- Ty, ty i ty. Idziecie na patrol - oznajmiła współklanowiczom, beztrosko spożywającym posiłek. Zdała sobie sprawę jak ostro zabrzmiały jej słowa. Rozciągnęła pyszczek w uśmiechu, który nie obejmował oczu. - Proszę? - dorzuciła bezradnie, choć zabrzmiało to bardziej jak pytanie, aniżeli prośba. Obrzucili ją zdumionymi spojrzeniami, kilku potaknęło bezgłośnie.
- Sprawdźcie granice z Klanem Nocy i z Klanem Wilka - poprosiła służbowym tonem. - Ja... idę na polowanie.
W milczeniu opuściła tłumek i wyszła z obozu, czując jak gdzieś w środku buzują jej nerwy. Powinna przestać o tym myśleć, uspokoić się i odetchnąć. Uniosła głowę na niebieskie niebo i w milczeniu obserwowała lot orła. Drapieżny ptak unosił się na wietrze, jakby w ogóle nie obchodziły go losy wszechświata, a tym bardziej Klanu Burzy. W lot nie wkładał specjalnego wysiłku, szeroko rozłożone skrzydła dawały mu idealną powierzchnię do łapania powietrznych prądów. Błękitna Cętka przycupnęła wśród traw, oddychając miarowo. Serce biło jej zbyt szybko, ale adrenalina powoli wygasała. Znów miała ten sen, ten przeklęty sen. Krew, kilka ciosów. Zawsze czuła, że upada na ziemię, pokrytą twardą gliną. Nie pamiętała wielu szczegółów, bo ilekroć usiłowała rozpoznać czyiś pyszczek, budziła się zlana potem. No i w złym humorze, jak teraz. Puściła się pędem przez równinę, ścigając się z wiatrem i drapieżnikiem. Spłoszona ropucha uskoczyła spod łap kotki, swym oślizgłym cielskiem, ocierając się o jej sierść. Niebieska ze śmiechem przeskoczyła nad nią i pognała dalej. Jej boki unosiły się i opadały, w kilkanaście uderzeń serca pokrywając się nasionami roślin. Wyhamowała dużo, dużo dalej, prawie przy Drodze Grzmotu. Poduszki łap ją paliły, podobnie jak sumienie, odzywające się po tym jak potraktowała Klan Burzy. Będzie trzeba przeprosić... Na zgiętych łapach przesunęła się do przodu i wyjrzała spomiędzy liści. Przed nią wiła się czarna i lśniąca Droga Grzmotu. Smród był nie do zniesienia. Zastępczyni kichnęła, po czym otarła nos. Obok niej z hukiem przetoczył się potwór. Mimo, że stała w pewnej odległości, to poczuła, że trzęsie się ziemia. Odskoczyła na długość królika, by następnie skarcić się za tchórzostwo. Co może zrobić jej taki potwór? No... może oprócz szybkiej i tylko nieco bolesnej śmierci? Z powrotem ruszyła w kierunku asfaltu, jednak tym razem nie ukryła się pomiędzy liśćmi, lecz śmiało skoczyła na pobocze.
- Dzień dobry.
Uniosła głowę i wbiła wzrok w przeciwną stronę Drogi Grzmotu. Obok niej przejechała następna machina Dwunożnych. Wbiła wszystkie pazury w ziemię, by powstrzymać odruch ucieczki. Gdy kurz nieco opadł ujrzała swojego rozmówcę. Był to kocur, z intensywnie żółtymi oczami. Masywny, ale nie gruby. Mięśnie mówiły, że nie żyje na garnuszku u Dwunożnych i sam sobie zdobywa pożywienie. Gapiła się na niego jak zahipnotyzowana, nie mrugając przez kilka uderzeń serca. Co przy drodze Dwunożnych mógł robić inny kot, do tego kocur?
- Wypadałoby mi odpowiedzieć - lekko kąśliwie rzekł jej rozmówca, strzepując ogonem kilka pyłków.
- Wcale nie muszę ci odpowiadać - Błękitna Cętka prychnęła zaczepnie i zmrużyła oczy. Balansowała na granicy chęci rozmowy i ciekawości, a zakazanej rozmowie z kotem spoza klanu. Chociaż co to za zdrada, czym może zawinić zwykła rozmowa? - Poza tym wszedłeś na nasze tereny!
Kocur uniósł brwi i parsknął lekko.
- Nie wydaje mi się, skarbie. Nie czuję śladów zapachowych. No i wydaje mi się, że to dzieło ludzi - wskazał łapą na dzieląca ich Drogę Grzmotu.
Po asfalcie przetoczył się kolejny potwór. Córka Białej Sadzawki wzdrygnęła się lekko, ale pozostała w tym samym miejscu.
- Chodź tu do mnie! O ile mnie nie zabijesz, to może nawet uda nam się porozmawiać!
Błękit nie wytrzymała i parsknęła urywanym śmiechem. Ona, zabijająca kogokolwiek poza wiewiórką?! Dobry żart. Wstała z ziemi i targana wątpliwościami przemknęła przez Drogę Grzmotu, poza tereny Klanu Burzy.
Nie powinnaś tak łatwo mu ufać. Może być spoza Klanu... Racja - niebieska potaknęła sama sobie i stanęła, w pewnym oddaleniu od kocura.
- Jesteś z Klanu Wilka? Nie? Może z Klanu Nocy albo Klifu? - Za każdym razem żółtooki zaprzeczył ruchem głowy. - W takim razie jesteś pieszczochem?
- Co to? Jakieś przesłuchanie? - kocur ze śmiechem machnął głową. - Jeżeli mówisz o Niewolnikach, to nie, nie należę do nich. Nie jem tych głupich mysich bobków, które oni dumnie nazywają "karmą". W każdym razie już nie... - przerwał i pokręcił głową. - Jestem samotnikiem. Mam na imię Hiacynt... A ciebie, panienko, jak zwą?
Niebieska podekscytowana uniosła ogon, po czym odetchnęła z ulgą. Z samotnikiem mogła rozmawiać, może nawet zgodziłby się przystąpić do klanu! Oceniła kocura wzrokiem. Na oko miał około trzydziestu księżyców, oraz jak zauważyła kotka, bardzo ładne, duże uszy.
- Jestem Błękitna Cętka. Piastuję stanowisko zastępcy. Może zechciałbyś dołączyć do Klanu Burzy?
Ku jej zdumieniu na pyszczku jej rozmówcy pojawiło się wahanie. Hiacynt oblizał wargi i wbił pazury w ziemię.
- N-nie wiem - oznajmił. - Wyskoczyłaś z tym tak nagle... Nie sądzisz, że najpierw nie powinnaś mi czegoś o nim opowiedzieć? - Ulga jaka wstąpiła na jego pyszczek była wręcz komiczna.
Cętkowana przystanęła. Dlaczego tak zareagował na jej propozycję? Pokryła zmieszanie szerokim uśmiechem i klapnęła na ziemię, o długość lisa od kocura.
- No to, posłuchaj - ostrożnie dobierała słowa. Wiedziała, że postępuje źle, że nie powinna rozmawiać z obcym samotnikiem. Potrzebowała jednak zrobić coś... szalonego. Tak mało żartowała od śmierci Cierń i Laska. Nie mówiła o samym Kanie Burzy, nie chciała też zdradzić położenia obozu. Opowiadała ogólnie o innych klanach, a zakończyła opowieścią o Gwiezdnych, patrzących na nich ze Srebrnej Skórki. Hiacynt okazał się wdzięcznym słuchaczem. Nie przerywał, potakiwał w odpowiednich momentach.
- To wspaniałe, że macie swoją wiarę - orzekł, gdy skończyła. - I te całe obrzędy...
- Ceremonie. Najczęściej mianowania - poprawiła go łagodnie niebieska.
Dopiero teraz zauważyła, że dzieląca ich odległość zmniejszyła się dramatycznie. Siedziała teraz najwyżej o długość myszy od rozmówcy, a ich sierść się stykała... Jej serce biło tak mocno, że była pewna iż Hiacynt je usłyszy. Dźwignęła się na lekko drżących łapach i cofnęła. Dopiero teraz poczuła promienie słońca z lewej strony.
- Na Klan Gwiazdy! Nie sądziłam, że jest już tak późno! - roześmiała się głośno, by ukryć zmieszanie i uciekła wzrokiem od hipnotyzującego spojrzenia kocura. - Muszę wracać! Nawaliłam... muszę przeprosić klanowiczów!
Spięła mięśnie, by przebiec przez Drogę Grzmotu, jednak kocur położył jej łapę na barku. Czas jakby stanął w miejscu, była tylko ona i on, no i może jej serce, mocno tłukące się o żebra.
- Spotkamy się jeszcze?
- M-może - odpowiedziała szybko, przełykając ślinę.
- Będę czekać - oznajmił Hiacynt, zabierając łapę z barku kocicy. Błękit kiwnęła głową i ruszyła tyłem, niemal wypadając na Drogę Grzmotu. Odwróciła się szybko i przebiegła przez asfalt, z powrotem na tereny Klanu Burzy. Odprowadziła ją para złotawych oczu...
***
Na wzgórza wróciła już w zaskakująco dobrym humorze. Gdy niemal dochodziła do obozu wpadła na jakiegoś kota. Przytrzymała go za bark, pilnując by się nie przewrócił.- Oj, przepraszam - zachichotała cicho, w myślach dziękując Gwiezdnym za to, że pamiętała, by wytarzać się we wrzosie, zanim przekroczyła granicę obozu.
<Ktoś?>
Klep!
OdpowiedzUsuń