Nie. To się nie działo.
Kolejna śmierć w Owocowym Lesie i kolejne osierocone kocięta.
Drewno nie żyje.
Plusk płakała. Czuła się winna. Czuła się źle.
Siedziała w tłumie gromadzących się nad ciałem kotów. Jedni wrogo patrzyli na lisy, inni posądzali o to klanowe koty. Wszystko to słyszała. Każdy zadawał sobie pytanie - kto to zrobił?
To wszystko było tak ciężkie. Wstała z myślą, że będzie to dobry dzień. Nie był dobry. Był okropny.
To, działo się ostatnio w Owocowym Lesie było straszne.
Śmierć Niezapominajki, Raroga, Kolendry i jeszcze Drewna.
Kto mógł zrobić coś tak złego? Wszystkie te myśli stawały się coraz bardziej przytłaczające.
Łzy ciekły po polikach, łapy nerwowo trzymały podłoże.
Każdy już widział w niej słabość. Słabość i strach. Niemądrą, żałosną medyczkę, która nie umie pogodzić się z losem.
Cało życie w lesie miało być odpoczynkiem od Sagi i Loli. Stało się gorsze od życia z nimi.
Gdzieś w duchu, chciałaby odejść.
Wrócić do bycia pieszczochem.
Ale nie mogła.
Czuła, że jest odpowiedzialna za Owocowy Las.
Czuła, że bez niej będzie źle.
Z krainy rozmyślania wybiło ją uczucie gorąca przy barku.
To był Bez.
Patrzył na nią przestraszonymi i zdezorientowanymi ślepiami. Miał zwieszone uszy.
Nie zastanowiła się. Nie miała na to siły i chęci.
Wtuliła się w szyję kocura i zaczęła płakać jeszcze bardziej. Mogła wyrzucić z siebie swoje emocje.
Chciałaby pozbyć się wszystkich zmartwień. Udać się na pustkowie i wykrzyknąć wszystko, o czym pomyśli. Wyżyć się.
***
Ten dzień był ciężki. Zbyt ciężki.
Miała zamiar wejść na swoje posłanie i zasnąć. Jednak na drodze stanął jej bury kocur. Wiatr.
Zaglądał do jej legowiska.
- S-S-S... Szukasz mnie? - wyszeptała.
Kocur gwałtownie cofnął się do tyłu.
- Nie. - rzucił nerwowo. - To znaczy... po prostu porozmawiaj ze mną. Muszę się czegoś dowiedzieć.
Ruda wcale nie chciała. Nie chciała z nim rozmawiać. Nie przepadała za jego towarzystwem. Nie czuła się na siłach by rozmawiać z kimkolwiek.
Mimo tego kiwnęła głową i weszła do legowiska. Bury za nią.
- T-To... O co chciałeś z-zapytać? - powiedziała cicho siadając w rogu.
- Ty naprawdę kochasz tego głuchego kocura? - warknął szybko.
Tylko nie to.
Nie zamierzała odpowiadać.
- Kochasz? - ponowił pytanie.
- Wiesz... Wietrze... może porozmawiajmy jutro? Nie czuje się najlepiej.
- Nie. Nie jutro. Muszę mieć odpowiedź dzisiaj. Właśnie teraz.
Jej futro się zjeżyło. Nie cierpiała presji. Do czego potrzebna była mu ta odpowiedź?
Nie wiedziała, czy mówić prawdę, czy kłamać.
- Można powiedzieć, że po prostu bardzo go lubię. - rzekła. - Porozmawiajmy jutro. Naprawdę chciałabym już spać.
Kocur bez słowa, z groźnym wyrazem pyska wyszedł z legowiska.
Było to bardzo niepokojące.
Bała się go.
Mogła nie przyprowadzać go do Owocowego Lasu.
Żałowała.
***
Nadszedł ranek.
Wyszła z legowiska, przeciągnęła się kilka razy.
Słońce uderzyło jej w oczy, po chwili jednak ujrzała znajomą sylwetkę - niebieskiego vana.
To spowodowało na jej pyszczku lekki uśmiech.
Zaczęła iść w jego kierunku.
< Bzie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz