Nie miał pojęcia dlaczego miał aż tak wielkiego pecha. Starał się nikomu nie rzucać w oczy, ale najwyraźniej i tego nie potrafił, bo zaraz podszedł do niego kremowy, plując mu prosto w pysk. Skulił się, czując jak jego ślina pozostaje na jego policzku. Bał się jednak coś zrobić. Powinien się postawić, ale nie potrafił.
Kocur docisnął go do podłoża i uśmiechnął się paskudnie.
- No i co, myślałeś, że taki mądry jesteś? - fuknął mu do ucha.
Nie miał pojęcia o co mu chodziło. Spojrzał na niego niezrozumiałym wzrokiem, próbując znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji.
- Ja? Nic... nic nie zrobiłem... przecież.
- Ale próbowałeś wyślizgnąć się z uścisku - syknął. - A takie numery to nie ze mną.
Zamarł, przestając się szarpać. Trafił na jakiegoś wrażliwca? Oby nie, bo przyleje mu za każdy, najmniejszy błąd, tak jak zresztą robił jego mentor.
- Ja... przepraszam. Nie chciałem... - miauknął, nadal nie rozumiejąc, czemu kocur postanowił go w ogóle unieruchomić.
- To poczucie wyższości jest takie niezwykłe - zaśmiał się. - To co, mam cię puścić?
Poczucie wyższości? A więc o to tylko chodziło? Chciał się nad nim poznęcać, by być kimś lepszym niż był?
Pokiwał głową na jego słowa.
- Jakbyś mógł... - poprosił.
- Naiwny jesteś, naprawdę sadziłeś, że od tak cię puszczę? - warknął, dociskając czarno-białego do ziemi.
Pisnął, krzywiąc się. Wbił w niego zaniepokojony wzrok.
- Co... co chcesz mi zrobić?
- Pobawić się z tobą, albo raczej tobą - fuknął. - To co wolisz, szarpanie za pysk, czy może łapę?
Nie brzmiało to zbytnio... ciekawie. Trzeba było jakoś się wybronić. Zrobić coś co mówił mu mentor na ostatnim treningu.
- Wolałbym nic z tych rzeczy... - miauknął cicho, czując nieprzyjemny dreszcz rozchodzący mu się po grzbiecie. - Bo... bo jak coś mi zrobisz to trafię do medyka i... i mój mentor będzie na mnie zły.
- Czemu miałby być zły? Wygadałbyś mu, co ci zrobiłem? - kremowy zdziwił się i zdjął łapę z brzucha kocura.
Widząc ten ruch z jego strony już wiedział, że to był jego słaby punkt. Bał się, że naskarży. Przynajmniej udało mu się samymi słowami sprawić, aby go puścił. Czuł pewien rodzaj sukcesu.
- Nie... Ale jakbyś mi coś zrobił, to bym był u medyka, a jakbym był u medyka, to by się domyślił, że coś sobie zrobiłem, a jak dowie się, że jestem ranny, to będzie na mnie zły, bo nie będę mógł trenować - wyjaśnił mu.
- Właściwie mógłbym cię jeszcze pomęczyć... - zastanawiał się Lukrecja. ‐ Ale może Ci tego oszczędzę. Tylko musisz coś dla mnie zrobić - zaproponował.
- Co takiego? - nadstawił uszu, czując ulgę, że wybronił się przed starszym
- Powiedz tej smarkuli, która chyba jest twoją siostrą, że ma się ze mną spotkać przy wejściu do uczniowskiego legowiska, mniej więcej po zachodzie słońca - zarządził.
- Co? Dlaczego? - nie podobały mu się jego słowa. - Też chcesz ją skrzywdzić?
Nie powinien się wtrącać, ale czuł niepokój na myśl, co kocur chciał zrobić jego siostrze. Bądź co bądź troszczył się o nią, bo mieli tylko siebie. Nie chciał jej skazywać na niepotrzebny ból.
- Nie wtykaj nosa w nie twoje sprawy - warknął uczeń. - Masz jej to powiedzieć i tyle.
- A jak tego nie zrobię to co? - zapytał niepewnie.
Może popełniał błąd, ale czuł, że to właściwe. Skoro Krwawnik kazał mu stawiać się innym, to mógł to przetestować teraz, w obronie siostry.
- To dostaniesz pazurami w ten obrzydliwy pysk - syknął przez zęby zdenerwowany.
- Ale wtedy będę ranny i trafię do medyka - miauknął, cofając się.
- Trudno - mruknął. - Albo mówisz, albo skończysz u medyka.
Jego groźby zaczynały być niebezpieczne. Nie mógł tu dać się pobić i iść do Plusk! To by zakończyło jego edukację z Wielkim Bogiem. Zawiódłby go tylko bardziej.
- Dobrze... powiem jej. - zgodził się
- No, świetnie - odpowiedział starszy, wstając. - To idź sobie i zaraz jej powiedz.
Poszedł, lecz nie powiedział nic siostrze. Był albo głupi, albo naprawdę wziął sobie do serca słowa mentora o nie uleganiu. Zamiast tego sam przyszedł na to spotkanie, by przypadkiem jej się nie dostało, że zignorowała jego rozkaz. To raczej byłoby prawdopodobne, patrząc po zachowaniu starszego.
Usiadł pod legowiskiem uczniów, próbując zgrywać odważniejszego niż był w rzeczywistości. Dojrzał jak Lukrecja wychodzi, a widząc go, siada niedaleko niego.
- No i gdzie ona jest? - burknął.
No i się zaczynało... Trzeba było teraz powiedzieć mu jak go oszukał.
- Nie przyjdzie, bo jej nie powiedziałem. Wiem, że chcesz zrobić jej coś złego. - miauknął, czując powoli jak strach wypełnia jego ciało. Mentor pewnie teraz dałby mu po pysku, widząc jego troskę do siostry. Jednak nie chciał bardziej ranić kotki, gdy już i tak mocno cierpiała.
- Ty... Ty głupku! - wysyczał. - Jesteś kłamcą.
- A ty jesteś zły! Postanowiłem nie przynieść wstydu Najwyższemu Bogu i dlatego... dlatego nie posłuchałem ciebie, by był ze mnie zadowolony! - miauknął, cofając się, słysząc jego wściekły syk.
- Nie wymyślaj głupstw! - fuknął, sunąc łapą w pysk kocura.
Pisnął kiedy dostał po pysku. Podkulił ogon i zaczął uciekać. Za sobą słyszał tupot łap. Co robić, co robić? Dostrzegając niedaleko głaz, schował się za nim, uspokajając oddech. Udało się. Dał radę. Czuł się dumny! Było to naprawdę szalone. Chyba drugi raz nie byłby w stanie tego powtórzyć.
<Lukrecja?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz