Niebo było szare, zdecydowanie nie symbolizowało pogodnego dnia. Śpiewu ptaków nie dało się słyszeć tak często jak w pełnym słońcu. Ziemia przemakała a z nią również futra kotów, które odważyły się wyjść w teren. Zimorodkowa Łapa leżała skulona w swoim legowisku, nie miała dzisiaj ochoty moczyć sobie sierści, jednak od razu wiedziała co się szykuje, gdy tylko ujrzała idącą w jej stronę Cętkowanego Rysia, kotka była bardzo przemoknięta, jej długie futro nie błyszczało tak jak dotąd, było mokre i ciężko było wyczuć w nim jakiś zapach. Kotka kiwnęła kikutem wołając tym gestem terminatorkę. Zimorodek wolno powstała z swojego posłania ledwo przekraczając wyjście z legowiska.
- Wiem jaka jest pogoda - przyznała szylkretka. - ale zwierzyna na stosie się sama nie pojawi. - dodała spoglądając na prawie puste miejsce na piszczki. Terminatorka nie miała nic innego do powiedzenia, jak tylko przyznać swojej mentorce rację. Spojrzała na ciężarną kotkę i dodała:
- Cętkowany Rysiu, jak się trzymasz? Czy przypadkiem nie powinien być niedługo termin twojego porodu? - zapytała zmartwiona patrząc na zastępczynie. Kotka się jednak tylko uśmiechnęła i odpowiedziała krótko:
- Tak, ale póki mogę to robię tyle ile zdołam. - oznajmiła i ruszyła w stronę wyjścia z obozu. Młoda kotka pognała za nią nie zważając na przemakające futro i błoto, najwyżej później będzie ją czekała porządną kąpiel.
***
- Tutaj. - rzuciła nagle mentorka. Zimorodkowa Łapa obróciła łeb w jej stronę i czekała aż Cętka kontynuuje. - Tu zapolujemy, będę cię obserwować.
Jak powiedziała tak zrobiła. Biało-czarna kotka wzięła głęboki wdech, złapała powietrze do pyszczka łapiąc przy okazji też krople spadające z nieba. Próbowała coś wyczuć, jednak było to bardzo ciężkie, tak samo było z nasłuchiwaniem, zwierzynę zagłuszały krople deszczu bijące z wielką siłą o ziemię. Cholera, nie chciała zawieść Cętkowanego Rysia, jednak polowanie w taką pogodę nie było łatwym zadaniem.
Odrzucając od siebie wszystkie negatywne myśli zajęła się wypatrywaniem ofiar bacznie badając teren wokół siebie. Zobaczyła jak pod stosem igieł coś się porusza. Przybrała pozycję gotową do skoku na potencjalną ofiarę, była najciszej jak tylko mogła. Wyczuwając moment rzuciła się na przód, już prawie mając w garści zdobycz. Jednak chybiła i wylądowała w kałuży błota przykrytej przez igły sosen.
- Tfu! - Splunęła na ziemię pozbywając się tej obrzydliwej mieszanki z pyska, czuła kawałeczki piasku gdy przecierała zęby. Mentorka bacznie obserwowała swoją uczennicę, wiedziała, że nie ma sukcesów bez porażek. Zimorodek spojrzała za siebie na zastępczynię, widziała w jej oczach chęć pomocy, jednak zdawała sobie sprawę z tego że musi wykonać swoje zadanie sama. Polowała już wcześniej więc chyba się nie podda przez jakieś głupie błoto, prawda?
Koteczka powstała i otrzepała się z tej papki. Zaczęła na nowo rozglądać się za zwierzyną, już tak bardzo burczało jej w brzuchu, że chciała mieć ten cały trening już za sobą. W końcu udało się jej wytropić mysz, które ewidentnie szukała schronienia przed deszczem. Pomarańczowooka szybko przybrała pozycję łowiecką skupiając całą siłę w tylnych łapach dzięki którym mogła łatwo odbić się od ziemi. Wyłapując odpowiednią chwilę wyskoczyła z całej siły rzucając się na mysz, natychmiastowo złapała ją w swoje pazury i zacisnęła zęby słysząc pęknięcie kości ofiary. Mysz wyglądała na bardzo smakowitą, była tłusta i mogła starczyć nawet na dwa koty, a może był to szczur? Nie, te są za wielkie. Obróciła głowę dumnie wypinając pierś, jednak jej oczom ukazał się tylko las sosen, nie było śladu nigdzie po Cętkowanym Rysiu. Zmartwiona uczennica pognała czym prędzej do obozu z zwierzyną w pysku.
Docierając do obozu, odkładając mysz na stos, natychmiastowo rzuciła się w stronę legowiska medyka, tak jak myślała znalazła tam swoją Mentorkę.
- Wszystko dobrze Cętkowany Rysiu?! - wypytywała ledwo łapiąc oddech.
- Tak Zimorodkowa Łapo, po prostu kocięta dają się we znaki. - wymruczała pogodnie odsłaniając duży brzuch, a na jej pyszczku nie było ani grama bólu czy niepokoju.
- Czyli nic się nie stało?
- Nie, po prostu dopadł mnie silny ból i musiałam udać się do Bluszczowego Pnącza.
Na te słowa terminatorka wzięła głęboki wydech, była szczęśliwa, że z Cętką jest wszystko w porządku, w końcu była już tak blisko terminu swojego porodu. Według uczennicy powinna odpoczywać, jednak Zimorodek wiedziała, że kotka ta jest wyjątkowo uparta w tych kwestiach i nie ma ochoty unikać swoich obowiązków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz