- Słucham? - pisnęła, widząc coraz bardziej wściekłego mentora. Ten uraczył ją jeszcze bardziej znaczącym spojrzeniem, wskazując przy okazji pyskiem na błotną plamę na boku.
- Ogłuchłaś? Masz się tego ze mnie pozbyć! - nakazał, pusząc brudne rude kłaki. Czajkowa Łapa niekoniecznie rozumiała, dlaczego on sam nie może się tego pozbyć, jednak posłusznie zaczęła wylizywać rdzawy bok. Błoto dotknęło jej języka, na co młoda skrzywiła się delikatnie. Było zimne, ziemiste i mokre. Obrzydliwe. Ale taka była kara za nędzne wykonywanie poleceń Rozżarzonego Płomienia. Kocur z niezbyt cierpliwym wyrazem pyska i gniewnym marszem wybijanym przez ogon co chwilę oglądał się na Czajkową Łapę. Kotka cały czas czuła na sobie presję wywoływaną przez ostre spojrzenie mentora, dlatego jak starała się jak najdokładniej naprawić swój błąd.
- J-już. Przepraszam - miauknęła Czajka ze skruchą, odsuwając się od mentora. Żar zmierzył ją wkurzonym wzrokiem, po czym przeniósł swoje skupienie na rude futro. Już czyste, jednak jego pysk wciąż bił gniewnym pobłyskiem.
- Przeprosiny na nic się nie zdadzą. To tylko puste słowa - prychnął rdzawy, wywracając oczami. Czajka skinęła cicho głową, kładąc po sobie smutno uszy. Skoro przeprosiny nic nie dają... to czemu miała kiedykolwiek używać tego wyrażenia? Tak nieznaczącego, niepotrzebnego... - Ale przynajmniej naprawiłaś swój błąd... dostatecznie. Idziemy. I tak zmarnowaliśmy już wystarczająco czasu przez ciebie - syknął, po czym przejrzawszy się jeszcze raz w wodnym lustrze, odszedł w stronę miejsca, gdzie mieli trenować.
Czajka kątem oka dostrzegła swoje oblicze w tafli, w której poprzednio przeglądał się Żar. Rudą sierść na pysku zasłaniała brązowa plama brudu, prawie całkowicie przykrywając płomienną barwę. Kotka zatrzymała się na moment, przyglądając znajomej, a jednak za razem obcej mordce. Dotknęła delikatnie obłocony policzek, skupiając swój wzrok na przykrytych ziemią miejscach.
Miała świadomość, że gdyby tak wyglądała byłoby jej łatwiej w życiu. Bez rudych łat, przez które niejeden patrzył na nią jak na potwora. Gdyby nie one, może wszystko wyglądałoby inaczej. Może Kamienna Agonia patrzyłaby na nią przychylniej? Gdyby miała jej czarne futro i zielone ślepia, być może nawet i Wilcza Zamieć przestałaby traktować swoją córkę jak pomiot diabła?
Miała świadomość, że gdyby tak wyglądała byłoby jej łatwiej w życiu. Bez rudych łat, przez które niejeden patrzył na nią jak na potwora. Gdyby nie one, może wszystko wyglądałoby inaczej. Może Kamienna Agonia patrzyłaby na nią przychylniej? Gdyby miała jej czarne futro i zielone ślepia, być może nawet i Wilcza Zamieć przestałaby traktować swoją córkę jak pomiot diabła?
A jednak, brzydziło ją oblicze, które patrzyło na nią z wody. Chciała szacunku, nie litości od Rozżarzonego Płomienia i reszty klanowiczów. Nie chciała być traktowana jak zwykły, nierudy kot, niczym nie wyróżniając się z tłumu, nie łapiąc żadnego spojrzenia.
Słysząc ponaglanie jej przez mentora, Czajka pośpiesznie zmyła z pyska błoto i dołączyła do podirytowanego ślimaczeniem się swojej uczennicy - Rozżarzonego Płomienia.
***
Każda noc była coraz gorsza. Róża powiedziała, że z czasem pozbędzie się koszmarów o tamtym dniu, jednak dzień w dzień przeżywała to samo, widząc lśniące białe futro i zimne, przenikające zielone oczy. Wspomnienie spędzało jej sen w powiek, a sytuacja z Zwęgloną Łapą wcale nie pomagała podnieść jej na duchu. Wciąż nie mogła uwierzyć, że czarny nie był jej bratem. Ostatnio nic nie miało sensu - jednak mieli zbyt wiele potwierdzeń, by temu zaprzeczać. Rozżarzony Płomień, Zajęcza Gwiazda... nawet Szczypiorkowa Łodyga była pewna tego faktu! Teraz spała z daleka od uspokajającego futra brata, bo ten "musiał zasłużyć na miłość ojca" i wszystko zdawało się trudniejsze. Tak bardzo chciała panować nad swoją sytuacją, w końcu czuć, że ma nad czymś kontrolę, a los cały czas rzucał jej kamienie pod łapy.
Wlokła zmęczonymi łapami po ziemi, stawiając kroki w śladach zostawionych przez Rozżarzony Płomień. Nie mogła zasnąć ostatniej nocy. Przewracała się z boku na bok, porywana przez morze własnych myśli. Jak mogła się od tego uwolnić? Był jakiś sposób? Nie minęło wiele czasu, zanim mentor zauważył nędzną postawę uczennicy i zarządził postój.
Słysząc ponaglanie jej przez mentora, Czajka pośpiesznie zmyła z pyska błoto i dołączyła do podirytowanego ślimaczeniem się swojej uczennicy - Rozżarzonego Płomienia.
***
Każda noc była coraz gorsza. Róża powiedziała, że z czasem pozbędzie się koszmarów o tamtym dniu, jednak dzień w dzień przeżywała to samo, widząc lśniące białe futro i zimne, przenikające zielone oczy. Wspomnienie spędzało jej sen w powiek, a sytuacja z Zwęgloną Łapą wcale nie pomagała podnieść jej na duchu. Wciąż nie mogła uwierzyć, że czarny nie był jej bratem. Ostatnio nic nie miało sensu - jednak mieli zbyt wiele potwierdzeń, by temu zaprzeczać. Rozżarzony Płomień, Zajęcza Gwiazda... nawet Szczypiorkowa Łodyga była pewna tego faktu! Teraz spała z daleka od uspokajającego futra brata, bo ten "musiał zasłużyć na miłość ojca" i wszystko zdawało się trudniejsze. Tak bardzo chciała panować nad swoją sytuacją, w końcu czuć, że ma nad czymś kontrolę, a los cały czas rzucał jej kamienie pod łapy.
Wlokła zmęczonymi łapami po ziemi, stawiając kroki w śladach zostawionych przez Rozżarzony Płomień. Nie mogła zasnąć ostatniej nocy. Przewracała się z boku na bok, porywana przez morze własnych myśli. Jak mogła się od tego uwolnić? Był jakiś sposób? Nie minęło wiele czasu, zanim mentor zauważył nędzną postawę uczennicy i zarządził postój.
- Co jest? Wyglądasz gorzej niż zdechła mysz - skomentował, rzucając szylkrecie podejrzliwe spojrzenie. - Szlajasz się gdzieś po nocach?
- Nie.
- Więc? Co się stało? - jego ton wcale nie był troskliwy czy ciepły. Za nic nie przypomniał tego, którym kiedyś posługiwał się Zajęcza Gwiazda, jak przychodziła do niego z kocięcymi problemami. Rdzawy brzmiał na zirytowanego, może nieco zmieszanego marnym widokiem kotki. Ta jednak w tym momencie, same słowa wystarczyły. Jej oczy zaszkliły się, a Czajka mimowolnie podbiegła do rudego i wtuliła się w futro starszego kocura. Mocno przylgnęła do jego piersi i uderzenia serca potem łzy, któe próbowała pohamować zaczęły spływać z jej pyska.
- Ch-chciałam się nie przejmować... chciałam go ignorować, chciałam gardzić czarnym futrem, ale... nie potrafię. Nie wiem, co mam zrobić, żeby przestać myśleć o Zwęglonej Łapie. Wiem, że jest nierudy i to powinno mi wystarczyć, ale nie wystarczy. Brakuje mi jego bliskości, jego pocieszających słów... - wyjęczała Czajka, przerywając co chwilę smutnymi podciągnięciami nosa. - Jak czuć się lepiej? Jak mam o tym wszystkim zapomnieć. I-i jeszcze... Z-zając... on... on... - ugryzła się w język. Nie mogła mu powiedzieć, co zrobił lider. Nie po tym, jak przyrzekły z Różą, że nikt inny się nie dowie. - M-miałeś rację, Rozżarzony Płomieniu. To zdrajca. Zwykły, plugawy zdrajca... - wyszeptała, zanosząc się szlochem. Po zrzuceniu z siebie pewnego ciężaru, bała się spojrzeć mentorowi w oczy. Bała się jego reakcji. Więc jedyne co zrobiła, to przytuliła się mocniej, szukając ulgi i bezpieczeństwa w objęciach Żaru.
- Nie.
- Więc? Co się stało? - jego ton wcale nie był troskliwy czy ciepły. Za nic nie przypomniał tego, którym kiedyś posługiwał się Zajęcza Gwiazda, jak przychodziła do niego z kocięcymi problemami. Rdzawy brzmiał na zirytowanego, może nieco zmieszanego marnym widokiem kotki. Ta jednak w tym momencie, same słowa wystarczyły. Jej oczy zaszkliły się, a Czajka mimowolnie podbiegła do rudego i wtuliła się w futro starszego kocura. Mocno przylgnęła do jego piersi i uderzenia serca potem łzy, któe próbowała pohamować zaczęły spływać z jej pyska.
- Ch-chciałam się nie przejmować... chciałam go ignorować, chciałam gardzić czarnym futrem, ale... nie potrafię. Nie wiem, co mam zrobić, żeby przestać myśleć o Zwęglonej Łapie. Wiem, że jest nierudy i to powinno mi wystarczyć, ale nie wystarczy. Brakuje mi jego bliskości, jego pocieszających słów... - wyjęczała Czajka, przerywając co chwilę smutnymi podciągnięciami nosa. - Jak czuć się lepiej? Jak mam o tym wszystkim zapomnieć. I-i jeszcze... Z-zając... on... on... - ugryzła się w język. Nie mogła mu powiedzieć, co zrobił lider. Nie po tym, jak przyrzekły z Różą, że nikt inny się nie dowie. - M-miałeś rację, Rozżarzony Płomieniu. To zdrajca. Zwykły, plugawy zdrajca... - wyszeptała, zanosząc się szlochem. Po zrzuceniu z siebie pewnego ciężaru, bała się spojrzeć mentorowi w oczy. Bała się jego reakcji. Więc jedyne co zrobiła, to przytuliła się mocniej, szukając ulgi i bezpieczeństwa w objęciach Żaru.
< Rozżarzony Płomieniu? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz