Kotka ściągnęła do tyłu uszy, nie wiedząc co powiedzieć. Przecież nie rzuci mu w pysk tekstem, że nie domyślił się o co jej chodzi, że zapomniał i przez to jest jej smutno. Uśmiechnęła się więc blado, po czym odwróciła pyszczek w drugą stronę, nie mając zbytniej ochoty patrzeć na strapionego jej zachowaniem Kózkę. Z resztą... Ona sama czuła się dziwnie, nie mogła sobie znaleźć miejsca, chodziła ciągle zamyślona, zaś jej główkę zaprzątał cały czas liliowy bicolor, przy którym serduszko Śnieżki biło znacznie szybciej.
Nakryła mordkę łapkami, czując jak zawstydzenie dopada ją z każdej strony. Zadrżała z lekka, na samą myśl o tym, jak to jest zasnąć przy synu Dzikiej Zamieci. Ale przecież... Była z Baranem i nie czuła tego samego, tak? Mimo iż ciągle powtarzała, że to miłość... Przecież to nie mogło być zwykłe zauroczenie jego wyglądem zewnętrznym. A może jednak mogło...? Bengalkę dosłownie aż zaskoczył własny tok rozumowania. Ona cały ten czas nie kochała arlekina! Tylko tą liliową, pocieszną ciapę, który rozgrzewał jej serduszko do czerwoności! Tylko teraz pojawił się kolejny problem... Jak mu to wszystko wyjaśnić? Przecież to było takie zawiłe...
***
Minęły trzy dni od kiedy Śnieżka zdała sobie sprawę z tego, że darzy szczerym uczuciem terminatora. W tym czasie zdarzyło się nieszczęście... Podczas głupich zawodów żółtooki złamał łapę. Cały długo dzień, który był dla kotki niczym męczarnia, wlekł się niczym ślimak. Już pomijając fakt, że krzyczała na siebie w myślach, iż nie potrafi zrobić nic innego, niż tylko płakać i panikować. Pluła sobie w brodę, że tylko przeszkadzała medykom, przez co musiała zostać wyproszona z ich leża.
Ale to wszystko działo się wczoraj, dzisiaj natomiast korzystając z okazji, że jest już mniej przerażona o życie pręgowanego, oraz, że Lśniący i Sokół wyszli po zioła, zakradła się cichaczem do odpoczywającego Koziej Łapy, który aż podskoczył lekko na swoim posłaniu, gdy ją zobaczył.
- Ś-śnieżko...? - szepnął zaspanym głosem, otwierając szerzej oczy. Kotka skinęła mu jedynie głową, podchodząc powoli.
- Hej Kózko... - miauknęła zbolałym głosem, czując, że lada chwila i się rozpłacze - Musimy porozmawiać... - dodała zaraz brzmiąc z lekka zbyt poważnie, niż miała w zamiarze - Chodzi o to, że... Że... Uh... Bałam się o ciebie! T-tak strasznie się bałam, że... Że już cię więcej nie zobaczę rozumiesz?! Że już się obok ciebie więcej nie obudzę... - zaczęła mówić, zaś jej głos drżał z przejęcia i płaczu. Po policzkach spływały co chwila kolejne potoki łez - K-kocham cię... Rozumiesz? O to mi chodziło, kiedy mówiłam, że c-cię lu-lubię... Związek z Baranem... To był błąd Kózko. Nie kocham go... Nigdy nie czułam się przy kimś innym tak dobrze, jak przy tobie... K-kocham cię... - spuściła głowę i czekała cierpliwie na reakcję bicolora. Cały czas szlochała, mając przy tym ochotę zapaść się pod ziemię. Przecież on równie dobrze mógł jej nie kochać, prawda...?
Nakryła mordkę łapkami, czując jak zawstydzenie dopada ją z każdej strony. Zadrżała z lekka, na samą myśl o tym, jak to jest zasnąć przy synu Dzikiej Zamieci. Ale przecież... Była z Baranem i nie czuła tego samego, tak? Mimo iż ciągle powtarzała, że to miłość... Przecież to nie mogło być zwykłe zauroczenie jego wyglądem zewnętrznym. A może jednak mogło...? Bengalkę dosłownie aż zaskoczył własny tok rozumowania. Ona cały ten czas nie kochała arlekina! Tylko tą liliową, pocieszną ciapę, który rozgrzewał jej serduszko do czerwoności! Tylko teraz pojawił się kolejny problem... Jak mu to wszystko wyjaśnić? Przecież to było takie zawiłe...
***
Minęły trzy dni od kiedy Śnieżka zdała sobie sprawę z tego, że darzy szczerym uczuciem terminatora. W tym czasie zdarzyło się nieszczęście... Podczas głupich zawodów żółtooki złamał łapę. Cały długo dzień, który był dla kotki niczym męczarnia, wlekł się niczym ślimak. Już pomijając fakt, że krzyczała na siebie w myślach, iż nie potrafi zrobić nic innego, niż tylko płakać i panikować. Pluła sobie w brodę, że tylko przeszkadzała medykom, przez co musiała zostać wyproszona z ich leża.
Ale to wszystko działo się wczoraj, dzisiaj natomiast korzystając z okazji, że jest już mniej przerażona o życie pręgowanego, oraz, że Lśniący i Sokół wyszli po zioła, zakradła się cichaczem do odpoczywającego Koziej Łapy, który aż podskoczył lekko na swoim posłaniu, gdy ją zobaczył.
- Ś-śnieżko...? - szepnął zaspanym głosem, otwierając szerzej oczy. Kotka skinęła mu jedynie głową, podchodząc powoli.
- Hej Kózko... - miauknęła zbolałym głosem, czując, że lada chwila i się rozpłacze - Musimy porozmawiać... - dodała zaraz brzmiąc z lekka zbyt poważnie, niż miała w zamiarze - Chodzi o to, że... Że... Uh... Bałam się o ciebie! T-tak strasznie się bałam, że... Że już cię więcej nie zobaczę rozumiesz?! Że już się obok ciebie więcej nie obudzę... - zaczęła mówić, zaś jej głos drżał z przejęcia i płaczu. Po policzkach spływały co chwila kolejne potoki łez - K-kocham cię... Rozumiesz? O to mi chodziło, kiedy mówiłam, że c-cię lu-lubię... Związek z Baranem... To był błąd Kózko. Nie kocham go... Nigdy nie czułam się przy kimś innym tak dobrze, jak przy tobie... K-kocham cię... - spuściła głowę i czekała cierpliwie na reakcję bicolora. Cały czas szlochała, mając przy tym ochotę zapaść się pod ziemię. Przecież on równie dobrze mógł jej nie kochać, prawda...?
<Kózko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz