Kilka dni po wygnaniu Rysiego Puchu, Jaśminowa Gwiazda podjęli ten temat wraz z ich synem - Lśniącą Łapą. Zaszły wtedy małe zmiany odnośnie treningu. Zastępcza mentorka ich kociąt - Rozżarzone Serce była niedysponowana, więc tym razem rodzic zajął się synem, zaś Zimorodkową Łapę przejął Niedźwiedzi Pazur.
To Lśniąca Łapa wyczuł okazję do dowiedzenia się czegoś więcej na temat decyzji lidera wobec zdrajczyni.
— Ojcze — Nie było to trafne nazewnictwo, aczkolwiek z dwójki rodziców najbardziej pasowało właśnie do Jaśminowej Gwiazdy. — Dlaczego nie zabiłoś Rysiego Puchu? A co jak wróci?
Starszy z kotów wziął głęboki oddech. Miało sporo do wyjaśnienia w tej kwestii.
— Jest kilka powodów, skarbie. Mama opowiadała ci historie o Lisiej Gwieździe?
— O tym, co opętał Miętową Gwiazdę?
Jaśmin przytaknęło.
— Tak. Ryś miała go za mentora i pewnie już wtedy zaczął mieszać jej w głowie. To nie była jej wina i to był pierwszy powód, dlaczego jej nie zabiłom. Natomiast drugim powodem było to, że patrzyłom jak wyrasta ze świeżego uczniaka na dorosłą wojowniczkę. Członka naszego klanu i siostrę. Na pewno była czyjąś bliską osobą. Czułom się dziwnie, kiedy musiałom osądzać kogoś z nas. Po prostu nie sądziłom, że kiedykolwiek dożyję takiego dnia. A wcale nie jestem takie stare.
— Nie zapominaj, że zabiła Słodką Łapę.
— Nie zapominam. Wygnałom ją, ale obiecałom Iskrzącemu Kroku i Pierwszemu Brzaskowi, że jeśli tu wróci, rozszarpię ją jak mysz. A jeśli nie, mam nadzieję, że Klan Gwiazdy zaplanował dla niej odpowiednią karę. Może jednak nie powinnom pozwolić jej przeżyć...?
Lśniąca Łapa westchnął. Nie miał więcej pytań.
— A gdyby ktoś skrzywdził mnie, Zimorodek albo Jarzębinkę? Co byś zrobiło?
— Potraktowałobym ze szczególnym okrucieństwem. Zabiłobym, ale pozwoliłobym jeszcze długo cierpieć temu kotu — odpowiedziało zgodnie z prawdą. — Ale nie martw się, bo nie pozwolę na to, żeby ktoś was skrzywdził.
***
Stanęła przed nimi Słodka Łapa. Normalnie Jaśminowa Gwiazda unikałoby jej wzroku, acz zawiesiło na niej oczy, kiedy okazało się, że uśmiecha się beztrosko. Przecież ją zawiodło, nie mszcząc jej odpowiednio. Darowało życie jej zabójcy! Nie powinna się uśmiechać.
A jednak jej aura biła ciepłem wdzięczności.
— Nie czuj się już winne, Jaśminowa Gwiazdo. Rysi Puch dostanie to, na co zasłużyła. Szkoda tylko, że mama i tata są tacy smutni...
I przepadła. Zgasła już na zawsze. Zastąpiła ją kolejna znana sylwetka. Tym razem był to kot, za którym Jaśmin tęskniło najbardziej - Zimorodkowy Blask.
— Jaśminku — powiedział ze stoickim spokojem. — Chodź do mnie...
— Wujku!
— Stęskniłem się za tobą. Chodź do nas!
— Ja też się stęskniłom, ale mam jeszcze tyle do zrobienia. Mam klan pod opieką i jeszcze Futerko i dzieci... Niedługo się zobaczymy, ale jeszcze nie teraz.
— Poradzą sobie — uśmiechnął się "wujek". — Za bardzo się martwisz, Jaśminku.
— Wujku...
— Już czas, Jaśminku. Czekamy na ciebie z Orzełkiem!
Właściwie, powinno się obudzić w tym momencie, acz nie miało na to siły. Nie potrafiło się do tego zmusić. Zamiast tego coraz bliżej zbliżało się do tajemniczego światła, które pozostawił za sobą Zimorodkowy Blask. Mimowolnie, a jednak... a jednak szło im to coraz lżej. Bez oporów. Jakby po drodze wyrzucało emocjonalne ciężary.
Będzie tęskniło, ale... może już czas na nich? Może już zrobiło, co mogło?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz