— Mam dla Ciebie zadanie Mroczny Omenie — zwrócił się do kocura, gdy ten przekroczył próg jego legowiska.
— O co chodzi? — zapytał, siadając przed nim.
— Pewien kot za bardzo węszy wśród nas. Dochodzą mnie plotki, że zaczyna mówić coś o nas... reszcie. Ucisz go. Jest już stary, na pewno znajdziesz sposób, by klan uznał, że zginął przez swój zaawansowany wiek. Zabij Gepardzią Cętkę.
Słyszał bicie swojego serca. Zabijanie samotników było swoją drogą... Ekscytujące, ale nie zabijał jeszcze kota klanowego. A zwłaszcza ze swojego klanu. Podobało mu się to. Gepardzia Cętka jako jedyny nie był takim głupcem wśród tłumu i nie podążał ślepo za zdaniem większości.
— Zabiję. — odpowiedział, czując, jak niebieskie ślipia błyszczą. Wstał i odwrócił się dopiero, gdy zobaczył skinięcie Jastrzębiej Gwiazdy.
* * *
Żeby dokonać swojego planu, musiał wstać wcześnie. Naprawdę wcześnie. Niebo już się rozjaśniało, gdy wojownik, który wcześniej stał na warcie, mógł już wracać i odespać swoje, widząc, jak członkowie powoli się budzą. I na dobrą sprawę - był nim właśnie Gepardzia Cętka.
Mroczny Omen wyszedł z legowiska wojowników, rozciągając się krótko. Ściany jaskini sprawiały, że wewnątrz było jeszcze ciemniej, niż powinno. Roznosiły się zapachy, czuć było świeży wiatr wypływający z wyjścia, kuszący, by z niego skorzystać. Ruszył w jego kierunku. Woń Gepardziej Cętki wciąż było czuć tam, gdzie kończyła się jaskinia, a zaczynały tereny Klanu Wilka. Tak urocza była jego nieświadomość. Jego nieświadomość, że ten dzień będzie jego ostatnim, a przyczyni się do tego nikt inny, jak Mroczny Omen. Wspaniałe było to uczucie. Uwielbiał je. Znów czuł poczucie odpowiedzialności za czyjeś życie lub śmierć. Znów czuł, że stawał przez decyzją, na którą kot, który miał umrzeć nie miał wpływu.
Jego łapy podążały po rozdeptanej przez dziki trawie. Musiał poruszać się w pozycji skradania, by nie ściągać na siebie uwagi, gdyby w pewnym momencie natrafił na Dwunożnych. Chciał się oddalić od obozu, jednocześnie nie na tyle daleko, by trafić do skupiska niebezpieczeństw. Dzisiaj miał kogoś zabić, ale nie samego siebie.
Otworzył pysk i zawęszył w powietrzu. Czuł znajomą woń wróbla, wymieszaną z ostrym zapachem dzików, górującym nad zapachem Dwunogów. Posunął się cicho do przodu, trzymając ogon sztywno nad ziemią i przenosząc ciężar na tylne łapy. Tanecznym krokiem zbliżał się do brązowawej, cętkowanej ofiary, która rozglądała się na boki tępym wzrokiem, nie dostrzegając zagrożenia. Van podskoczył i wysuwając pazury, zabił wróbla, przegryzając mu tętnicę. Upuścił ptaka, pozwalając, by krew ubrudziła mu pysk. Kropelki świeżej, wilgotnej wody kapały z góry na jego pysk, odbijając się od połaci upolowanej zwierzyny. Tym razem deszcz ani trochę mu nie przeszkadzał.
Podniósł mokrego ptaka. Wykopał ostrymi pazurami dołek i wrzucił tam zwierzynę, zakopując szybko ziemią. Chciał później po nią wrócić. Była kluczowym elementem jego planu.
Ruszył wprzód, w poszukiwaniu cierni. Cierni, bez których nie mogło się obejść, a cały jego trud wyszedłby na marne. Miał nafaszerować nimi zdobycz i podać ją kocurowi, by wkrótce stało się to, co miało się dziać.
Srebrzyste krople deszczu narastały z każdym uderzeniem serca, a on jedynie szedł do przodu, pozwalając, by chłód przenikał przez jego sierść i mierzwił półdługie futro. Bryza zimnego powietrza uderzała wciąż w niego ze zdwojoną siłą. Ale ten mróz i ten chłód jedynie motywował go do działania. Na samą świadomość przygotowywania morderstwa na pysk Mrocznego Omenu wpełzł obrzydliwy sadystyczny uśmieszek. Życzył Gepardziej Cętce jak najboleśniejszej śmierci. Niech te ostre kolce przedziurawią mu płuca na wylot. Szkoda, że nie mógłby umrzeć bardziej boleśnie i dłużej. Obserwowanie tego byłoby niesamowite. Ale chore zapędy musiały zaczekać. Zdrowy rozsądek w tym wypadku był tym, czym van się kierował, nie jego satysfakcja.
Gepardzia Cętka musiał umrzeć tak, jakby umarł ze starości. To było jego priorytetem.
* * *
Starannie wbijał w truchło ciernie. Tak, by ostre wypustki całkowicie zakamuflować, schować w głębi wróbla. Powtarzał czynność jeszcze przez kilka uderzeń serca, nim uznał, że taka ilość będzie wystarczająca. Genialne? Genialne. Jego zadaniem było tylko... Podać wstrętnemu kretowi tą zwierzynę i zaczekać, aż cud sam się dopełni. Kto wie, może Gepardzia Cętka umrze, śpiąc cieplutko w swoim legowisku i niczego się nie spodziewając? Nieświadomość była w tym wypadku najlepszą satysfakcją. Słodka nieświadomość. Przekonanie, że to dzień jak każdy inny, póki nagle nie obudzisz się z tymi swoimi gwiazdkami na niebie.
Zresztą, cokolwiek klany by sobie nie wymyśliły, zaczynał w to wierzyć. Musiał poważnie wezwać swoich bogów, bo na razie siedzieli na dupskach i milczeli. Nie dawali żadnego znaku swojego życia. Żadnego dowodu, że istnieją. A tutaj? Proszę, Jastrzębia Gwiazda na jego oczach zamordował samotnika, którego dostał w łapy. Van widział, jak dopełnia się wola Mrocznej Puszczy. Bogowie musieliby się z tego dobrze wytłumaczyć, gdyby miał im uwierzyć. Wiara w Mroczną Puszczę była korzystniejsza. Bez względu na to, jak Klan Gwiazdy był głupim, niedorzecznym bytem, który uważał się za lepszego od żywych kotów. Banda niewdzięcznych umarlaków.
Ale rozdarcie między wierzeniem to nie było to, czym miał się teraz zająć.
Podniósł nafaszerowaną kolcami zwierzynę. Zawrócił się, tym razem w kierunku jaskini, która teraz była ich domem. Chociaż ciekawe, na jak długo, zważając na to, co zrobiła Papla. Jego łapy podążały błotnistymi, mokrymi od deszczów terenami, nim dotarł do środka. Wracając, jak gdyby nigdy nic. Jak ze zwykłego polowania. Och, nieźle się Gepardzia Cętka zaskoczy. Ciekawe, czy z tymi jego ukochanymi Gwiazdkami powraca pamięć i wiedza. Jeśli tak, będzie miał potworny ubaw w swoich zaświatach ze świadomością, że za jego śmiercią stał on. Żałosne.
Wracając, zajrzał przy okazji do komory wojowników. Widział, że Gepardzia Cętka ledwo już zaczyna kłaść się na posłanie. W tym momencie wojownik zaczął zastanawiać się, czy Gepardzia Cętka przyjąłby z jego łap zwierzynę. Zbyt dużo węszył. I to nieuniknione, że mógłby mu nie ufać ze względu na jego kontakty z Jastrzębią Gwiazdą czy pozostałymi członkami sekty.
Zwykła grzeczność i logiczne myślenie mogłyby tu przeważyć, prawda? Mroczny Omen odłożył swoją zwierzynę na moment. Położył ją głębiej w stertę, mając nadzieję, że wtedy nikt jej nie weźmie.
— Gepardzia Cętko, jesteś głodny? — miauknął Mroczny Omen przyjaznym, spokojnym głosem. To aktorstwo wymagało od niego ogromnej cierpliwości, ale musiał udawać.
— Przydałoby się, żebym coś zjadł. — przytaknął Gepardzia Cętka, podnosząc się z legowiska. — Całą noc spędziłem na warcie. Wezmę coś.
— Przyniosę ci. — mimo protestów starszego wojownika, van wciąż nalegał. — Nie przemęczaj się. Jesteś już w podeszłym wieku i zmęczony po nocnym czuwaniu. Powinienem pomagać starszym wojownikom, którzy przez tyle księżyców pełnili swoją rolę.
To ostatecznie musiało przemówić do kocura, bo zamilknął. Jednak gdy Mroczny Omen się odwracał, wciąż czuł się, jakby Gepardzia Cętka spoglądał na niego z nieufnością. Idiota. Wszystko utrudniał. Dobrze, że dzisiejsze morderstwo skutecznie zamknie mu tą japę. Raz na zawsze.
Podszedł znowu do sterty. Wypatrzył swojego wróbla i odwracając się, dostrzegł Geparda wychodzącego z legowiska powolnym krokiem. Mrok podał mu wróbla pod łapy, spoglądając się na niego spokojnym, uprzejmym wzrokiem. Gdy tylko zobaczył, że Gepardzia Cętka - jak gdyby uspokojony faktem, że Mroczny Omen wybrał wróbla ze sterty na jego oczach - bierze kęs - pierwszy, drugi, trzeci... Van po prostu zawrócił, wracając do swoich wojowniczych obowiązków i czekając, aż końcowa część planu dopełni się sama. Czekając, aż podstawiona piszczka zabije cętkowanego wojownika.
Smacznego, Gepardzia Cętko.
* * *
Czegóż innego mógł się spodziewać? Nie musieli czekać długo, nim klan obiegła wieść o śmierci Gepardziej Cętki. Fanatyk Klanu Gwiazdy umarł nigdzie indziej, jak we własnym legowisku. Mrok miał ochotę roześmiać się pogardliwie. Na starość rozum też mu odebrało? Niech sobie teraz biega ze swoimi Gwiazdkami. Jak widać, jego cholerni przodkowie nawet go nie uratowali. Gepardzia Cętka w końcu nie zagrażał ich działalności. Pozbył się problemu.
<Jastrzębia Gwiazdo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz