Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem w brązowe oczy kotki. Widziałem, że bolą ją rany.
- Było...dużo k-krwi. Miałem wtedy trening, podczas polowania nie zauważyłem go. - Starałem się mówić zdawkowo, nie chciałem wprowadzać jej w szczegóły, które tak bardzo mnie bolą. - Cierń wrzeszczała, bym uciekał, ale było za późno.
Z każdym słowem mój głos cichł, myślami byłem w tamtym dniu, oczami widziałem, jak bura kotka biegnie, by zwrócić uwagę borsuka na siebie. Zastanawiałem się, czy to dobrze opowiadać o tym zupełnie obcemu kotu.
- Złapał mnie, poszarpał łapę, pewnie bym ją stracił, gdyby nie Cierń, która mimo swojej małej postury rzuciła się na borsuka, a on zaatakował ją. J-ja pokuśtykałem do obozu, ściągnąłem posiłki. Jednak kiedy przybyliśmy...ona...o-ona już...
Powstrzymałem słoną łzę, odwracając głowę. Jak miałem się uporać z tym uczuciem, skoro wciąż tak bardzo mnie to boli?
- Rozszarpał ją, zabrał jej wszystkie życia.
Skończyłem mówić, kładąc się niedaleko uczennicy Drżącego Oddechu. Nic nie mówiła, ale widziałem, że układa w głowie zdanie, które by mnie pocieszyło. Koniec końców, powiedziała ciche „wybacz”, po czym zajęła się lizaniem swoich łap.
- Może zmieńmy temat - rzuciłem. Kotka nie naciskała na rozmowę, nie przytłaczała mnie swoją obecnością. Czułem, że muszę burzyć mury swojej nieśmiałości, dlatego też poszedłem wcześniej upolować dla niej zająca.
Podniosłem się, wzniecając przy tym trochę kurzu.
- Muszę iść zająć się starszymi - rzuciłem. - Powiem twojej mentorce, że czujesz się na siłach, by rozmawiać.
Po czym odszedłem, mijając w wejściu Burzowe Serce, kiwając mu głową.
*kilka wschodów słońca później*
Dziś, jako Mokra Blizna szedłem przez polanę Klanu Burzy. Wymieniłem mech w posłaniach starszych i przymierzałem się, by przyłączyć do jednego z patroli. Zaczepił mnie jednak Burzowe Serce, bym znalazł mu trochę nasion maku. Kiwnąłem głową, chociaż nie byłem medykiem, wiedziałem, jak wyglądają te kwiaty. Kiedyś Ciernista mi je pokazywała. Znalazłem je na jednej z łąk poza obozem.
Nie bardzo wiedziałem, w jaki sposób je przetransportować, więc zerwałem po prostu parę kwiatów, kierując się z powrotem do obozu.
Wszedłem na teren medyka, kładąc bez większego zainteresowania kwiaty.
- Oh, to dla mnie? - Usłyszałem nad uchem, dziwnie znajomy głos. Nie do końca pamiętałem, czyj on był, jednak wiedziałem, iż go już słyszałem.
- Jak wolisz - mruknąłem, strzykając uszami i kierując spojrzenie na starszego kocura.
- Dziękuję, Mokra Blizno. - Kiwnąłem mu głową, odwracając się w stronę poprzedniego głosu.
Ciemna kotka siedziała, a jej rany wyglądały sporo lepiej. Ciekawe, czy może już wychodzić?
<Cienista Łapo? Na początku było trochę smutno co XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz