– Dobra robota. – odezwał się wesoły głos – Już późno, możemy wracać. – zawrócił, zataczając kółko wokół niej i nakierowując na odpowiednią trasę.
Spod drzewa nieopodal wykopał złowioną wcześniej zwierzynę i teraz spokojnym krokiem wracali do obozu.
Nagle poczuła dziwny niepokój i po plecach przeszedł jej dreszcz, na który zwolniła tempo jeszcze bardziej i rozglądnęła się. Nie widząc nic na poziomie ziemi, spojrzała w górę i wydała z siebie głośny syk, zwracając uwagę mentora. Nad nimi szybowała jakaś ciemna sylwetka.
– Biegniemy.– warknął przez piszczki w zębach i zaczął biec, a ona podążyła za nim. Ptak leciał za nimi, wydając z siebie skrzek.
– Tutaj! – domyśliła się, że to miał oznaczać odgłos, który wydał z siebie kot. Z rozbiegu wpakowali się w szczelinę między trzema dużymi kamieniami, najpierw uczennica, potem kocur. Było odpowiednie dużo miejsca, by móc się odwrócić, ale nie wyprostować. Pazury nienależące do nich zaskrobały o skały, a światło zasłoniło cielsko. Ptak pobił się chwilę o głazy, głośno zawodząc, po czym oddalił się. Upuściła mysz na ziemię, ciężko oddychając.
– Odleciało? – szepnęła, migając to tu, to tam oczami, chcąc dostrzec odkryte niebezpieczeństwo.
Trzęsły jej się łapy i żałowała, że nie mogła usiąść.
– Chyba tak. – bury wystawił ostrożnie głowę i spojrzał w górę, po czym szybko się cofnął – Jednak nie!
Zaraz po jego słowach skrzek rozległ się ponownie i odruchowo cofnęli się, unikając szponów.
Spędzili następne momenty w niemym oczekiwaniu, w czasie którego zaczęła się zastanawiać, czy nie mogli tego zabić, zanim wskoczyli tutaj. Jakby byli dostatecznie szybcy to może nawet nie zepsuli szansy chowając się. Choć na tak duże zwierzę potrzeba było chyba więcej niż dwóch kotów. Nic więcej się nie działo. Nie było słychać wołania lub bicia skrzydeł. Kminkową Łapę zaczynały już boleć plecy od garbarnia się i płuca od wstrzymywania oddechu. Chciała tylko dotrzeć do legowiska i móc się położyć, może w końcu uda jej się zasnąć.
Mentor powtórzył badanie terenu, a ona cała napięta czekała. Nic się nie stało. Wszystko było dobrze. Dał jej sygnał by wzięła ich łów i ostrożnie wymknęli się ze schronienia. Gdy tylko byli całkowicie na powierzchni, po uderzeniu serca zawahania, biegiem czmychnęli ku obozowisku, co jakiś czas oglądając się za siebie.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz