*jeszcze w lecie, pewien czas temu już*
Widząc jak Wypłosz się płaszczy, wpadł jej do głowy pewien pomysł. Skoro chciał być starszym bratem...to jak by się czuł, gdyby publicznie traktowała go jak kociaka, którym był?- Nic byśmy ci nie zrobili. Przepraszam cię, braciszku. To, że się pokłóciliśmy...nie powinnam była cię wsadzać na krzak - miauknęła ze skruchą, częściowo udawaną, bo Wypłosza jej szkoda nie było, a częściowo prawdziwą, bo nie chciała zawieść matki tym jednym nieopatrznym czynem. Następnie podeszła do kociaka w łapach Bylicy i polizała go po łebku. - od teraz będę milszą starszą siostrą. - miauknęła z uśmiechem.
Bury zaskoczony spojrzał na nią. Zrobił niezadowoloną minę kiedy go polizała.
- Nie powinnaś – mały zmrużył swe ślipie. Widząc jego reakcję w duchu Krokus uśmiechnęła się wrednie.
- Mamo, czy mój młodszy braciszek na pewno nie ma nic złamanego? W końcu jest taki mały... - miauknęła, patrząc na kociaka z udawaną troską w oczach i głosie.
Maluch zjeżył sierść. Fuknął na cętkowaną niezadowolony.
- Nie jestem wcale mały! I w porządku ze mną. Inaczej bym wam powiedział.
Bylica natomiast odparła na pytanie Krokus:
- Raczej z nim w porządku, ale nie zaszkodzi mu dać czegoś na wzmocnienie. – rzekła błękitna.
Szybko ruszyła w stronę miejsca, w którym składowali zioła. Zabrała z ich mini składzika rumianek, po czym położyła go pod łapami Wypłosza. - Proszę zjedz to, pomoże ci, braciszku – powiedziała bura.
- Nic mi nie jest - burknął pod nosem w odpowiedzi młody, patrząc na zioło. - Nie potrzebuje tego. Jestem silniejszy niż ci się zdaje. Oj, ona dobrze wiedziała, że przed matką zgrywał słabszego. Super uczuciem było droczenie się z kocurem, tak mocno pragnącym szacunku i posłuchu. Ale od niej go na pewno nie dostanie. Chyba że w takiej formie jak teraz, ale dobrze wiedziała, iż to mu się nie spodoba, co bardzo ją cieszyło. Tymczasem matka uniosła brew, po czym podsunęła kociakowi pod pysk przyniesiony przez Krokus medykament.
- Kochanie, to dobre zioło – miauknęła srebrna - to rumianek. Wzmacnia.
Bury spojrzał niepewnie na kwiat i niechętnie go zjadł.
- Niedobre. – miauknął żółtooki.
- Braciszku kochany, niektóre zioła nie smakują dobrze, ale są bardzo przydatne – odparła Krokus, po czym otarła się o kocurka, mrucząc, aby jeszcze bardziej go zirytować.
Bylica natomiast siedziała z ciężkim zdezorientowaniem na pyszczku.
Wypłosz szybko umknął z łap staruszki w ciężkim szoku.
- Co ty robisz? - pisnął z otwartym pyszczkiem. Widząc rekację starszej kocicy, mały zorientował się, iż ona również była zdumiona. - Naćpała się czegoś... Ukaraj ją! - Tupnął łapką, zaciskając pysk.
W odpowiedzi po prostu powiedziała:
- Przecież ja tylko próbuję być miła!
- Ale jesteś podejrzanie miła - zmrużył oczy bury. - Mów o co chodzi naprawdę.
- Chcę być po prostu dla ciebie lepszą siostrą! - miauknęła, robiąc smutną minę. Oczywiście, że to nie było jej celem. W momencie, w którym zaczęła się ich pierwsza kłótnia, straciła jakąkolwiek sympatię do tego dzieciaka. Chciała, aby był wściekły, zirytowany, by mogła napawać się jego niezadowoleniem i pokazać mu, kto tu tak naprawdę spośród ich dwójki rządzi.
- Chcesz przebaczenia o to chodzi? - Przekrzywił głowę. - I ja jestem starszym bratem, zapamiętaj- kociak śmiechnął się zwycięsko. Nim żółtooka zdążyła cokolwiek miauknąć, jej matka zabrała głos.
- Khm, Wypłoszku, ale to ona jest twoją starszą siostrą, a ty młodszym bratem. – miauknęła kocica.
- Nie. Bawimy się inaczej. I ja jestem starszy, a ona młodsza! - wyjaśnił kotce naburmuszony kociak.
- Przecież w nic takiego się nie bawimy. A ja jestem starsza. Ty jesteś słodziutkim puszkiem okruszkiem braciszku, muszę cię chronić - miauknęła z uśmiechem.
- Coś ty powiedziała?! - pisął w szoku malec. - Wcale... wcale nie! - sapnął z irytacji.
Ha ha ha! I jak teraz rolę się odwróciły! Zadowolona z siebie Krokus kontynuowała irytowanie kocura.
- Nie okłamuj się, Wypłoszku. Ale jak chcesz to mogę mówić do ciebie duży młodszy braciszku - powiedziała - duży bo jesteś taki puchaty awwwwwww - miauknęła, po czym potarmosiła go chwilkę za pysia.
Pręgowany zrobił bardzo niezadowoloną minę, krzywiąc się.
- Nie prawda! - pomasował łapką pyszczek, bo przez jej tarmoszenie się dziwnie wykrzywił. - Nie jestem awwww! Ani słodki, ani mały! – prychał. - Wypłoszku, dla mnie jesteś słodki - miauknęła, po czym przytuliła burego kociaka.
- Ugh... Nie jestem Wypłoszek, puść mnie – wystękał kociak, coraz bardziej zirytowany i wkurzony na kotke. - Tylko Wypłosz. Puść mnie. - Widzę, że już się pogodziliście - miauknęła z uśmiechem matka, po czym podeszła i przytuliła ich również.
- Co... - z szoku młody nie mógł się wydostać. Krokus już czuła, jak puszcza mu żyłka i jest coraz bardziej zdezorientowany oraz niezadowolony - Puśćcie mnie...
Cętkowana odsunęła się od kociaka.
- Oj, mam nadzieję, że swoim mocnym uściskiem ci nic nie zrobiłam - miauknęła udając smutek i zmartwienie.
- Nie troszcz się tak. Coś takiego nic mi nie zrobi - prychnął na nią Wypłosz.
- Jeśli tak to przyjdziesz po zioła, prawda? - spytała bura kotka.
Żółtooki zjeżył sierść, podczas gdy córka Sadu miała coraz większą ochotę wybuchnąć mu śmiechem prosto w pysk i zwijać się na mchu z tego, jak zabawne to wszystko było.
- Nic mi nie jest przecież. Czemu mam jeść jakieś zielsko? Wole myszy.
- Mój braciszek jest głodny? Już dam ci mysz! – miauknęła, nie zważając na to, iż mały już jedną dzisiaj jadł. A niech się nią udławi albo przeżre i dostanie bólu żołądka, będzie mogła go dalej legalnie „rozpieszczać” jak ta miła starsza „siostrunia”. Cętkowana rzuciła się do ich skrytki i od razu mu ja przyniosła. - proszę bardzo! - miauknęła radośnie, podając ją Wypłoszowi.
Mały stał tam z otwartym pyskiem, patrząc na mysz.
- Jeszcze przynieś mi wody - Uśmiechnął się szeroko kociak.
Miała nadzieję, iż go tym jeszcze bardziej rozwali, ale najwyraźniej pomyślał, że mu usługuje. Ale pewnie to się zaraz zmieni. Nie miała bowiem zamiaru odpuścić temu mieszczuchowi tak łatwo.
- Ja ci przyniosę – miauknęła niespodziewanie matka, po czym odwróciła się po mech nasączony wodą.
Tymczasem Krokus pochyliła się nad kociakiem.
- Jesteś taki słodki, i tyci tyci... - miauknęła. Jako, iż wiedziała, że matka jej teraz nie widzi, bo srebrna się odwróciła, na pyszczek młodej wstąpił wredny uśmieszek, a ta przymrużyła oczy, napawając się zirytowaniem Wypłosza.
Maluch dał jej łapą w nos, wkurzony że tak z nim pogrywa.
- Jeszcze zobaczymy kto tu jest tyci - prychnął do niej.
W odpowiedzi jej wredny uśmieszek tylko poszerzył się. Jednak kiedy matka wróciła zmienił się wyraz pyska burej, na znacznie bardziej troskliwy i mniej podejrzany. Bylica dała Wypłoszowi namoczony mech pod łapy, czekając, aż młody wypije.
Bury wziął mech i wypił wodę, zajadając myszą. Obserwował uważnie Krokus, mrużąc oczy.
- To ja idę do siebie. - miauknął kierując kroki na swój mech.
- Dobrze, braciszku. - odparła Krokus uśmiechając się w stronę żółtookiego.
- Mów do mnie starszy bracie, nie braciszku! - powtórzył, by w końcu do niej to dotarło. To tylko sprawiło jednak, że jeszcze bardziej była zadowolona z efektów droczenia się z kocurem. W odpowiedzi uśmiechnęła się tylko i zachichotała.
Jednooki usiadł na mech z obrażoną miną. Krokus widziała, że mocno go zirytowała. I oto chodziło. Może następnym razem pomyśli, zanim wda się z nią w poważną kłótnię, albo zwali na nią winę za wszystko co mu się złego stało przy jej towarzystwie na nią.
<Wypłosz? :3>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz