Słyszałem szybkie i nerwowe kroki dochodzące z naprzeciwka.
- Mokra Łapo, czekaj! - Usłyszałem nagle, był to Zakręcony, który dopadł mnie i kazał za sobą biec.
Jego niepokój udzielił się i mi, więc ile sił w nogach podążałem za mentorem. Nie zadawałem pytań, nie musiałem, gdy po drodze wpadliśmy na Drżący Oddech, a wraz z nią była Sosnowa Kora, kotka zerknęła na nas jedynie, natychmiast zaczynając biec na południe. Całą czwórką biegliśmy, a wraz z zmniejszającą nas odległością od celu, dało się usłyszeć kolejne dźwięki.
Słyszałem je już. Znałem je.
Stając w odległości kilku ogonów lisa, poczułem mrowienie w bliźnie na łapie. To był borsuk i atakował jedną z nas!
- Szybko! - Zawołała Drżący Oddech, biegnąc w kierunku swojej uczennicy.
Zakręcone Ucho spojrzał na nas, jednak ja wyrwałem do przodu, teraz jestem silniejszy, mogę stawić czoło tej bestii!
Bez większego namysłu skoczyłem na stworzenie, sprawiając, że stracił nieco na równowadze. Słyszałem za sobą głos Zakręconego i jego narzekanie na mój impuls, jednak nie potrafiłem inaczej. Wiedziałem, jak czuła się ta kotka, którą teraz Drżący Oddech uspokajała, pomagając jej się podnieść.
W mgnieniu oka borsuk zrzucił mnie z siebie, jednak w ostatniej chwili zdołałem zanurzyć pazury w jego skórze, szarpiąc za ucho. Dopadł go Zakręcony i Sosnowa, raz po raz podgryzając drapieżnika. Nie byłem w tyle. Gdy mój mentor dostał, odsunął się, a ja złapałem borsuka za tylną łapę. Wierzgał nią, aż w końcu nie kopnął mnie, zrzucając ze swojego boku moją przybraną matkę.
Krew trysnęła z tylnej kończyny stworzenia, które sycząc na nas, oddaliło się.
- Mentorze, nic ci nie jest? - Zapytałem jasnego kocura.
- Nie, lepiej biegnij sprawdzić co z tamtą. - Rzucił, a ja skinąłem głową, ignorując bolący brzuch, w który kopnął mnie borsuk.
Pobiegłem z powrotem do obozu, a przy legowisku Burzowego Serca, natknąłem się na szylkretkę, która zabrała poturbowaną kotkę.
- Drżący Oddech? - Zapytałem, a ta skinęła głową. - Ona jest twoją uczennicą, prawda?
- Tak, to Cienista Łapa. - Odparła nader spokojnie, jakby parę minut temu nie atakował nas borsuk.
Skinąłem jej z szacunkiem głową, wchodząc wgłąb legowiska, dostrzegając po chwili ciemnego kocura, zaklejającego pajęczyną rany Cienistej.
- O, Mokra Łapo, chodź i mi pomóż proszę - miauknął, dając mi pajęczynę, bym zakleił jedną z ran uczennicy na tylnej łapie.
Wokół było sporo krwi, jednak czarno-biała kotka dobrze się trzymała, oddychała w miarę spokojnie, co kilka chwil cicho sycząc z bólu.
- Wybacz, nie jestem medykiem - mruknąłem, po przyklejeniu pajęczyny. - Coś ty w ogóle zrobiła, że zaatakował cię borsuk?
Kotka nie obdarzyła mnie spojrzeniem, wciągając głośno powietrze.
Po chwili przyszedł Burzowe Serce, który streścił mi to, co powiedziała mu mentorka tej kotki. Podkręciłem głową, przypominając sobie własną głupotę, podczas której i mnie zaatakował borsuk.
- Wiem jak się czujesz. Pewnie wciąż jesteś wstrząśnięta, myślisz, że to twoja głupota ściągnęła ci na głowę tego stwora - mruczałem cicho, patrząc jak medyk daje jej nasiona maku.
- No, Mokra Łapo, daj jej odpocząć. - Rzucił ciemny kocur.
- Możesz wpaść i sprawdzić co z Sosnową Korą i Zakręconym Uchem? Nieźle ich skopał ten borsuk, ale go odpędziliśmy. Coś ich ostatnio wiele się tu kręci - mówiąc to, przywołałem wspomnienia z dnia śmierci mojej pierwszej mentorki. Nie było to tak dawno temu.
- A tobie nic nie jest? - Zapytał.
Zaprzeczyłem głową, oddalając się.
- Wpadnę później. - Oznajmiłem, zwracając się do kotki, która chyba była głucha na moje słowa.
<Cieniu? Żyjesz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz