Akt skruchy ze strony kotki autentycznie ją zaskoczył. Stała przed nią, wpatrując się w zadumie w czarne futro, zmierzwione od pracy i lekkiego wiatru, którego obecność sama odczuwała na własnym grzbiecie. Przenikliwy chłód objął jej ciało, sprawiając, że atmosfera zdawała jej się o wiele bardziej oziębła, niż była w rzeczywistości. Wyjątkowo Kamienna Agonia nie wydawała się rozwścieczona do granic możliwości, a raczej jej postura sprawiła przeciwne wrażeni — jakby była po prostu zmęczona tym całym zamętem.
Nie dziwiła się. Nawet jeśli nie zawsze była na bieżąco z wieściami w klanie, to niektóre rzeczy dała radę zaobserwować.
— Miło cię widzieć — rzekła swobodnie, chcąc w dobry sposób zacząć rozmowę. — Powinnam się obrazić za przyrównanie mnie do niego, ale załóżmy, że wstąpiłoby w niego czyste dobro. Wtedy mogłabym uznać to za komplement — stwierdziła, spostrzegając lekki wzdrygnięcie u kotki.
Nie potrafiła rozpoznać, czy to oznaka złych wspomnień, czy bardziej prezentacja delikatnego rozbawienia, będącego jedyną ucieczką od aktualnych, dramatycznych czasów, jakie na nowo nastały w Klanie Burzy.
— Prędzej uwierzyłabym w latające myszy niż w jego zmianę — mruknęła.
— Myślę, że gdyby nie panujące warunki i zapewne jego całe dzieciństwo i metoda wychowawcza, byłby kimś lepszym. Nie bronię go w żadnym stopniu, pamiętam o jego toksycznych zachowaniach, ale sądzę, że dla każdego jest nadzieja — przyznała, co spotkało się z niezbyt optymistycznym spojrzeniem kotki.
— Mówimy o tym samym rudym kocie? — zapytała. — Jesteś pewna, że nie zboczyłaś z tematu Rozżarzonego Płomienia? — upewniła się.
— Powiedzmy — rzekła, spoglądając na nią łagodnie. — Domyślam się, czym ci mógł zajść za skórę i choć zapewne kryje w sobie znacznie więcej zła, o którym nie wiem i którego nawet nigdy nie odkryję, tak uważam, że przy odpowiednim podejściu dałoby się wykrzesać z niego jakieś dobro — przyznała, podnosząc ukradkiem wzrok na wspomnianego kocura, stojącego akurat po drugiej stronie obozu. — W takie cuda nie wierzę — westchnęła czarna, podążając spojrzeniem w tym samym kierunku. Rozżarzony Płomień nie zwrócił na nich uwagi, ale z daleka było widać, że się zmienił. Niestety nie na lepsze. Wydawał się wręcz gorszy. Przepełniony nowo narodzoną złością, odcięty od świata i z żadnej strony niechętny do poprawy.
— A ja wierzę — wymruczała, biorąc głębszy oddech. — Tylko... łatwiej by było, gdyby nie miał jej — przyznała, nie zamierzając nawet wypowiadać tego imienia. — Popsuła go. Gdzieś tam w środku na pewno kryje się miła wersja Żara, tylko jest zbyt głęboko zakorzeniona pod tymi zgorzkniałymi warstwami. Według mnie on jest po prostu zagubiony i brakuje mu kogoś, kto... Kto poprowadzi go we właściwym kierunku — wyjaśniła.
Nie dziwiła się. Nawet jeśli nie zawsze była na bieżąco z wieściami w klanie, to niektóre rzeczy dała radę zaobserwować.
— Miło cię widzieć — rzekła swobodnie, chcąc w dobry sposób zacząć rozmowę. — Powinnam się obrazić za przyrównanie mnie do niego, ale załóżmy, że wstąpiłoby w niego czyste dobro. Wtedy mogłabym uznać to za komplement — stwierdziła, spostrzegając lekki wzdrygnięcie u kotki.
Nie potrafiła rozpoznać, czy to oznaka złych wspomnień, czy bardziej prezentacja delikatnego rozbawienia, będącego jedyną ucieczką od aktualnych, dramatycznych czasów, jakie na nowo nastały w Klanie Burzy.
— Prędzej uwierzyłabym w latające myszy niż w jego zmianę — mruknęła.
— Myślę, że gdyby nie panujące warunki i zapewne jego całe dzieciństwo i metoda wychowawcza, byłby kimś lepszym. Nie bronię go w żadnym stopniu, pamiętam o jego toksycznych zachowaniach, ale sądzę, że dla każdego jest nadzieja — przyznała, co spotkało się z niezbyt optymistycznym spojrzeniem kotki.
— Mówimy o tym samym rudym kocie? — zapytała. — Jesteś pewna, że nie zboczyłaś z tematu Rozżarzonego Płomienia? — upewniła się.
— Powiedzmy — rzekła, spoglądając na nią łagodnie. — Domyślam się, czym ci mógł zajść za skórę i choć zapewne kryje w sobie znacznie więcej zła, o którym nie wiem i którego nawet nigdy nie odkryję, tak uważam, że przy odpowiednim podejściu dałoby się wykrzesać z niego jakieś dobro — przyznała, podnosząc ukradkiem wzrok na wspomnianego kocura, stojącego akurat po drugiej stronie obozu. — W takie cuda nie wierzę — westchnęła czarna, podążając spojrzeniem w tym samym kierunku. Rozżarzony Płomień nie zwrócił na nich uwagi, ale z daleka było widać, że się zmienił. Niestety nie na lepsze. Wydawał się wręcz gorszy. Przepełniony nowo narodzoną złością, odcięty od świata i z żadnej strony niechętny do poprawy.
— A ja wierzę — wymruczała, biorąc głębszy oddech. — Tylko... łatwiej by było, gdyby nie miał jej — przyznała, nie zamierzając nawet wypowiadać tego imienia. — Popsuła go. Gdzieś tam w środku na pewno kryje się miła wersja Żara, tylko jest zbyt głęboko zakorzeniona pod tymi zgorzkniałymi warstwami. Według mnie on jest po prostu zagubiony i brakuje mu kogoś, kto... Kto poprowadzi go we właściwym kierunku — wyjaśniła.
<Kamień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz