Żyłka mu pulsowała, gdy kotka drwiła sobie tak z niego. Jak ona mogła użyć jego broni przeciwko niemu?! Na dodatek Bylica nic nie zauważyła, ślepa baba. Taka z niej dobra siostra? Tak? Jeszcze się przekona, że z nim nie ma szans. Zmieni jej życie w istne piekło. Nie da się komuś takiemu. To był od dzisiaj jego nowy cel.
***
Bylica wskoczyła na jedną z największych gałęzi na ich wierzbie. Ciekawe co ta starucha miała im do powiedzenia. Wywiozła ich w las, gdzie roiło się od wszelakiej maści stworzeń, które z chęcią zrobiłyby z niego kolacje. Miała coś nie tak z łbem. Po co zaatakowała ten Gang Ości? Przecież to było samobójstwo, a teraz żyli na banicji; i to on w tym najbardziej cierpiał.
- Moja droga rodzinko, mam ogłoszenie! - ogłosiła, przez co spojrzenia odpoczywających po polowaniach kotów skupiły się na niej. - Krokus, wystąp - zwróciła się do córki. Dojrzał, że była podekscytowana, co starała się ukryć, ale i tak dreptała łapami w miejscu. - Krokus, zakończyłaś swój trening. Stałaś się silną członkinią naszej rodziny. W klanie byłabyś pewnie mianowana na wojowniczkę przez lidera z dumą i ja też jestem niezwykle dumna. Nie tylko jako głowa naszej grupy, ale tez dumna matka, bo przerosłaś me oczekiwania! I to jak bardzo! Jesteś lepsza w walce nawet niż ja. - miauknęła. - Dlatego oficjalnie wszem i wobec ogłaszam, że zakończyłaś swój trening pod moim okiem. - dodała z uśmiechem. Córka odpowiedziała jej tym samym. - Ale nie tylko to chciałam ogłosić - kontynuowała - Wypłoszu, Skazo, wystąpcie. - rzekła donośnie.
Wyszedł z szeregu nie mając pojęcia co się dzieję. Czego ta stara prukwa od nich chciała? Niezbyt podobała mu się wizja udziału w tej farsie, którą odstawiała.
- Wypłosz, Skaza, macie kolejno osiem i siedem księżyców. Już wiele razy sugerowano mi, iż przydałby wam się już trening. Dlatego od dzisiaj rozpoczynacie swoje szkolenia z własnymi mentorami Wypłosz - zwróciła spojrzenie intensywnie zielonych oczu na młodego kocurka - Ciebie będzie szkolić Krokus. Głownie zielarstwa - rzekła, po czym spojrzała na drugie kocie - Skazo, ciebie natomiast będą uczyć dwa koty. Fiołek i Skowronek. Mam nadzieje, iż przekażą wam oni cała swoja wiedzę.
Że co takiego? Powariowała? Starucha jak nic nie ogarniała życia. Czemu Krokus miała go szkolić?! Nie znosili się!
- CO?! Dlaczego ona?! - warknął zły, mordując Bylice wzrokiem.
- Ponieważ skończyła trening, a ty potrzebujesz właśnie takiego mentora. Przerosła mnie też w sztuce wojownika, co przyznaję bez bicia. Poza tym, ona zaproponowała, iż będzie cię uczyć.
Spojrzał na burą, mordując ją wzrokiem. Ciekawe dlaczego chciała właśnie jego? Przecież go nie lubiła! Znów coś knuła? Nie miał zamiaru nigdzie z nią wychodzić i to jeszcze gdzieś w las, gdzie coś mogło go zeżreć. Marzył o powrocie do miasta, do rejonów, które znał.
- Dobra - burknął, bo mógł dostać tego tępaka Fiołka. Z Krokus sobie poradzi, ustawi ją, a co!
- Dobrze. A więc jeśli pozwolicie, udam się na polowanie - miauknęła srebrna, zeskakując z drzewa i oddaliła się.
Nie mając nic ciekawszego do roboty, podszedł do swojej mentorki z kwaśną miną.
- No to ucz mnie czy coś. Zobaczymy czy jesteś taka dobra - fuknął do niej.
- Oczywiście, że jestem - rzekła bura, prostując się. - A więc, idziemy. Tylko mi się nie ociągaj, fajtłapo - dodała, idąc w las.
Nie ruszył za nią, siedząc na tyłku. Nie zamierzał opuszczać kryjówki, nie z nią!
- Nie ma mowy! Nie idę tam! - syknął na nią zły. - Ucz mnie tutaj!
- Idziesz. To ja tu rządzę, nie ty - syknęła, podchodząc bliżej.
Naprawdę tak sądziła? To musiało się to zmienić. Wolał, gdy to on tu rządził.
- Wcale nie rządzisz - prychnął. - A ja nie idę! Zostaje tutaj i już! Zostawisz mnie gdzieś na pożarcie, tak jak na tym krzaku. - Tupnął łapą buntowniczo.
- Zostawię cię na pożarcie, JEŚLI nie pójdziesz. - odparła.
- Jeśli nie pójdę, to będę w kryjówce wraz z innymi. Nic mnie wtedy nie pożre. Jak z tobą pójdę, to kto wie. Jakiś ptak mnie porwie czy coś. To dzicz! - warknął, upierając się nadal przy swoim.
- W takim razie, będę to musiała zrobić... twardą łapą - warknęła, po czym bezceremonialnie chwyciła go za kark i zaczęła ciągnąć w stronę lasu.
- Co robisz?! Zwariowałaś?! - syknął na nią, krzywiąc się. Jak miał teraz się uwolnić? Całkowicie pozbawiła go możliwości wyboru! Widząc, że oddalali się od ich kryjówki zamarł, obserwując świat pełen drzew i liści. Z jednym okiem na pewno by tu nie przetrwał. Niebezpieczeństwo czaiło się wszędzie. Każdy krzak był potencjalną kryjówką drapieżnika. W mieście tego nie było! Teren był zawsze mniej otwarty i trudno było kogoś tak zaskoczyć! Gdyby miał ogon, na pewno już go by podkulił. - Zostaw mnie! Nie chcę by mnie coś zjadło!
Nie odpowiedziała, targając go dalej. Oddalali się od wierzby coraz dalej, aż w końcu zniknęła gdzieś za nimi. Poczuł dreszcz przebiegający mu po grzbiecie. Jak on teraz znajdzie drogę powrotną? Gdy Krokus dostrzegła jakąś roślinną kępę, puściła go prosto w błoto. Pacnął w nie, rozbryzgując je na boki. Akurat mu to nie przeszkadzało, bo lubił brud, a Bylica wręcz ciągle odbierała mu zakosztowania syfu na swojej sierści. - To - wskazała łapą na roślinę - Jest szczaw. Pomaga na zadrapania, żeby się nie zakaziły. Sok wyciskasz na nie, będzie szczypać, ale pomoże - rzekła - zapamiętaj to. - warknęła ostro.
Spojrzał na roślinę, ale nie wyglądała jakoś... okazale. Wręcz przyrównałby ją do każdej innej trawy, którą widział po drodze. Położył się w błotnistej ziemi, tarzając i ignorując swoją mentorkę, bo jakiś chwast go niezbyt interesował.
- Co. Ty. Robisz. To nie lekcja tarzania się w błocie. - warknęła, stając nad kocurem widząc, co ten wyprawiał.
- Dawno nie miałem takiej okazji, to się tarzam! - wyjaśnił. - A co? Możemy zrobić z tego lekcje. Pokaże ci jak to się robi - Po czym wziął błoto na łapę i rzucił nim w jej pysk.
- Pfe! Pfu! - wypluwała z pyska śliską breję - Ty... - warknęła. Następnie ponownie chwyciła go za ubłocony kark.
- Ej! - syknął na nią niezadowolony. Chciał jeszcze się z nią pobawić, skoro miał niedługo zostać przez coś pożarty!
- Ucz sifię - syknęła przez zęby, przystawiając mu nos do ostro pachnącej rośliny. - Cfo to jest i do fego służy. Odpofiadaj, już - warknęła.
Skrzywił nos, bo capiło jak nie wiem. Zakaszlał, machając łapą. Miał nadzieję, że nie skończy to w jego pysku.
- Jakieś zielsko! Weź mnie puść! Khe, khe, ble... ale daje. Gorzej niż rzeczy Wyprostowanych.
- Jak się nazyfa - miauknęła uparcie przez zaciśnięte na jego ohydnym futrze zęby.
- Zielsko! Jak każde inne, które rośnie tutaj. - odpowiedział
- Pfetchwilą ci pofiedziałam! Ufyj tej łepfetyny na foś! - warknęła zirytowana.
- Wolałem robić co innego niż słuchać twojego jazgotu koślawej mewy - prychnął.
Zaczęła go irytować tym wszystkim. Miał gdzieś rośliny oraz jakieś zastosowania, które posiadają. W życiu mu się to przecież nie przyda! Nie przejdzie przecież z myszy na trawę!
Wkurzona nie na żarty Krokus puściła kociaka, po czym szybko postawiła na nim łapę, tak, by się nie ruszył. Wbiła mu pazury w kark. Skrzywił się. Co ona robiła?! Zwariowała?!
- Odpowiedz. Już. Albo nałykasz się tego błota, skoro tak bardzo je lubisz.
- A spróbuj! Powiem wtedy Bylicy i cię ukara! - zagroził.
- A żebyś wiedział, że spróbuję! - wrzasnęła, po czym silnym ruchem obróciła kota w bok, aby jego głowa była prosto nad kałużą.
- Ugh! - zakręciło mu się nieco w głowie na ten ruch. Zamrugał zdziwiony, patrząc na kałuże. Czy na serio chciała mu to zrobić?! Była aż tak porypana?! Zjeżył sierść, próbując wstać.
- To już po tobie! Zrób to a skończę być dla ciebie miły!
- Ha. Jakbyś kiedykolwiek był - parsknęła, po czym naparła na jego głowę tak, aby zanurzyła się w błocie. Zdziwił się, gdy kotka naprawdę spełniła swoją obietnicę. Zanurkował, czując jak maź oblepia jego pysk. Zaczął się szarpać, próbując się uwolnić. Bura odczekała parę uderzeń serca, po czym uniosła z powrotem nad taflę jego głowę. Wariatka! Chciała go zabić. Wypluł ziemię z pyska, memlając językiem, by pozbyć się grudek piachu. Otarł łapą oko i otrzepał głowę.
- No. To jak. Odpowiesz na pytanie, czy mam ci zrobić kolejną kąpiel? - spytała.
Zacisnął pysk słysząc jej pytanie.
- To jest zgniły szczaw, jak twoje serce.
- Dobrze. A do czego służy? - dopytała
- Nie wiem - syknął, spinając się cały. Nie chciał znów zanurkować. Nie słuchał jej uważnie, bo w nosie miał jej nauki.
- Przypomnij sobie - wymruczała, popychając jego głowę bliżej błota, w subtelnym geście.
- Ygh! Wariatka! - wrzasnął. - Nie wiem! Naprawdę! Coś było, że piecze! - Aż miał ochotę wcisnąć jej ten szczaw do gardła, by ta wiła się z bólu!
- Tak. Dobrze. A jakie rośliny pieką? Może kojarzysz?
- Nie znam się na roślinach! Nie jestem kozą! - warknął. Coraz mniej podobał mu się ten trening.
- Ani najwyraźniej nie masz pamięci. Szczaw jest do zadrapań. Sok wyciskasz na nie. Piecze - miauknęła - powtórz.
- Puść mnie! - znów spróbował wstać. Nie chciał nic powtarzać, bo jak nic uznałaby, że z nim wygrała. Użarł ją w łapę w geście buntu, by nie dać się jej zdominować. Usłyszał jej syknięcie, kiedy dotarło do niej co właśnie zrobił.
- Więc kąpiel narrator dwa - warknęła, zanurzając jego głowę w błocie na trochę dłużej niż poprzednio. - A teraz?
Zakaszlał, łapiąc oddech.
- Szczaw do zadrapań, sok na rany, piecze! - pisnął cienko. Chciała go zabić?! Przecież prawie tam odpłynął! Już czuł powiew śmierci na pysku! Nie sądził, że tak mógł umrzeć. Utopiony w błocie przez swoją mentorkę.
- No. Dobrze. - miauknęła, po czym znów zrobiła nim obrót, tym razem w stronę roślin. - Która to z tych traw? Wskaż nosem - miauknęła już spokojnie.
Spojrzał na zielska, zaczynając obawiać się kotki. Majtała nim po ziemi jak jakimś przedmiotem. Wariatka. Skrzywił się, gdy do jego nosa dotarł ostry zapach. Wskazał roślinę, bo z niczym innym mu się teraz nie kojarzyła, jak ze szczawiem.
- Świetnie. - pochwaliła, puszczając go - Możemy wracać, lekcja zakończona - powiedziała, ruszając w stronę, z której przyszli.
Jak dobrze! Ruszył biegiem do kryjówki, by jak najszybciej poskarżyć się na nią Bylicy. Zapomniał jednak, że był taką sierotą, że tego nie potrafił i od razu się wywrócił na pysk. Wstał krzywiąc się, widząc jak Krokus się oddala. Ruszył za nią nieco wolniej, kuśtykając, mając nadzieję, że go tu nie zostawi. Ta dostrzegając to, zwolniła tępo. Od razu to wykorzystał i idąc za nią, użarł ją w ogon za karę, że tak się nim zabawiła.
Czując jego zęby, zatrzymała się, po czym odwróciła się do niego, przez co stanęli pyskiem w pysk.
- Jeszcze raz, jeszcze jeden raz, a zanurkujesz w błocie na trzy razy dłużej niż ostatnio - warknęła.
- Nie zanurkuje! Sama zanurkujesz! Powiem wszystko Bylicy! Zobaczysz! Mi uwierzy, bo jestem biednym kocięciem, a tobie nie! - rzucił jej swój najlepszy argument jaki posiadał.
- Nie, już nie jesteś. Teraz, jesteś uczniem - wytknęła - Nie znasz jej tak dobrze, jak ci się wydaje - rzekła tajemniczo, podchodząc jeszcze bliżej. - Kiedy byłam ponad dwa razy młodsza od ciebie, kazała mnie i mojemu rodzeństwu wspiąć się na drzewo. Drzewo tak wysokie, jak to - Wskazała na najbliższy duży okaz.
Rzucił wzrokiem na roślinę, niezbyt przejęty jej słowami.
- No to co? Pewnie po to, by was coś nie zjadło na ziemi! Nie topiła was w błocie! Ja też ją znam, bo skacze przy mnie gorzej niż przy swoich własnych dzieciach. Mogę wykorzystać jej troskę, bo widzisz. Jestem kaleką - Uśmiechnął się do niej zadziornie. - Jestem biedniejszy i potrzebuje lżejszego traktowania niż reszta. A ty się nade mną znęcałaś!
Zarechotała w odpowiedzi.
- Myślisz, że ona się o ciebie martwi? Że cię kocha? - prychnęła, z kpiącym uśmiechem - Ona robi to tylko dlatego, że jesteś słaby. Niedoskonały. Wybrakowany. Wzięła cię, bo jesteś teraz od niej zależny. Jak się zestarzeje, to będzie zawsze miała kogoś tak słabego, że i tak będzie musiał się jej słuchać. Będzie ją leczył, aż do końca jej dni. Zapewnia sobie byt.
Że co proszę? Że miał leczyć tą starą szkapę? No chyba nie. Gdy nie zapewni mu jedzenia, bo będzie ledwo co ruszać tymi swoimi zesztywniałymi kończynami, to odejdzie szukać szczęścia gdzie indziej. Nie miał zamiaru się jej słuchać. Krokus chyba zbytnio nie wierzyła w jego siłę, skoro uważała, że był zdominowany przez starą raszple. Wykorzystywała go? Proszę... To on ich wszystkich wykorzystywał, aby przeżyć do następnego dnia. Znalazł sobie głupich niewolników, a ta wmawiała mu, że jest odwrotnie? Chciało mu się śmiać.
Prychnął tylko na to.
- To wybrała źle, bo prędzej ja pierwszy umrę niż ona. Ojoj, myślisz że przejmą mnie twoje słowa? Jak mi przykro. - zakpił. - Dla mnie to komplement, Krokus. Zdaje sobie sprawę z tego jaki jestem, muszę tak żyć, bo los jest okrutny. Mam nadzieję, że kiedyś i ty stracisz coś, by być od kogoś zależna. Może jakiś potwór z lasu oderwie ci obie łapy? Wtedy przestałabyś tak kozaczyć. - Liczył na to. Kusiło go skrzywdzenie mentorki. Zobaczyć strach w jej oczach, gdy traci swoją sprawność w ciele. Nadal był jednak zbyt mały, by móc jej aż tak zagrozić, co mu się oczywiście nie podobało.
- Skoro zdajesz sobie sprawę, to się tak zachowuj. I nie umrzesz. To ci mogę obiecać. Ona zadba o ciebie na tyle, żebyś żył.
- Mam zachowywać się jak słaby i niedoskonały? Dobra - Usiadł na ziemi. - Ach, Krokus... Nie mogę już. Łapy mnie bolą. Weź mnie na barana - Uśmiechnął się z satysfakcją.
- Dobra - Położyła się na ziemi. - Proszę bardzo, właź.
Nie wierzył własnym uszom. Naprawdę to zrobiła? Ha! Ale głupia! Wszedł na jej grzbiet zadowolony. I kto kogo teraz dominował? Zdrowy kot mu usługiwał i zawiezie go niczym potwór Wyprostowanych do celu. Aż dziwne, że jeszcze chwilę temu poczuł strach do kotki. Teraz on wyparował, a jego humor znacznie poprawił.
- No dobra. Za to, to wybaczę ci to dzisiejsze topienie. Ale spróbuj zrobić to ponownie, to Bylica się o wszystkim dowie. - zagroził jej.
- Ha. Nie dowie - odparła, uśmiechając się, tym razem szczerze. Następnie ruszyła w stronę domu.
- A skąd masz taką pewność, co? Nie posiadasz nic ciekawego, co by mnie mogło zainteresować, bym milczał. - wytknął jej to.
- Posiadam. Może opowiedzieć ci o tym, skąd pochodzi mama? Wiesz, że z klanu, ale to niewielki rąbek tej historii.
Aha? A z jakiej beczki miało go to niby interesować? Rozumiał, że może Krokus wielbi Bylice jak jakąś boginie, ale on nie był zbyt skory do słuchania o jej życiu. Już miał dość, gdy ta łapała go i wylizywała co po chwilę, gdy zobaczyła, że się usyfił. To przypomniało mu o tym, że przecież się pobrudził. Trzeba było gdzieś się schować, przed tym jej lepkim językiem.
- Historie to tylko słowa. Możesz mi służyć, co ty na to? - rzucił jej korzystniejszą dla niego ofertę.
- Nie za bardzo. Ale mogę cię już nie taplać. Jak postarasz się uczyć. Bądź co bądź, to jest moim nadrzędnym celem, teraz. Może nawet cię biegać nauczę.
- Tsaaa... roślinki. Bardzo to ciekawe... Nie interesuje mnie to, nie najem się trawą - Na wzmiankę o bieganiu się zainteresował. - To ostatnie lepiej brzmi.
- No to widzisz. Może treningi cię się spodobają, jak będziesz miał motywację - miauknęła z uśmiechem.
Motywacja... dobre sobie. Jego trening był beznadziejny. Wolałby nauczyć się polować, a nie zapamiętywać jak nazywa się każdy krzak w okolicy. Kotka chyba przeceniła jego zapał. Myślała, że z nim wygrała? Otóż nie. Była głupia i nie dostrzegała tego jak ją podle wykorzystywał. Owszem, na początku się wkurzyła, ale z łatwością zapomniała o tym, ciesząc się lepszym humorem niż wcześniej. Miał już plan jak mógł podziękować jej za tą "ciekawą" kąpiel. Zobaczymy kto tu jeszcze kogo zdominuje.
<Krokus?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz