Nad obozem przez wiatr niesione były pierwsze powiewy wolności. Powietrze było lekkie, słodkie, niosące ze sobą wszelkie, kwiatowe zapachy. Liście szumiały wesoło, a gałęzie drzew zachęcane przez wietrzyk pomrukiwały triumfalnie w uznaniu zwycięstwa Klanu Wilka nad Klanem Klifu. Dobrze było wreszcie być domu. Las witał odrodzony Klan Wilka z otwartymi ramionami, a koty na nowo mogły swobodnie korzystać z jego dobrodziejstw. Dzisiejszy dzień był do tego dodatkowo wyjątkowy, gdyż Wiewiórkę czekało mianowanie na ucznia. Na rozstrzygnięcie wszystkich spraw związanych z wojną i z tym pokraką Lisią Gwiazdą przyjdzie jeszcze czas. W brzuchu harcowało jej stado motyli, w oczach tliły się radosne iskierki. Miała ochotę przegalopować kilka razy wokół terytorium, później wydać z siebie kilka szczęśliwych okrzyków, a na koniec powtórzyć tę procedurę jeszcze kilka razy. Nareszcie będzie mogła się przydać klanowi! Nie będzie już tylko darmozjadem, który całymi dniami przesiaduje w bezpiecznym żłobku. Będzie uczyć się walki, bronić rodziny, a kiedyś może nawet uda jej się spotkać w walce z pewnym płomiennorudym kocurem. Nie mogła się już tego doczekać. Przed ceremonią wymyła się dokładnie, a także schludnie ułożyła futerko. Chciała wywołać na pozostałych dobre wrażenie, ponieważ fakt, iż każdy patrzył na nią z góry, przyprawiał ją o wiecznie skwaszony wyraz pyszczka. I to nie tak, że tylko jej się wydawało, bo z powodu jej niskiego wzrostu każdy, dosłownie każdy zmuszony był patrzeć na nią z góry. Może kiedyś wszystkich przerośnie, jednak teraz pozostawała tylko tycią pchełką. Przed tłum wyszła pewnie. Bardzo podobała jej się świadomość, że wszystkie oczy są zwrócone ku niej. Przed miejsce przemówień podeszła lekkim krokiem zgrabnie wymachując przy tym ogonem. Po krótkiej chwili dowiedziała się, kto zostanie jej mentorem. Padło na Iglasty Krzew, którego Wiewiórka zdążyła już trochę poznać i polubić podczas przebywania na terenach Dwunożnych. Rozpierała ją niesamowita duma, kiedy zetknęła się nosami z pointem, finalizując tym samym jej ceremonię. Nie była już żadną Wiewiórką, bowiem jej imię brzmiało od teraz Wiewiórcza Łapa. Jakież to było ekscytujące! To nowe, bardziej poważne imię i nowa ranga z pewnością zedrą z niej łatkę tej najmłodszej, której bez przerwy trzeba pilnować (co absolutnie nie oznaczało, że pilnowanie jej stanie się niepotrzebną czynnością). Do tego Iglasty Krzew przydzielony jej na mentora również wyglądał na zadowolonego. Po niedługim czasie dołączyła do kolegów w legowisku uczniów, gdzie powitano ją gratulacjami i przyjaznymi pomrukami.
~*~
Wiewiórcza Łapa obudziła się bardzo wcześnie rano. Nie mogła być pewna czy z podekscytowania, czy może dlatego, że wczorajszego dnia położyła się dosyć wcześnie. Cóż, jeśli już nie spała, to wypadałoby przygotować się do zajęć. Zabrała się za pielęgnację futerka, a kiedy skończyła, wzięła pulchną mysz z dosyć ubogiego stosu zwierzyny i pochłonęła ją kilkoma kłapnięciami szczęk. Widząc, że słońce jest jeszcze nisko, stwierdziła, że jej mentor jeszcze śpi, więc pomaszerowała przed legowisko wojowników i przycupnęła tuż przy wejściu. Czekała tam do czasu, kiedy błękitne ślepia liliowego nie błysnęły w słabym świetle poranka.
- Zaspałeś — miauknęła Wiewiórcza Łapa.
- Możliwe — odparł krótko jej mentor, wymijając ją. - Ale ważne, że już zaczynamy trening, czyż nie? No, chodź — miauknął, przywołując ją do siebie ogonem. Cynamonowa czuła, jakby każdy włosek jej sierści miał ochotę rzucić się w inną stronę, a łapy same rwały się do biegu, jednak zmusiła się, aby na tym „najpierwszym” - jak to określiła w myślach — treningu zachować, chociażby strzępki spokoju. Kiedy razem z Iglastym Krzewem opuszczała obóz, postanowiła się odezwać:
- Więc... - miauknęła przeciągle. - Co będziemy dzisiaj robić? - uśmiechnęła się.
<Iglasty Krzewie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz