*jakiś czas temu*
Starsza kocica wstała na równe łapy, po czym wskoczyła na pień jedynego drzewa w małym ogródku. Wspięła się na nie, po czym stanęła na gałęzi, przygotowując się na przemowę.Chrząknęła, po czym rozpoczęła orędzie:
- Droga rodzino. Jak wiecie, niedawno przenieśliśmy się do miasta. To miejsce ma nowe niebezpieczeństwa, których wasza czwórka jak dotąd nie znała– to mówiąc, spojrzała na dwa niebieskie koty, oraz cętkowaną i szylkretową. – mimo to, nieźle się w tym miejscu odnaleźliśmy. Pokonaliśmy tutejszy gang, zapewniając sobie na tych terenach spokój, i przygarniając do naszej grupy młode, obiecujące koty. – rzekła, przenosząc wzrok na Wypłosza i zaciekawionego, uśmiechniętego Skazę. – jednak mamy nowe zagrożenie. – na to dostrzegła zdziwienie w oczach zgromadzonych. – Od naszych starych znajomych, Śruby i jeszcze jednego pchlarza, którzy nawiasem mówiąc dzięki nam opuszczają miasto na dobre – miauknęła, z dumą z jej kociąt wprost tryskającą i uśmiechu na pysku. – niedawno zmarła niejaka Nornica. Była tak zwaną „królową miasta”. Podobno trzymała gangi pod łapą. Ale wraz z jej śmiercią stołek zaświecił pustkami, więc teraz różni gangsterzy chcą go zdobyć – powiedziała, biorąc wdech i kontynuując – pamiętacie chyba, jakie były te pchlarze, których spotkaliśmy. Co prawda to prawda, z nami szans nie mieli, ale my również nie będziemy mieli szans z kimś, kto przejmie władzę nad miastem, jeśli ten postanowi się nas pozbyć, bo coś mu się nie spodoba – powiedziała. – ale jak już mówiłam, jeszcze nikt nie zajął tej jakże zaszczytnej pozycji bycia na szczycie miejskiej hierarchii. I tu wchodzimy my – rzekła, co wywołało u kociąt jeszcze większe zdziwienie – możliwe, że jesteśmy najsilniejszym gangiem w okolicy. – miauknęła z dumą – i nie mówię tu na wyrost. Miejskie koty słyną z brutalności, podczas walki również. Ale my mamy nie tylko ją. Również jesteśmy lepsi w walce niż przeciętny, tutejszy pchlarz. – rzekła. – jeśli tylko się postaramy, możemy zdominować resztę i wspiąć się na sam szczyt. Zapewnimy sobie spokój, miejsce do życia, w którym nikt przy zdrowych zmysłach nie odważy się nam nic zrobić. A jak spróbuje…albo zacznie zbierać własnych popleczników…to… KSKSKS – zrobiła dźwięk zarzynanego zwierzęcia, przeciągając pazurem po swojej szyi. – Większość bije się na arenie o władzę. Ale jeśli zdobędziemy szacunek i posłuch, jeśli pokonamy wszystkie gangi, udowodnimy im, że jesteśmy potęgą… - tu długi uśmiech pojawił się na jej pysku. Niebezpieczny, pełen pewności i krwawych zamiarów – to przejmiemy stery. Będziemy rządzić całym miastem! Całym! A ono jest ogromne! Wyobraźcie sobie, jaki strach będziemy budzić! Staniemy się niepokonanym gangiem! – zaczęła miauczeć z pasją, nie zwracając uwagi na miny swych podopiecznych. – BĘDZIEMY RZĄDZIĆ CAŁYM TYM BETONOWISKIEM, I NIC ANI NIKT NAM TEGO NIE ODBIERZE, JEŚLI TYLKO ZAGARNIEMY TO RAZ, TO JUŻ NIE ODDAMY! – wrzasnęła charkotliwie ze śmiechem, pełna szaleńczej energii wariatki, którą zresztą była. Kociaki zamilkły, co staruszka zauważyła dopiero po chwili, kiedy nie usłyszała aplausu ani niczego tego typu. Wszyscy zamilkli. No tak. Mogła się spodziewać, że tak będzie.
Niebieski syn kotki poprawił się na swoim miejscu, ze wściekłością na Bylicę.
-Tak, tak, będziesz przygarniać więcej pchlarzy a może i jeszcze domowe pieszczoszki? O! Świetnym pomysłem by było zaadoptować te całe rybojady i nazwać je jeszcze swoimi "Dziećmi", bo twoje biologiczne potomstwo ci nie starczy!- jego niegdyś uśmiechnięty pyszczek przysłonił grymas a sam nerwowo zamiatał podłoże ogonem. Na te słowa Bylica zmarszczyła brwii. „Swoimi dziećmi? Rybojady? Co?!” pomyślała, wbijając spojrzenie intensywnie zielonych oczu w Fiołka. -Już jakieś gnojki przyprowadziłaś. Tego łysego szczura i białego smarkacza którzy łażą pod nogami i jeszcze dla nich polować trzeba. Jeszcze do naszej drużyny brakuje nam jakiejś ślepej nornicy i niepełnosprawnej ryby co?- Fiołek, jak było dobrze widać na pierwszy rzut oka, nie był zadowolony z postępowania matki. Z jego pyska wydobyło się przez ciche burknięcie by zaakcentować jego złość Staruszka z niezadowoleniem spojrzała na syna. Zmrużyła oczy zawiedziona, ale i z powagą i kamiennym pyskiem.
- Pchlarzy? Takich jak ci gangsterzy, którzy chcieli "zaliczyć" Skowronek? Takich to nie. Pieszczoszki...się zobaczy - odparła - rybojadów nie, bo porwali was. Myślisz że im to zapomniałam? - spytała. - i tak, będę sobie adoptować kociaki, bo lubię mieć dużą rodzinę. - rzekła. - Nawiasem mówiąc, co masz do tego, że adoptuje biedne kociaki, hm? - spytała. - I czemu tak mówisz o swoim młodszym rodzeństwie? - spytała, mrużąc oczy jeszcze bardziej - nie chcesz, żeby obcy drżeli przed tobą? - spytała, postanawiając go przekonać do swego planu - żeby nazywali cię wielkim Fiołkiem? Przynosili piszczki pod łapy? Wielka szkoda. - rzekła.
-Moje młodsze rodzeństwo? Czy ty myślisz że te gówniaki będą moim rodzeństwem? I TAK ZAMIERZASZ MNIE, KROKUS, DESZCZ, KMINEK, SKOWRONEK, WSZYSTKICH NAS TAK ZASTĄPIĆ?- do oczu młodego buntownika naleciały łzy. - Bez tych bachorów pewnie zdołałbym więcej osiągnąć niż z nimi. Myślałem że nas kochasz, jakkolwiek szanujesz a tu co? Wstawiasz na nasze miejsce jakieś łyse znajdki z miasta. Na twoim miejscu już dawno bym dawał jakieś sensowne powody czemu chcesz jakieś bezdomne pizdy komuś porywać.
- Zastąpić?! - krzyknęła przerażona - oczywiście że nie! - miauknęła, zeskakując z pniaka. "Czemu wszystkie moje dzieci myślą, że je zastępuje, kiedy dorobię się nowych?" pomyślała. Już raz tak było, z Agrestem, ale tutaj mieli nawet mniej powodów, by tak sądzić. W końcu była z nimi przez cały czas, odkąd do niej wrócili. Kochała ich, trenowała, tuliła, lizała, obdarowywała radą i miłością każdego dnia… - Nigdy bym was nie zastąpiła! Kocham was! - miauknęła wystraszona, iż ten pomysł zostanie przejęty przez resztę jej dzieci. Nie przeżyła by ponownej straty swych kociaków.
-Tak tak jeszcze czego. Przecież to widać że ciebie nie obchodzimy!- parsknął srebrny ku smutkowi Bylicy, podnosząc się z miejsca. Jego pazury wbiły się w ziemię. Kocur zaczął powoli chodzić po miejscu ich zgromadzenia a z tego że był pierwszym kotem z prawej, idąc lewą stroną miał każdego innego osobnika. Zaczął iść w stronę pierwszej.
-Krokus. Cudowna kotka, mała wojowniczka. Jest świetną córką i siostrą, a ty zamierzasz ją zastąpić tym łysolem. - położył łapę na barku cętkowanej a przy partii komentowania Wypłosza, wskazał na młodego pazurem z obrzydzeniem na pysku. Podbiegł do następnej tym razem niebieskiej jak on koteczki.
-Deszcz. Miła, przyjacielska kotka. Też jest wspaniałą córką i siostrą, a ty zamierzasz zastąpić ją tym.... czymś.... - wskazał na Skazę z urazą a następnie podszedł do szylkretki ze zdziwieniem patrząc na swojego przybranego brata.
-Skowronek. Zabawna i sympatyczna kotka, A TY ZAMIERZASZ JĄ ZASTĄPIĆ JAKIMŚ DOMOWYM KICIUSIEM-
Bylica widziałą, jak wściekłość Fiołka zaczyna sięgać górnej kreski skali. Srebrny zrobił kilka głębokich wydechów by się uspokoić co się udało. -Wstydziłabyś się. - prychnął syn Sadu i wrócił na miejsce, a potem usiadł owijając swoje łapy ogonem.
— T-to konieczne? — mruknęła zakłopotana Deszcz do swej matki, chyba mocno nieprzekonana co do jej pomysłu.
Spojrzała na zgromadzone dzieci przerażona.
- N-nie! - zaprzeczyła wystraszona - TO NIE TAK! - miauknęła pewniej i głośniej. - Nie zastąpiłam was! Czemu tak uważasz, Fiołku? Czemu uważasz, że was zastąpię? To że przyjęłam kogoś nowego, nie oznacza, że przestaliście być dla mnie ważni! - rzekła.
- I jeśli chcemy tu zostać...to raczej tak. – odpowiedziała na pytanie Deszczyk, starając się uspokoić.
Skowronek zdezorientowana patrzyła na to wszystko. Zestresowana szylkretka przywarła bokiem do jednolitej córki Bylicy.
— M-mamo... Czy to nie jest zbyt brutalne? — spytała nerwowo zielonooka córka Sadu.
Niespodziewanie do dyskusji włączyła się najstarsza córka Bylicy.
- Fiołek, mama nie miała tego na myśli... – miauknęła, ku uldze srebrnej. Może bura przekona Fiołka, że się myli i dopowiada sobie jakieś niestworzone rzeczy? - mama po prostu lubi kociaki... – dodała cętkowana. - ale nas też! - miauknęła od razu, żeby rozwiać wątpliwości. - Powinniśmy się trzymać razem, jako rodzina. A im nas więcej...tym lepiej. - miauknęła frazę powtarzaną przez matkę, co sprawiło, iż błękitna jakoś tak poczuła się lepiej.
Niespodziewanie dla wszystkich poziom agresji Fiołka nagle podniósł się. Szary podbiegł do kociaka i przycisnął mu gardło do ziemi.
-TY MAŁY WYPIERDZIE! MATKE MI POPSUŁEŚ!- wrzeszczał przez łzy coraz bardziej nasilając ucisk. Malec zaczął się krztusić, próbując wyrwać się starszemu, a łzy napłynęły duszącemu się buremu kocięciu do oczu. Srebrna na zachowanie Fiołka natychmiast wstała.
- CO TY WYPRAWIASZ?! CHCESZ GO ZABIĆ – spytała wkurzona nie na żarty. Nie dość że plutł jakieś dyrdymały, to jeszcze atakował Wypłosza? I to w taki sposób? Dusząc go?. Szybko przyskoczyła do srebrnego, i zdjęła go z kociaka. Wypłosz zakaszlał, po czym schował się szybko za Krokus Fiołek wkurwiony wymachiwał łapami z wysuniętymi pazurami.
-P-PUSZCZAJ MNIE NATYCHMIAST! – wrzasnął kocurek, wiercąc się w pysku matki, której z powodu jego wzrostu nie było tak łatwo go trzymać, jak wtedy, kiedy był małym kociaczkiem. Mimo to dawała radę, nie pozwalając kocurowi się uwolnić, ze stoickim spokojem obserwując jego wygibasy. - Spokojnie, nie pozwolę żeby cię skrzywdził. - miauknęła Krokus do kociaka, co ledwie dotarło do uszu jej matki. - trzymaj się mnie, póki się nie uspokoi. – miauknęła młoda, stawiając łapy przed kociakiem, aby jeszcze bardziej go ochraniać.
Bylica była dumna z córki.
Nagle Bylica poczuła, jak Fiołek przestaje tak wierzgać. Po chwili kocurek miauknął smutny:
-Mamo j-ja ja....- w jego oczach zapętliły się łezki.
Słysząc smutny głos synka, powoli, delikatnie wypuściła go.
- Nie zaatakujesz już Wypłosza? Ani Skazy? Jesteś już spokojny?- spytała.
-A-ale.... P-p-patrz j-jak on się z-zachowuje! - wskazuje na wcześniej śmiejącego się z niego Wypłosza, czego jednak Bylica jako iż nie zauważyła, nie rozumiała, o co chodzi dokładnie jej synowi. -a-a co do Skazy... Ona nic nie robi.- dodał błękitny.
Kocica spojrzała na Wypłosza tulącego się do Krokus badawczym wzrokiem.
Skaza natomiast siedział sobie spokojnie, jakby nie rozumiał, co się właśnie stało. Ach. Naiwne dziecko…
Nagle z oczu syna Sadu polał się słony wodospad.
-O-o-on się z-ze mnie ś-śmiał! Sprowokował m-mnie! – słysząc to, w głowie Bylicy ruszyły trybiki. Fiołek tak, był wybuchowy…ale może faktycznie Wypłosz zrobił coś w międzyczasie ich rozmowy, czego ona nie zauważyła, i to dlatego Fiołek się na niego rzucił? To go nie usprawiedliwiało, ale jeśli bury naprawdę tak zrobił, to dziko pręgowana wolała, aby to się więcej nie powtórzyło. W końcu jej biologiczny syn miał słabe nerwy.
- Jeśli coś zrobiłeś Wypłoszku, czego nie widziałam - zaczęła powoli - to tak więcej nie rób, bo Fiołek jest zestresowany. - miauknęła, po czym spojrzała na wspomnianego - kochanie, nie chciałam, żebyście czuli się zastępowani... - rzekła, przytulając swe kocię - cieszę się, że powiedziałeś, co czujesz, ale proszę, zachowuj spokój, bo to się mogło bardzo źle skończyć...
- Ja nic nie zrobiłem! On mnie chciał zabić! – pisnął kociak bez jednego oka.
Fiołek w odpowiedzi jedynie usiadł bez celu patrząc w nicość. Bylica podeszła ponownie do niego i przytuliła swego srebrnego synka.
-Mamo?- błękitny popatrzył w górę na starszą.
W odpowiedzi Bylica tylko zamruczała.
-Fiołku, kocham cię, wiesz o tym? - spytała, liżąc po głowie kocurka.
-n-no właśnie myślę że woliś W-wypłosza.- zamiauczłał dalej nieco pochlipując.
Na jego słowa aż ją wryło.
- Nie wolę. To nie oznacza, że nie jest również moim synkiem, ale nie wolę - miauknęła, przytulając dziko pręgowanego.
-T-t-to d-dobrze - odparł jej kociak. Uspokajając się przytulił się do srebrnej. Chwilowa furia go wymęczyła. Owinęła ogon wokół synka, chcąc zapewnić go o tym, że wszystko już dobrze.
Będzie musiała to z nim wyjaśnić, ale teraz, widząc jego smutek, chciała tylko, aby poczuł się lepiej.
***
Minął dzień od orędzia Bylicy, która była zmartwiona tym, co miauczał wtedy jej syn. Naprawdę uważał, że ich sukcesywnie zastępowała? Nie chciała, aby jej kochany kociak tak się czuł. Dała mu więc trochę spokoju, a teraz postanowiła porozmawiać z nim na spokojnie, by wyjaśnić sprawę. Podeszła do drzewa w małym ogródku, gdyż to tam siedział jej kochany potomek. Wskoczyła na pień drzewa, po czym wspięła się na gałąź, na której siedział jej syn.
- Mogę się dosiąść? - spytała, siadając obok srebrnego kocurka.
-Mhm - mruknął niezbyt zainteresowany tym co matka od niego chciała Fiołek. - Co chcesz - prychnął kątem oka patrząc na rodzicielkę.
- Skarbie - miauknęła, przysuwając się bliżej do swego kocięcia - czemu... tak zareagowałeś? W sensie...rozumiem...zmiany są trudne, a młodsze rodzeństwo to wyzwanie...szczególnie adoptowane...ale...ale czemu uważasz, że miałabym was zastąpić? - spytała - przecież...ciągle jestem z wami, walczyłam za was na zgromadzeniu, nie spuszczałam oka z granicy z Klanem Nocy, żeby was odszukać... - wymieniała, starając się podawać mocne argumenty za tym, że naprawdę nie miała zamiaru ich zastępować - to, że przyjęłam kociaki do naszej rodziny, nie oznacza, że was zastępuje - powiedziała. - po prostu postanowiłam, że dobrym będzie przygarnięcie tej biednej dwójki. I tak...zauważyłam że Wypłosz jest...czasami nieco dziwny...w sensie...dziwnie się zachowuje... - mruknęła - ale to wciąż kocię, na dodatek po przejściach. Po prostu...ma chyba taki uraz, i nie rozumie, że to co robi może was ranić - miauknęła - ale na przykład Skaza...on nic nie zrobił, jest słodkim, małym brzdącem, który tylko chce mieć przyjaciół - miauknęła. - poza tym, faktycznie, trochę się lenią...ale chyba nie myślałeś, że tak będzie zawsze? - spytała - w końcu Skaza jest pełnosprawny. No prawie. Trochę naiwny i nie czuje zapachów, ale polować na pewno będzie w stanie, jak się go tylko tego nauczy. - rzekła.
Po kilku uderzeniach serca Fiołek odpowiedział:
-Poświęcasz im o wiele więcej uwagi niż nawet nie mi a wszystkim innym! To jest nie sprawiedliwe! - fuknął niezadowolony i odwrócił wzrok. -Dobra może mam wszystkie cztery nogi ale to nie powód by swoją miłość dawać temu małemu wypierdowi który nawet nie przeprosi za swoje idiotyczne czyny czy pogorszanie mnie! I tam mnie nie obchodzi czy jest po przejściach czy nie, my też jesteśmy po przejściach, porwanie przez rybojady było okropne a jeszcze gorsze siedzenie w żłobku z tym Ptasim Jazgotem! Ta baba ciągle tylko by nawalała tą papą bez przerwy! To my byliśmy pewnie bardziej poszkodowani niż ta dwójka, i nie zamierzam ich nazywać moim młodszym rodzeństwem! - Takie kazania robił że się zmęczył. Jego pazurki wbiły się w korę a sam wydał z siebie niezadowolony pomruk.
- Masz trochę racji... - miauknęła kocica - co ty na to, żebyśmy spędzili kiedyś czas tylko we dwoje? - miauknęła. - postaram się wam poświęcać więcej uwagi. I jeśli nie chcesz, to nie musisz ich nazywać młodszym rodzeństwem - dodała. - a jakby... Wypłosz coś poważnego znowu zrobił...to powiedz mi o tym, dobrze? - miauknęła - postaram się mu przemówić do rozsądku. - dodała, liżąc Fiołka za uchem.
-Hm... – słysząc zastanowienie w jego głosie zaparło jej dech - No dobrze....- miauknął ku uldze i radości Bylicy przekonany, a następnie przytulił się do matki z lekkim uśmiechem na pyszczku. W odpowiedzi Bylica zamruczała, przytulając do siebie kociaka z uśmiechem i przymykając oczy.
***
Udało jej się jakimś cudem przekonać Skowronek i Deszczyk do udziału w przejmowaniu miasta.
Czas więc wdrożyć plan…w życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz