*dawno temu, przed dotarciem do miasta z dziećmi*
Bylica przemykała między drzewami, szukając jakichś przydatnych ziół. Im więcej medykamentów tym lepiej. Jej dzieci polowały natomiast bliżej ich obecnej kryjówki, w spróchniałym pniu drzewa. Zerwała rumianek po drodze, i wplątała go w swe futro. Uznała bowiem, iż był to sprytny pomysł na przenoszenie części medykamentów. Nagle usłyszała trzask łamanej gałązki, a już po chwili kot pachnący Klanem Wilka rzucił się na nią. Błękitna szybko odskoczyła. Następnie jednym susem zbliżyła się do czarno białego i mocno zacisnęła szczęki na jego barku. Szybko odskoczyła, na wypadek, gdyby próbował sięgnąć do jej własnego ciała pazurami.— No proszę, dobra sztuka mi się trafiła — zamruczał cynicznie czarny, gdy jej kły na moment wbiły się w jego kark. Zasyczał wściekłe, odbijając się na silnych kończynach. Jego pazury przejechały po ciele kotki, gdy on sam przeturlał się tuż pod jej łapami, stając naprzeciw niej. Skrzywił się, czując specyficzny zapach ziół. — Jeszcze zielarka potrafiąca walczyć. Tego się nie spodziewałem. — dodał.
- Lubię zaskakiwać - miauknęła z uśmiechem - może dać ci fory? - spytała, jednak nim zdążył odpowiedzieć skoczyła w bok, odbiła się od pieńka drzewa, a następnie wskoczyła mu na grzbiet zwalając go z nóg - oj, za późno. - wymruczała, po czym zatopiła pazury w jego grzbiecie.
Van warknął, przewracając oczami. Przewrócił się na drugi bok, by zmusić srebrną do zeskoczenia z niego, i nim wykonała skok, zaszarżował, łapiąc ją zębami w dolną część brzucha i przyciskając do kory drzewa z całej siły.
— A któż cię tak nauczył walczyć? Dość dobrze sobie radzisz, jak na starą zapchloną przybłędę — splunął niebieskooki, uśmiechając się i spoglądając w oczy kotki.
- A ty nieźle jak na klanowego idiotę - odparła cynicznie, tak jak on zwrócił się do niej na początku, z uśmiechem - i jak na młodzika również. - miauknęła. Następnie niespodziewanie dla kocura chwyciła go pazurami za pysk, po czym rzekła - a ciebie kto uczył? - spytała z przymrużonymi oczami.
Młodszy prychnął, kiedy ta złapała go pazurami za mordkę. Jego kąciki ust rozszerzyły się jednak w zimnym uśmiechu, usłyszawszy pytanie.
— Przywódca Klanu Wilka. — wymruczał.
- Och, jakże ciekawie. Czuję się zaszczycona. - miauknęła mrużąc swe ślipia. - jesteś godnym przeciwnikiem.
Ponownie przewrócił lekko oczami, jednak uśmiech nie znikł z jego pyska.
— I nawzajem. — miauknął nonszalancko, odsuwając się od niej, jednak nie zrywając z nią kontaktu wzrokowego. Jego łapy ponownie spoczęły na ziemi, przestając przyciskać starszą do drzewa. — Większość takich jak ty dawała się zabić po pierwszej rozmowie. — prychnął z drwiną w głosie. — Dość ciekawe, nie sądziłem, że samotnicy mają jeszcze zdrowy rozsądek.
- Jedni mają, drudzy nie - odparła - jak widzę seryjny morderca z ciebie. - dodała. - i fakt, niektórzy rozsądku nie mają, jak ten któremu jelita wyprułam. - miauknęła, z uśmiechem. - a ty? Patroszyłeś już kogoś, mój drogi? - spytała.
Kocur uniósł brew.
— Najwidoczniej cię nie doceniłem — zmrużył lodowate oczy, które obmierzyły błękitną długim spojrzeniem. — Miałem okazję poranić wiele kotów, jednego doprowadzić do wewnętrznego wykrwawienia, ale także równie dużo sprowadzić na pewną śmierć. — zamruczał, postępując parę kroków w bok, by okrążyć samotniczkę. — Nie miałem jeszcze okazji wypruć nikomu jelit, ale... ciekawa obserwacja. Kiedyś z pewnością spróbuję. — uśmiechnął się obrzydliwie. Jego czarny ogon unosił się dumnie w górze.
Z jednej strony nie podobało jej się, iż ją okrąża, czego nie dała po sobie poznać, z drugiej zaś, jego zachowanie intrygowało ją. Rzadko miała okazję spotkać takie koty. Ona również posłała mu dumne spojrzenie, jednak wciąż zachowując swój uśmiech i przymrużone oczyska. Ten kot był ciekawy. I to bardzo.
- Szkoda, że jeszcze nie próbowałeś. Zabawa przednia. - wymruczała, obracając swój pysk w jego stronę. - zastanawia mnie, tylko ty tak mordujesz wśród wilczaków, czy to u was popularne zajęcie? - spytała. Wolała bowiem wiedzieć, czy to klan morderców, bo nie chciała aby jej flaki skończyły jako zabawki dla ich kociąt. Van zaśmiał się cicho.
— Można by rzec, że nie wszyscy w Klanie Wilka to ostatni idioci. My po prostu... wypleniamy słabych — zamruczał. — Ale nie powinno cię to raczej obchodzić. Walczysz jak niejeden klanowy kot. Powiedz, skarbie, kto cię tak nauczył walczyć?
Oj, jak najbardziej to ją obchodziło.
- Zgaduj zgadula, słoneczko. - odparła.
Wilczka prychnął, na co jej kąciki ust chciały się bardziej podnieść, ale powstrzymała je. Niech siedzą tam gdzie są. Jak widać, udawało jej się go lekko zirytować…fajne uczucie.
— Nie dajesz za wygraną, co? — mruknął. — A gdybym tak postanowił cię teraz zabić lub wydłubać oczy... Lub wypróbować twoją ciekawą rozrywkę z wypruwaniem flaków, gdybyś nie użyczyła mi tej skromnej informacji... To co byś zrobiła? — zapytał. Jego głos wciąż zdawał się być zmieszany z zadowolonym mruczeniem, droczącym się z nieznajomą. Słysząc jego słowa nawet nie drgnęła. Miał temperament. Jeszcze czego, żeby jej coś takiego zrobił. Nie da się mu tak łatwo załatwić, co postanowiła mu uświadomić.
- Ah, pewnie sam byś stracił oko. O ile by ci się to udało. Albo nawet życie, bo moje dzieci chętnie by wyrwały ci wszystkie kończyny i zostawiły na pożarcie krukom, za zabicie mnie. - odparła ze spokojem w głosie. Niech wie, że jak jej coś zrobi to skończy jako karma dla wron.
Pyska wojownika wydobył się cichy chichot.
— Więc ty też masz obstawę? Moje towarzyszki rzuciłyby się na ciebie jak wygłodniałe psy. A uwierz mi, mają wprawę. — uśmiechnął się do niej. — Należałaś kiedykolwiek do klanu? Nadawałabyś się. Mimo twojego wieku nie spodziewałem się, że ktoś cię już rozmnożył. Może twoje dzieci też mają podobny temperament? — wymruczał do niej.
- Jak widzę oboje mamy silnych sojuszników - odparła - moje dzieci też razem ze mną wypruwały flaki. Miały kilka księżyców - wymruczała - ah, te dobre czasy...a określenie "ktoś mnie rozmnożył", godzi w mą dumę - odparła, krzywiąc się nieznacznie, bo serio miała te słowa na myśli - to ja prędzej wykorzystałam jego, niż on mnie - uśmiechnęła się chytrze, pamiętając, w jaki sposób zrobiła sobie dzieci z Sadem, który akurat napatoczył jej się po naćpaniu - I jak najbardziej bym się nadawała, problem taki, że klanowe zasady, to nie dla mnie - machnęła łapą - ty to, ty tamto, tego nie wolno, to jest skandal, tamto jest be - miauczała, przewracając oczami - same dyrdymały w tych waszych kodeksach. Kocur ponownie się zaśmiał, po czym odpowiedział:
— Och, kochana, widać nie tylko jedno nas łączy. — miauknął spokojnie. — Ciekawi mnie, skąd znasz te wszystkie zasady? Byłaś wcześniej w Klanie Klifu, Klanie Nocy, Klanie Burzy czy może Klanie Wilka? — spytał. Może to to była ta Kamienna Agonia, która zamordowała mu mentora? Albo może kotka ją znała i mogła mu co nie co powiedzieć? Nie pachniała żadnym klanem i wiadomo było, że była samotniczką, ale skądś musiała mieć te informacje. — Dlatego razem z moimi budujemy lepszą przyszłość. Bez żadnych kodeksików, które będą nam rozkazywać. — prychnął. — No, ciekawie, to ty wykorzystałaś kocura. — posłał jej cyniczny uśmiech. Nadawałaby się. Irgowy Nektar także zgwałciła jakiegoś losowego idiotę, by zrobić sobie dzieciaki.
- Oh, znam nie jednego kota z tych stron, nie tylko ty mnie spotkałeś na granicy. Każdy jest ciekawy, ale przyznam, że ty się mocno wyróżniasz spośród innych, których napotkałam na swojej drodze. To frajda droczyć się z klanowymi sierściuchami - mruknęła - oh, kochaneczku, wielu samotników je zna. Zdziwiłbyś się, jak wielu. - wymruczała.
Ponownie czarny uniósł jedną brew.
— Właściwie postrzegałem samotników jako podmioty do oszukiwania. Nawet nie wiesz, ilu myślało, że wybiera się na lepsze życie, a kończyło martwych. — miauknął i strzepnął ogonem. Miała ochotę przez chwilę rzucić się na niego, i wydrapać mu flaki. Miała nadzieję, że żadnego jej znajomego jej tak nie załatwił… — Żyjecie blisko klanów, ale nie wchodzicie na ich tereny, nie żyjecie z nimi. Wątpię, czy faktycznie znacie kodeks na tyle, by się o nim wypowiadać. — przyznał, kręcąc lekko głową. — Jestem ciekaw, ile jeszcze o nas wiesz. — dodał, spoglądając na nią z chorym uśmiechem.
- I możesz się tego nigdy nie dowiedzieć - odmiauknęła z chytrym uśmiechem.
— Nie dajesz za wygraną. — westchnął, cmokając kilkukrotnie. — Pomyśl sama, moja droga, że nie mam jak wykorzystać tych informacji przeciw tobie. Chcę tylko... Wiedzieć — mruknął.
- A kto wie, co przyniesie przyszłość - odparła spokojnie, wzruszając ramionami - przygotowany zawsze ubezpieczony - rzekła. - i czemu chcesz to wiedzieć? Zwykła ciekawość? - spytała.
— Mam swoje powody — odparł, świdrując ją chłodnym wzrokiem. — Jesteś dla mnie tylko samotniczką. Nie mam korzyści w tym, by zrobić ci krzywdę w jakikolwiek sposób. Klany tobie także nie zagrażają.
- Oh, masz korzyści w robieniu mi krzywdy. Satysfakcję, z tego, co mi się wydaje. - odparła. - i jakie są te ciekawe powody? Chętnie posłucham.
Van uśmiechnął się zadziornie.
— Nie tak szybko, kochana, nie zamierzam wyjawić ci moich sekretów, jeśli ty nie zdradzisz mi swoich. — miauknął, jakby właśnie pociągnął za haczyk. — Owszem, nie mylisz się, mam satysfakcję, ale nie zabijam kotów, które nie istnieją praktycznie w moim życiu, a ja nie mam powodu by czerpać z ich cierpienia dodatkowe korzyści. Spójrz na to z logicznej strony, samotniczko.
- Logiczna strona jest taka, że widać, kiedy ktoś lubi ranić dla satysfakcji, mój drogi - miauknęła. - i może w końcu się sobie przedstawimy, co? - spytała. - lubię znać imiona rozmówców.
Przewrócił oczami, pewnie niezadowolony, że kotka nie daje z siebie wyłudzić informacji.
— Użyczę ci tej życzliwości i przedstawię się pierwszy. — mruknął. — Mroczny Omen, to jest moje imię.
- Ja zwę się natomiast Bylica – odparła, zadowolona, iż przedstawił się pierwszy. - masz piękne imię. Pasuje do ciebie. – dodała zgodnie z prawdą. Kocur ponownie uniósł brew. Co on miał z tą brwią? Tik nerwowy czy jak?
— Wiem o tym. — miauknął. — Ty także. Bylica, ciekawa roślina. Widać po twoim charakterze, że imię to twój zewnętrzny obraz.
- Ah, dziękuję. Szukałam odpowiedniego trochę czasu - miauknęła. - hm, no to co ty na wymianę informacji o sobie nawzajem? - spytała. Na kilka pytań mogła odpowiedzieć, na niektóre skłamać, a przy okazji pobawić się w rozszyfrowywanie tego ciekawego osobnika, jakim był Omen. I szukania jego kłamstw, oczywiście.
Czarny zmrużył oczy, spoglądając na nią nieufnie.
— To twoja propozycja, więc możesz zacząć. — miauknął spokojnie, zaciekawiony, czemu akurat teraz zebrało jej się na takie szczerości.
- A więc, zadaj pytanie, słoneczko – miauknęła, czekając, aż ten się odezwie.
— Ile masz kociąt i jakiej są płci? — spytał. Po krótkim momencie odpowiedziała.
- Miałam pięć, trzy biologiczne, dwa przybrane, wiek taki sam, różnica max kilku dni, chociaż wątpię, że więcej niż dobę. - mruknęła - cztery kotki, jeden kocur. Jedna z córek niestety ode mnie odeszła, reszta została ze mną. - odparła.
Podniósł brodę. Większość kotek. Musiał jeszcze wyłudzić z niej informację gdzie mieszkają. Problemem było to, że według słów kotki jej dzieci musiałyby być już wyrośnięte, a takie przecież ciężko porwać i wychować na swoje podobieństwo.
— Teraz twoja kolej. — rzekł niebieskooki.
- Skoro już jesteśmy przy temacie dzieci, to czy ty też możesz się pochwalić jakimiś potomkami? - spytała. Ciekawiło ją, czy on też miał jakichś potomków.
— Jasne. Silną czwórkę z pierwszego miotu, z których jestem dumny. Trzy kocury i jedna kotka. Niedługo na świat przyjdzie też drugi miot. — miauknął, jednak nie chciał mówić, że będzie to przyrodnie rodzeństwo jego obecnych dzieci. O tyle zapytała i tyle dostanie. — jak lub kogo dowiedziałaś się, jak działają klany?
- Od wygnańców – skłamała jak z nut - wbrew pozorom wielu samotników w okolicach nimi jest. - to akurat było co najmniej bliskie prawdy. - niektórzy z nich, szczególnie tacy, którzy świrują od braku towarzystwa, peplają jak katarynki o swoich dawnych domach. - rzekła.
Kocur chwilę jakby się zastanowił, po czym spojrzał na nią wyczekująco, czekając na swoje pytanie.
- Masz może ucznia? - spytała. Zastanawiającym było, ile on miał tak naprawdę popleczników. Sądząc po tym, iż mówił o swoich towarzyszkach, ma jakieś koleżanki. Z tego co mówił, miał czwórkę dzieci, ale trzy to były kocury, więc nie mógł mówić o swoich kociakach. To oznaczało, iż miał naprawdę sporą grupę. Ale czy kocur przekazuje swoją wiedzę młodym pokoleniom?
— Nie, obecnie nie szkolę żadnego, ale wyszkoliłem już jednego, który przekazuje moją wiedzę dalej. — odparł z dumą. — Kto nauczył cię tak walczyć i rozpoznawać zioła? Miałaś jakiegoś znajomego samotnika czy zielarza? — spytał.
No cóż, naprawdę mocno go ciekawiło, skąd srebrna znała zioła.
- Ah, walki nauczył mnie pewien uzdolniony kot, ale miałam też dryg. Zielarstwa najpierw podpatrzyłam od znajomego, potem jeszcze kogoś spotkałam, sama też podróżowałam i widziałam wiele. A jaki jest wasz medyk? - spytała. - skoro już gadamy o uzdrowicielach, to chętnie się dowiem, jaki jest wasz klanowy kot od tego.
Więc dużo podróżowała.
Słysząc pytanie, czuł aż, jakby krew zaczęła wrzeć w jego żyłach.
— Uzdrowicielka jest dobra w swoim fachu. — miauknął spokojnie, nie chciał jednak mówić o Kuniej Łapie, żeby ta się jeszcze nie rozgadała. — Czy zabiłaś kiedyś kota, lub zrobiłaś coś, co wymagało od ciebie dużej ilości odwagi?
Na to pytanie aż zachichotała.
- Jak już mówiłam, rozprułam kota. Również to ja go zabiłam. I rzeczy które wymagają odwagi mi nie straszne. A ty, zabiłeś kiedyś swojego pobratymca? - spytała. - słyszałam o samotnikach, lecz nie o wilczaku. - wymruczała, przyglądając się z uśmiechem niebieskookiemu. Nawet fajnie się z nim rozmawiało, mimo iż był seryjnym mordercą i zagrożeniem.
Czarny prychnął cicho.
— Tak. Zabiłem pobratymca, w dość nieprzyjemny dla niego sposób. — miauknął z uśmiechem na pysku. Wewnętrzny krwotok i ciernie wbijające się w żołądek to z pewnością nie była wymarzona śmierć Gepardziej Cętki. — Czy masz znajomości w klanach?
- Jak już mówiłam, znam niektóre koty - odparła. - parę wojowników, uczniów mniej. - miauknęła. - jedna nawet mnie oszukała co do członu przed słowem "Łapa", wiem bo później ktoś zwrócił się do niej z innym – mruknęła, mając na myśli „Rudzikową” a tak naprawdę to Różaną Łapę. - a ty, znasz kogoś spoza swojego klanu? - spytała.
Znowu uniósł brwi. Naprawdę, zaczynała myśleć, że on miał jakiś tik nerwowy, albo go tam swędziało, bo ruszał nimi co i rusz.
— Och, widzę, że uczniowie nieźle się bawią. — stwierdził. — Tak, znam sporo kotów spoza Klanu Wilka. Z jedną nawet się zaprzyjaźniłem. — miauknął, chociaż w zasadzie nigdy nie kochał Ryś. Chciał po prostu wykorzystać jej urodę zewnętrzną, oraz zrobić sobie z nią kocięta, a dość łatwo było nią manipulować i się nią wysłużyć. — Czy zjadłaś kiedyś... kocie mięso? — spytał. Ciekawiło go, czy kocica byłaby w stanie posunąć się także do kanibalizmu.
Na to miała ochotę się wzdrygnąć, jednak powstrzymała się. Nie mógł wiedzieć, że to ją obrzydzało. Jeszcze uznał by ją za słabszą, niż obecnie o niej prawdopodobnie myślał, a tego nie chciała. Wolała zgrywać silną, całkowicie okrutną kotkę bez skrupułów, co ociupinkę, choć nie aż tak dużo się z prawdą mijało.
- Nie. Ale miałam w pysku organy wypatroszonego wroga - zaczęła - i użyłam ich do przywabienia ptaków na ucztę dla rodziny. – dodała, zaraz tego żałując. Ug. Możliwe że nakarmiła właśnie brzuchy tej całej sekty Mrocznego Omenu, która mordowała koty, nie wiedzieć po co poza rozrywką - a ty? — Jeszcze nie miałem okazji, chociaż przyznam, że przy jakiejś okazji bym nie pogardził. — na jego pysk wkroczył obrzydliwy uśmiech. — Mówiłaś, że znasz wiele kotów z klanów. Czy wśród nich są też takie osoby jak Rysi Puch czy Kamienna Agonia? — spytał van.
Zdziwiła się na to pytanie. Czemu o nie pytał? To akurat zdawało jej się nieco…podejrzane.
- Jedno z nich znam. - miauknęła. - Czemu pytasz? - spytała. Nie chciała wkopać Kamiennej w tarapaty, dlatego nie sprecyzowała i nie zmieniła również wyrazu pyska, żeby się nie skapnął, iż zależnie od jego odpowiedzi okłamie go lub nie.
— Którą? — miauknął. — Cóż, obie kotki są mi mniej lub bardziej znajome. Druga... Była znajomą mojego mentora i chcę ją poznać. — rzekł — Pierwsza zaginęła i nie wiem gdzie się podziała, a cholernie za nią tęsknię. — powiedział.
- Znałam Rysią. Troszkę. Widziałam i rozmawiałam z nią krótko raz, może dwa. To twoja przyjaciółka? - spytała. Skłamała, aby nie wkopać swej czarnej znajomj. Coś czuła, że taki kot jak on raczej nie wypytywał jej z czystych intencji.
— Tak. Znaliśmy się dobrze, przez krótki czas była u mnie w klanie, ale jak sobie los zażyczył, zniknęła bez żadnego wyjaśnienia. Wiesz może, gdzie się podziewa? — znów zadał pytanie, które jeszcze bardziej ją zaniepokoiło. Naprawdę, coś tu cuchnęło jej w jego zachowaniu i tego typu dziwnych pytaniach.
- Przykro mi, ale nie. Nie widziałam jej od dłuższego czasu. - odparła. - a miała jakieś powody, żeby odejść? – spytała, nieco zaciekawiona. - I w ogóle, czemu dołączyła do twojego klanu, kiedy pochodziła z innego? – spytała, celowo nie precyzując, z jakiego klanu była ta cała Ryś, bo nie wiedziała tego.
— To proste, bo jej na mnie zależało. — parsknął. — Pokłóciliśmy się, ale uciekła jak tchórz, nie dając nam wyjaśnić sprawy.
Oho. Chyba miała rację co do jego intencji…pewnie chciał jej zrobić krzywdę. Jak ją spotka to ostrzeże. Może.
- Wielka szkoda – odparła tylko.
Kocur prychnął cicho, co od razu zwróciło jej uwagę. Nie był tak dobry w manipulacji, jak mu się wydawało.
— Muszę już wracać. Rozmowa z tobą, Bylico, była dość... Interesująca. — mruknął niespodziewanie dla starszej kotki.
- I nawzajem, mój drogi. Walka też była całkiem całkiem. - miauknęła, po czym wstała i zatopiła się w leśnym gąszczu. - Do zobaczenia, Mroczny Omenie. - mruknęła jeszcze, nim zatopiła się w leśną głuszę.
<Mroczny Omenie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz