
I nadeszła ta pora.
Czuł się dziwnie, wchodząc do legowiska medyczek. Powinien być wdzięczny Turkawiemu Skrzydłu, że się nim zajęła. Łapa nie bolała, przestał też kuleć.
Mimo wszystko coś sprawiało, że stawał się przy niej bardziej czujny i milczący.
- Jak twoja łapa?
Przyglądał jej się chwilę, zanim odpowiedział:
- Całkiem nieźle.
Kotka zaczęła krzątać się wokół niego. Dostał jakieś zioła (próbował zapamiętać ich wygląd, tak na przyszłość). Z rozbawieniem dostrzegł, że kotka nie za bardzo wie, co ze sobą zrobić.
Niezręczna cisza mu nie przeszkadzała, przywykł.
- Mam być milsza?
Naprawdę, nie rozumiał tej kotki… Prędzej spodziewał się, że to od niego zażąda wdzięczności. Czy ona uważała… że to jej wina?
Prychnął w myślach. A co go to obchodzi…
- Dobra, no to... Hura. Hura. Jesteś moim setnym pacjentem. To niesamowite wyróżnienie.
Kocur powoli zaczynał rozumieć, jak czują się jego rozmówcy. Jeśli czekoladowa jeszcze trochę potrenuje, jej ironia dorówna jego.
- W nagrodę otrzymujesz... tego oto królika!
Zaskoczyła go. Po raz drugi dzisiaj. Starał się tego nie okazać, ale wątpił, że mu się udało. Oczy kotki rozświetlił dziwny blask…
Naprawdę, wolałby już iść.
- Nie, nie! Mówię serio! Bierz go. - Przysunęła truchło w jego stronę. - Ile pozwala jeść wam ten lisi pomiot? Jedną mysz dziennie? Jedz, przecież widzę, że masz niedowagę.
Prawie westchnął z ulgi. A więc to o to chodziło… Mała zemsta na Klanie Lisa, sprzeciwienie się zasadom.
Miał swoją dumę. Czy nie potrafił sam o siebie zadbać? Zdarzało mu się już wykradać z obozu na polowania, jeśli będzie trzeba, zrobi to ponownie…
Futro na jego karku uniosło się nieznacznie.
Zniewaga. Wytrzyma głód. Wytrzyma pragnienie. Ale nie ma zamiaru wytrzymywać fałszywej litości.
I gdy już obnażał kły, żeby nawarczeć na medyczkę, przyszła mu do głowy inna myśl.
Nawet jej nie podziękował.
Jeśli przyjmie tego królika, sprawi jej radość. Ta niepojęta dla niego istota dostanie swoją małą zemstę, a on będzie z nią kwita.
Odetchnął głębiej.
Siedziała dumna z siebie, niecierpliwie czekając na jego ruch.
Powoli sięgnął po królika i zagłębił kły w jego ciele. Spróbował nawet się uśmiechnąć, ale krzywy grymas, który mu wyszedł był bardziej odstręczający niż przyjazny.
Zjadł wszystko, czując na sobie szczęśliwe spojrzenie.
<Turkawko? To wcale nie był gniot, charakter też wyszedł dobrze :D Masz zamiar poznęcać się jeszcze trochę nad Buckiem? ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz