*akcja dzieje się przed pobytem Bylicy w mieście*
— Nie idziesz dzisiaj na trening z Chłodną Łapą? — prychnęła Sosna, kopiąc jedną z opadniętych szyszek. Poprosił kilka kotek, żeby z nim poszły, by łaskawie mógł wyjść poza obóz. Z ich towarzystwem nie musiał na nic uważać, bo wiedział, że by na niego nie doniosły.
— Potrzebuję odpoczynku od bachora — miauknął w odpowiedzi. — Zajmę się nim później. Na razie muszę coś upolować, żeby Borówkowy Krzew się do mnie nie przysrała.
— Wypadałoby. Przysrała się już do Szczurzej Łapy — fuknęła. — Utuczyła się jak jakiś piecuch. Ty ją widziałeś? Ona już nawet nie chodzi, tylko się toczy. Jest obrzydliwa.
— Jej łakomstwo to jej problem, ale bardziej ponura jest wizja, że wyżera wszystko co poluje połowa klanu — mruknął cicho.
Sosnowa Igła przewróciła oczami.
— Widać. — stwierdziła.
Omen westchnął, kręcąc głową.
— Idę polować. — obwieścił, przyspieszając kroku, gdy kotka skinęła mu głową. Zostawił w tyle Sosnową Igłę, Stokrotkową Polanę i jej matkę, bo to te kotki mu towarzyszyły. Miał to szczęście, że chociaż one nie były feminazistkami i idiotkami. Chociaż jeśli chodzi o Sosnę i to, co zrobiła dawno temu... mógłby na jej temat polenizować. Mimo wszystko była wspólniczką, więc nie zamierzał jej robić pod górkę.
Wiśniowy Świt, czy też Wiśniowa Gwiazda, mimo że nie była liderką zdecydowanie zasługiwała na takie imię bardziej niż Wielka Gwiazda, nie poszła z nimi na zewnątrz obozu. Teraz miała inny problem na głowie. Inną troskę. Kocięta.
Jego kocięta.
Miały być umocnieniem dla kultu i nie miał zamiaru się z nimi cackać tak jak ze swoimi pierwszymi. A tym bardziej miał nadzieję, że nie wyjdą z nich wyrzutki i wypierdki sowy pokroju Kuniej Łapy. Nie chciał nikogo wydziedziczać, ale wcale nie byłoby mu żal się ich pozbyć, tak jak to zrobiła Sosnowa Igła. Mimo wszystko nie mógł ukryć, nie mógł pogardzić zbliżeniem się z tak urodziwą mimo swojego wieku kotką. A co z kociętami - inna sprawa. nie miał zamiaru traktować ich jako swoje. Miały tylko służyć kultowi.
Ruszył dalej sam. Miał to szczęście, że miał wtyki u kotek, a te nie miały problemu, by mu pomagać. Same też nic na tym nie traciły. Wtedy też, idąc i łapiąc zapachy, dojrzał samotniczkę. Smukłą, zabliźnioną, błękitną samotniczkę. Oblizał wargi z obrzydliwym uśmiechem, bo wyglądała na dość godną przeciwniczkę. Jak on dawno nie zabijał czy przeganiał samotników.... Tęsknił za tym. Obecnie niestety mógł tylko stymulować, bo Jastrzębia nie było, więc nie było też żyć. Ale radość z okaleczenia ta sama. Ciekawił się, czy ta też będzie taką wariatką jak Ość i Oset, by dołączyć do klanu ze względu na nienawiść.
Wysunął pazury i rzucił się do przodu, na nieznajomą.
Nieznajoma przemykała między drzewami, szukając jakichś przydatnych ziół/ Błękitna szybko odskoczyła. Następnie jednym susem zbliżyła się do czarno białego i mocno zacisnęła szczęki na jego barku. Szybko odskoczyła, na wypadek, gdyby próbował sięgnąć do jej własnego ciała pazurami.
— No proszę, dobra sztuka mi się trafiła — zamruczał cynicznie, gdy jej kły na moment wbiły się w jego kark. Zasyczał wściekłe, odbijając się na silnych kończynach. Jego pazury przejechały po ciele kotki, gdy on sam przeturlał się tuż pod jej łapami, stając naprzeciw niej. Skrzywił się, czując specyficzny zapach ziół. — Jeszcze zielarka potrafiąca walczyć. Tego się nie spodziewałem. — dodał. Nigdy wcześniej nie spotkał tej dzikuski na terenach Klanu Wilka, ale walczyła jak niejeden klanowy kot.
— Lubię zaskakiwać — miauknęła z uśmiechem — może dać ci fory? — spytała, jednak nim zdążył odpowiedzieć skoczyła w bok, odbiła się od pieńka drzewa, a następnie wskoczyła mu na grzbiet zwalając go z nóg — oj, za późno. — wymruczała, po czym zatopiła pazury w jego grzbiecie.
Wojownik warknął, przewracając oczami. Jak on nie lubił takich wstrętnych mysich móżdżków.
Przewrócił się na drugi bok, by zmusić kotkę do zeskoczenia z niego, i nim wykonała skok, zaszarżował, łapiąc ją zębami w dolną część brzucha i przyciskając do kory drzewa z całej siły. Stawiała opór i nie była łatwą ofiarą, ale cieszył się, że wreszcie znalazł samotnika na jego poziomie.
— A któż cię tak nauczył walczyć? Dość dobrze sobie radzisz, jak na starą zapchloną przybłędę — splunął, uśmiechając się i spoglądając w oczy kotki.
— A ty nieźle jak na klanowego idiotę — odparła cynicznie, tak jak on zwrócił się do niej na początku, z uśmiechem - i jak na młodzika również. — miauknęła samotniczka. Następnie niespodziewanie dla kocura chwyciła go pazurami za pysk, po czym rzekła - a ciebie kto uczył? — spytała z przymrużonymi oczami.
Prychnął, widząc jak kotka łapie go pazurami za pysk. Jego kąciki ust rozszerzyły się jednak w zimnym uśmiechu, usłyszawszy pytanie.
— Przywódca Klanu Wilka. — wymruczał.
— Och, jakże ciekawie. Czuję się zaszczycona. — miauknęła błękitna, mrużąc swe ślipia. - jesteś godnym przeciwnikiem.
Przewrócił lekko oczami, jednak uśmiech nie znikł z jego pyska.
— I nawzajem. — miauknął nonszalancko, odsuwając się od niej, jednak nie zrywając z nią kontaktu wzrokowego. Jego łapy ponownie spoczęły na ziemi, przestając przyciskać starszą do drzewa. — Większość takich jak ty dawała się zabić po pierwszej rozmowie. — prychnął z drwiną w głosie. — Dość ciekawe, nie sądziłem, że samotnicy mają jeszcze zdrowy rozsądek.
— Jedni mają, drudzy nie — odparła - jak widzę seryjny morderca z ciebie. — dodała. — i fakt, niektórzy rozsądku nie mają, jak ten któremu jelita wyprułam. - miauknęła, z uśmiechem. — a ty? Patroszyłeś już kogoś, mój drogi? — spytała.
Uniósł brew. No, samotniczka kręciła jeszcze bardziej niż Irga, a ta też była dobra w prowadzeniu specyficznych rozmów.
— Najwidoczniej cię nie doceniłem — zmrużył oczy, które obmierzyły kotkę długim spojrzeniem. — Miałem okazję poranić wiele kotów, jednego doprowadzić do wewnętrznego wykrwawienia, ale także równie dużo sprowadzić na pewną śmierć. — zamruczał, postępując parę kroków w bok, by obkrążyć samotniczkę. — Nie miałem jeszcze okazji wypruć nikomu jelit, ale... ciekawa obserwacja. Kiedyś z pewnością spróbuję. — uśmiechnął się obrzydliwie. Czarny ogon unosił się dumnie w górze. Co, że rządziła Wielka Gwiazda. Wciąż był dumnym uczniem Jastrzębiej Gwiazdy, który był dla niego jak ojciec.
Ona również posłała mu dumne spojrzenie, jednak wciąż zachowując swój uśmiech i przymrużone oczyska.
— Szkoda, że jeszcze nie próbowałeś. Zabawa przednia. — wymruczała, obracając swój pysk w jego stronę. — zastanawia mnie, tylko ty tak mordujesz wśród wilczaków, czy to u was popularne zajęcie? — spytała.
Zaśmiał się cicho.
— Możnaby rzec, że nie wszyscy w Klanie Wilka to ostatni idioci. My po prostu... wypleniamy słabych — zamruczał. — Ale nie powinno cię to raczej obchodzić. Walczysz jak niejeden klanowy kot. Powiedz, skarbie, kto cię tak nauczył walczyć?
— Zgaduj zgadula, słoneczko. — odparła.
Prychnął. Nie dawała sobie łatwo wydusić informacje. Pogrywała sobie z nim.
— Nie dajesz za wygraną, co? — mruknął. — A gdybym tak postanowił cię teraz zabić lub wydłubać oczy... Lub wypróbować twoją ciekawą rozrywkę z wypruwaniem flaków, gdybyś nie użyczyła mi tej skromnej informacji... To co byś zrobiła? — zapytał. Jego głos wciąż zdawał się być zmieszany z zadowolonym mruczeniem, droczącym się z nieznajomą. Wcale nie czuł się dziwnie zagadując tak do kotki dużo starszej od niego. Kto by na to patrzył? Tak czy tak, zwykły podmiot do zostawienia kociąt i porzucenia. Tak jak Rysia Pogoń. To zabawne, że już taka losowa samotniczka miała więcej odwagi niż Ryś, pochodząca z Klanu Klifu i popierająca największego tyrana, którego swoją drogą także popierał.
Słysząc jego słowa samotniczka nawet nie drgnęła.
— Ah, pewnie sam byś stracił oko. O ile by ci się to udało. Albo nawet życie, bo moje dzieci chętnie by wyrwały ci wszystkie kończyny i zostawiły na pożarcie krukom, za zabicie mnie. — odparła ze spokojem w głosie.
Z jego pyska wydobył się cichy chichot.
— Więc ty też masz obstawę? Moje towarzyszki rzuciłyby się na ciebie jak wygłodniałe psy. A uwierz mi, mają wprawę. — uśmiechnął się do niej. — Należałaś kiedykolwiek do klanu? Nadawałabyś się. Mimo swojego wieku nie spodziewałem się, że ktoś cię już rozmnożył. Może twoje dzieci też mają podobny temperament? — wymruczał do niej. Nie mógł kłamać, mimo, że zrobił sobie dzieci z Wiśnią, wciąż nowi wyznawcy by się przydali. A ta kocica wydawała się dość... Interesująca swoją postawą.
<Bylica?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz