— Jak poszedł trening? — spytała liliowa. — Uważaj na swojego mentora, Wiatra — dodała szeptem — on jest moim zdaniem zamieszany w śmierć Błysk, musimy na niego bardzo uważać — mruknęła, wchodząc do legowiska starszyzny.
Kremowy kiwnął głową na powitanie obu kocurom i się rozejrzał. Wiatr przywiał tu masę zeschłych liści i małych gałęzi. Czemu oni muszą to sprzątać? Uch.
Przysunął do siebie suchego, kruszącego się liścia.
— Miodunko — zawołał do siostry przenoszącej chude gałązki. — Zróbmy stertę na liście i drugą, na inne rzeczy, wtedy szybko się z tym uporamy.— Dobrze! — miauknęła zadziornie.
Rodzeństwo zaczęło wspólnie działać. Na obu, niewielkich stosach pojawiało się coraz więcej przedmiotów. Lukrecja podszedł do posłania Trzmiela i złapał pazurkami leżący obok mały patyczek.
— Lukrecjo — powiedziała radośnie Miodunka. — Chyba już wszystko zebraliśmy, przesunę nasze stosy na zewnątrz.
Kocur rozejrzał się po legowisku i westchnął głośno, kiedy jego siostra pchała kupę liści nosem.
— Chyba tak — odpowiedział i następnie machnął ogonem. — Chodźmy już — powiedział, wystawiając łapy poza legowisko.
— Do widzenia — miauknęła liliowa przez ramię.
Lukrecja otrzepał się z kurzu. Do jego nozdrzy wpadło świeże powietrze. Jak cudownie, że wreszcie skończyli sprzątać te liście. To było męczące.
— Chcesz ze mną porozmawiać przy stosie na zwierzynę? — zaproponował, spoglądając w zielonkawe ślipia siostry.
— Jasne — odpowiedziała uśmiechając się szeroko.
Szli kawałek, patrząc na siebie. Miodunka była nieco podobna do tego liliowego kocura ze starszyzny. Ten sam kolor futra, podobny kolor oczu... To trochę dziwne. Przestał rozmyślać, kiedy pojawili się przy kupie trupów. Liliowa usiadła i oplotła ogon wokół łap, kremowy jednak wolał usiąść i trzepać ogonem na lewo i prawo.
— O co chodziło z uważaniem na mojego mentora? — spytał. — Nie zrozumiałem tego.
Kotka przysunęła się do brata, a ich ogony się zetknęły.
— Posłuchaj. Znasz mamę. Nadopiekuncza kotkę, która muchy by nie skrzywdziła. Wcześniej bała się Wiatru. Jak tylko pojawiał sie w zasięgu jej wzroku to było widać, że jest przerażona. Do tego on ma taką... Dziwną aurę. Czuję, że coś jest z nim nie tak. Do tego jeszcze zgłosił sie do wyrwania jej wąsów, jemu się to podobało. On ją zmusił do tego morderstwa, nie wiem jak, ani kiedy to się stało, ale mocno maczał w tym łapy. Mama nam raczej nie odpowie na pytania o niego, bo nie będzie chciała nas narażać, taka już jej natura. A pamiętasz rozmowę z babcią? Ona coś wie. Dlatego była tak zestresowana. Unikała odpowiedzi. Wyganiała nas, by nic nie chlapnąć. To wszystko skleja się w jakąś całość, ale mam jescze za mało infromacji. Również dowodów brak — szepnęła. — Ale nie chce tego tak zostawiać. Nasza matka nie zasłużyła na wyrwanie wąsów, na łatkę mordercy i zdrajcy, ani na to, jak ją teraz traktują. Mam zamiar poznać całą prawdę o tym, jak na prawdę doszło do śmierci Błysk. I proszę cię, nie daj się mu — miauknęła już nieco głośniej.
— Nie rozumiem, jak zamieszany w śmierć Błysk? — mruknął. — To silny i odważny wojownik, nie dziwię się więc, że Plusk czuje przed nim respekt. Poza tym, widać, że chciał ukarać Plusk za to, co zrobiła, więc wyrwał jej wąsy na polecenie liderki. Nie jest podejrzany.
— Jest. To przez niego nie wychodziliśmy ze żłobka. Bo mama się JEGO bała. Jestem tego pewna.
— Co? — burknął i trzepnął ogonem w ziemię. — Założę się, że chodziło o to, żeby inne koty nas nie zdeptały, byliśmy wtedy małymi dzieciakami. Albo o to, żeby nie porwał nas jakiś ptak. Plusk się go nie boi. To bzdura.
— To zróbmy test, skoro mi nie wierzysz — mruknęła. — Zagonimy Wiatra do legowiska Plusk jak się pochoruje czy coś, albo ty możesz udać że jesteś chory, żeby cie tam zaniósł. Ja pójdę z tobą. Zobaczymy reakcje mamy. — miauknęła.
Nie podobał mu się pomysł siostry. Co ona wygadywała? Gdy Plusk przynosiła mu zioła, nie czuć było po niej strachu. To Miodunka była przewrażliwiona.
— To głupie — syknął. — Ale jak chcesz, możemy to zrobić — dodał zadziornie.
— No i to jest mój rozrabiaka Lukrecja, najlepsze rodzeństwo świata znowu w akcji! — zawołała, ocierając sie o kocura.
***
Deszcz lał się mu na głowę i ściekał po wąsach. Uch. Jak dobrze, że miał plan, by dziś nie polować.
Gdy tylko bury pojawił się na horyzoncie, zakaszlał żałośnie i podkulił ogon.
— Wietrze — mruknął — chyba nie jestem w stanie dzisiaj być na treningu — ciągnął nieśmiale.
— Dlaczego? — spytał kocur.
— Nie czuję się najlepiej — odpowiedział, patrząc mu w oczy.
— Możemy zajść do Plusk po zioła — zaproponował z niechęcią Wiatr. — Ale weź się w garść, to zaraz minie.
— Chodźmy do Plusk — miauknął.
Oba kocury zaczęły iść w kierunku medycznego legowiska płaskopyskiej kotki. Gdy tylko weszli do środka, do nozdrzy kremowego wpadł zapach ziółek. Miodunka już siedziała w środku. Była bardzo uparta!
< Miodunko? >
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz