*pewien czas temu, niedługo po tym jak kociaki uciekły z KN*
Bylica usłyszała kroki. Obróciła głowę akurat w tym momencie, kiedy znajoma pomarańczowooka samotniczka uderzyła pyszczkiem o drzewo. Zmartwiona Bylica podbiegła do młodszej kotki.- Nic ci nie jest? - spytała.
Młodsza samotniczka odwróciła pyszczek w stronę srebnej. Nastała dłuższa chwila ciszy, pod koniec której nagle Błoto wybuchła płaczem.
- BŁOTNISTE ZIELE TAK BARDZO PRZEPRASZA BARDZO BARDZO PRZEPRASZA. BŁOTNISTEMU ZIELU NIE UDAŁO SIĘ ZNALEŚĆ KOCIĄT. BŁOTNISTE ZIELE SZUKAŁA I PYTAŁA ALE WSZYCY JĄ PRZEGANIALI BŁOTNIESTE ZIELE PRZPRASZA BŁOTNISTE ZIELE IDZIE JUŻ DALEJ SZUKAĆ TAK DALEJ SZUKAĆ- z każdym słowem mniejsza kotka łkała coraz głośniej.
- Nie, spokojnie. - miauknęła błękitna, po czym objęła kotkę, nie zważając na brud na jej futrze. - Kociaki ostatecznie uciekły od porywaczy. Przyszły do mnie same. Poza jednym. Ale nie sądzę, że ona wróci... - miauknęła. - Dziękuję jednak za pomoc. - rzekła. - mało który samotnik jest tak uczynny. - powiedziała, po czym uspokajająco polizała młodszą kotkę za uchem. Sama nie była pewna, co poczuła, kiedy to zrobiła. Chciała po prostu pocieszyć te biedną, zapłakaną istotę, jaką była Błotniste Ziele. - jest dobrze.
-N-naprawde?- zapytała bardzo cicho wychudzona kotka, po czym wciskając nos w futro starszej załkała jeszcze mocniej- BŁOTNISTE ZIELE JEST TAK BEZ UŻYTECZNA NIE MOŻE NAWET SIĘ POŻĄDNIE ODWDZIĘCZYĆ ZA POMOC. OCH BIADA JEJ BIADA- łkała bez sensowenie w srebrne futro podstarzałej kotki, której serce aż się krajało widząc smutek pomarańczowookiej. Słysząc słowa Błota, Bylica podłożyła jej końcuwkę ogona pod brodę, po czym naparła na brodę mniejszej kotki tak, aby uniosła spojrzenie na jej pysk.
- Nie jesteś bezużyteczna - miauknęła błękitna. - i żadna mi tu biada. Jestem ci bardzo wdzięczna za to, iż chciałaś mi pomóc i tak mocno się w to zaangażowałaś. - powiedziała.
Ubrudzona kotka uciszyła się tylko po to by zacząć po chwili bezgłośnie ryczeć. Bylica w odpowiedzi przytuliła małą kotkę. Widać było, iż pomarańczowooka była samotna i smutna, a miała złote serduszko. Błękitna owinęła ogon wokół Błotnistego Ziela.
-Czemu marnujesz swój czas na Błotniste Ziele by ją pocieszyć, Błotniste Ziele nie rozumie- pomarańczowooka rozpłakała się jeszcze bardziej, wtulając się w srebrną.
- Bo tak powinnam, i bo nie mogę patrzeć na to, jak taki miły kot jest smutny – odparła dziko pręgowana.
-M-Miły? Sądzisz że Błotniste Ziele jest miła?- zapytała cicho ubrudzona kotka delikatnie pociągając nosem. Bylica bez chwili zastanowienia pewnie odparła:
- Tak.
-D-dlaczego- dodała jeszcze ciszej Błotniste Ziele, nie wiadomo czy kierując to do siebie czy do niebieskiej towarzyszki.
W odpowiedzi mniejsza samotniczka dostała tylko mocniejszego przytulasa od Bylicy.
***
Dużo się działo przez ten czas – osiedlili się w mieście, próbowali zdominować inne gangi…ale przegrali z Gangiem Ości. Po pewnym czasie Bylica się jednak otrząsnęła. Musiała, bo w końcu była głową rodziny. Postanowiła, iż niedługo wrócą do miasta i ponowią próbę, ale przygotują się lepiej, znajdą sposób, żeby ich pokonać. Poza tym Wypłosz bardzo chciał tam wrócić, bo nie lubił życia w lesie. Obecnie jednak starsza polowała. A jak na razie bardziej szukała czegoś do upolowania.Niespodziewanie dostrzegła kota. Znanego kota. Mała samotniczka o złotym serduszku – Błotniste Ziele, szła nieopodal niej, jeszcze jej nie zauważając. Srebrna uśmiechnęła się, widząc młodszą kotkę. Dawno jej nie widziała.
- Witaj, Błotniste Ziele! - miauknęła rozradowana, ze spotkania ze swoją znajomą. Podeszła do ubrudzonej kotki. - Jak się miewasz? - spytała z ciepłym uśmiechem.
Błotniste Ziele jakby zmroziło w miejscu gdy usłyszała głos błękitnej. Po chwili pomarańczowooka odwróciła się w stronę starszej. Dopiero po chwili stania jak słup i wpatrywania się prosto w dziko pręgowaną, która zaczęła się niepokoić o młodszą, kotka odezwała się:
- O-o-o w-witaj. Z B-Błotnistym Z-Z-Zielem ja-jak z-zwykle n-n-nic nnnnn-nowego. A co tam u ciebie i k-kociąt?- zapytała młodsza stojąc dalej w tym samym miejscu i wpatrując się tylko na srebrną.
- W miarę dobrze...chociaż ostatnio prawie... - urwała, bo nie chciała martwić pomarańczowookiej kotki. - Hmmm...a jak ci się powodzi? - spytała. - kiedy ostatnio coś upolowałaś? - dodała, widząc wychudzoną sylwetkę kotki - może dać ci jakieś jedzenie? – zaproponowała. Jeśli młodsza głodowała, to chętnie podzieli się z nią zwierzyną. Czuła sympatię do tej biednej, zmizerniałej istoty, tak często przeganianej, niedożywionej…
-Nie, nie trzeba, naprawdę Błotniste Ziele sobie radzi – miauknęła ubrudzona kotka. Bylica od razu była w stanie stwierdzić, że ta kłamie. - I co się stało ostatnio nagle przerwałaś...BŁOTNISTE ZIELE PRZEPRASZA NIE POWINNA SIĘ NAŻUCAĆ O NIE NIE NIE MÓW JEŚLI NIE CHCESZ- dodała gorączkowo samotniczka grzebiąc łapą w ziemi.
- Spokojnie - miauknęła przyjaźnie do ubrudzonej kotki - no cóż...prawie zginęliśmy – powiedziała zadziwiająco spokojnie jak na te słowa, które właśnie wypadły z jej pyska.
- J-J-Jak to cccccco się stało – Pomarańczowooka zaczęła się jąkać tak jak by to ona sama miała zginąć. Cóż za empatyczna kotka…ledwie ją znała, a tak się o nią martwiła…aż cieplej się zrobiło na sercu Bylicy.
- No cóż...to trochę...długa historia - miauknęła. - hmm...mam propozycję... - rzekła po chwili namysłu. - chcesz może...z nami zostać...na trochę? - spytała niepewnie. Przydałby się ktoś, kto pilnował by Wypłosza i Skazy, kiedy ona i jej dzieci polowali, aby mieli trochę wytchnienia. Przy okazji mogłaby zadbać o Błoto, która jak widać nie radziła sobie za dobrze, chociaż temu mocno zaprzeczała. Pewnie nie chciała ich obciążać, co zdaniem Bylicy było nawet słodkie- ostatnio jeszcze do tego adoptowałam dwa kocięta. Z miasta. Jedno jest dość...specyficzne. - miauknęła, myśląc o Wypłoszu i jego wybrykach względem reszty jej dzieci, oraz o tym, jak odmiennie zachowuje się do niej a do takiej Krokus na przykład. - Przydałby się kot, który pomógłby się nimi opiekować...
-Ah to to by było wspaniałe Błotniste Ziele z miłą chęcią pomoże przy opiece nad dziećmi. Błotniste Ziele też ma delikatne doświadczenie przy życiu w mieście. Swego czasu Błotniste Ziele tam czasami chodziła- Powiedziała pobudzona ubrudzona kotka. Nagle jakby coś sobie uświadomiła, co zauważyła po jej delikatnej ekspresji błękitna kotka - Błotniste Ziele nie chce być niegrzeczna ale nie przedstawiłaś się jeszcze. Znaczy nie musisz po prostu wiesz znaczy chce wiedzieć znaczy to twój wybór iiiii - zaczęła bełkotać zawstydzona niepotrzebnie samotniczka. - Oh, nie przedstawiłam się? – rzekła zaskoczona srebrna. Jak mogła zapomnieć się jej przedstawić! Miała ochotę sobie palnąć łapą w czoło. - cóż za nietakt z mojej strony. Wybacz proszę. Nazywam się Bylica, moja droga. - rzekła.
-...Masz ładne imię... ZNACZY BO EM BŁOTNISTE ZIELE EM TWOJE IMIE PASUJE DO CIEBIE ZNACZY BO TY TEŻ JESTEŚ PIĘKNA ZNACZY... ZPOMNIJ CO MÓWIŁA BŁOTNISTE ZIELE- Mała samotniczka zaczęła panikować. Bylica miała ochotę zachichotać. Kotka była taka słodziutka jak tona miodu. Mimo to słysząc orientując się iż pomarańczowooka skomplementowała jej wygląd, kotka nieco się speszyła, czego starała się nie dać po sobie poznać.
- Rzadko kto nazywa mnie piękną...szczególnie w tym wieku - miauknęła. - chodź, Błotniste Ziele. Zaprowadzę cię do naszej obecnej kryjówki. - wymruczała, podążając w stronę ich obecnej siedziby.
-Mhm – mruknęła ubrudzona samotniczka i podążyła za Bylicą.
Poprowadziła kotkę do ich obecnej kryjówki - starej wierzby, z ogromną dziuplą w pniu, a także norą między korzeniami. - To tutaj. – miauknęła.
Dostrzegła zdziwione spojrzenia swych dzieci.
- Mamo, kto to? - spytała Skowronek z przestrachem w oczach.
A no tak. Błotniste Ziele wyglądała nieco...groteskowo. Miała posklejane brudem futro z niepoliczalną ilością gałązek, liści i pewnie też martwych robaczków w nim, do tego z jej pyszczka delikatnie ciekła slina, była wychudzona, miała przekrwione oczy… - To Błotniste Ziele, kochani.
- Tak, pamiętam ją - miauknęła Krokus, podchodząc bliżej - kiedy...zostaliśmy porwani...a ja znalazłam mamę...zaoferowała pomoc w szukaniu was - powiedziała bura, zwracając się w stronę reszty dzieci Bylicy.
- Wiecie, przyda się nam ktoś, kto zaopiekuje się Skazą i Wypłoszem, kiedy będziemy polować...a do tego im nas więcej tym... - Weselej, tak, załapaliśmy - miauknęły jej dzieci, przy czym część z neutralnym do tego nastawieniem, a Fiołek z bardziej negatywnym. A no tak. Ona to chyba dość często powtarzała…może to było jej powiedzonko? Albo coś w rodzaju motta czy innego czegoś?
-Błotnistemu Zielu miło was poznać. - powiedziała łagodnie ubrudzona samotniczka cicho siadając przed jej dziećmi. Pomarańczowooka uśmiechnęła się delikatnie. Na pyszczku Bylicy również zagościł uśmiech.
Czuła i jednocześnie miała nadzieję, że wszystko będzie dobrze, i że jej dzieci oraz Błotniste Ziele się dogadają.
***
Weszła do nory, w której byli wcześniej Wypłosz i Skaza. Kociaki wyszły z Deszcz na zewnątrz. Jednolita dostała zadanie, razem ze Skowronek, aby opowiedzieć kociakom jak najwięcej o lesie, wytłumaczyć, że nie jest tak niebezpieczny jak wygląda i tak dalej i tak dalej. Ona tymczasem postanowiła zająć się Błotnistym Ziele.- Witaj. – miauknęła, podchodząc do małej kotki, po czym kładąc się obok niej. – Chyba się nie obrazisz, jak zacznę cię myć? Masz dużo brudu na futrze, a ja mogę ci pomóc – miauknęła, po czym zaczęła językiem wymywać futro pomrańczowookiej z brudu. Będzie z tym dużo pracy, ale była gotowa poświęcić swój język-szczotkę.
<Błotniste Ziele?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz