— Może uda nam się nawiązać z kimś sojusz. — zaproponowała chichocząc.
— Ciiiicho, bo ktoś nas usłyszy! — wyszeptał Blask również śmiejąc się pod nosem.
— W sumie to by było fajne, ale to w ogóle dozwolone? — Przekrzywiła łeb.
Lśniąca Łapa zastanowił się chwilę. Właściwie wcześniej nad tym nie myślał.
— Chyba nie do końca... — stwierdził.
Zauważył, że oczy siostry wędrują w górę, jak gdyby się nad czymś zastanawiała. Korzystając z tego momentu, polizał ją czule po pyszczku.
— Ale uczniowie bardziej nas zrozumieją, nie sądzisz? — wymruczał spokojnie. — Mama mówiła, że trzeba być uważnym w szukaniu nowych znajomych, bo być może przyjdzie nam się z nimi zmierzyć. Ale nie zaszkodzi poszukać nowych kontaktów. I tak nie szykuje się na wojnę.
— Chyba masz rację. — stwierdziła łaciata, uśmiechając się zadziornie. — Cieszę się, że chociaż mogliśmy razem spędzić trochę czasu. Szkoda, że natknęliśmy się tylko na tego wojownika. Nie był przyjemny.
Lśniąca Łapa tracił łapą siostrę.
— I jak okropnie śmierdział! Jeśli kiedyś będziemy mieć jakąś potyczkę na granicy z Nocniakami, to skopiemy mu razem dupsko, co? Rybojady zawsze wydawały mi się szemranym towarzystwem. Nie powinien tak nas oceniać.
Ostatecznie to właśnie sprawiło, że Zimorodek zaśmiała się, przewracając oczami.
— To brzmi zachęcająco. — parsknęła, demonstrując łapami, co byłaby w stanie zrobić z takim Nocniakiem.
— Cętkowany Ryś cię tego nauczyła?
— A jak inaczej? Ty też pokaż, co umiesz!
* * *
To działo się zbyt szybko. Ledwo myślał, że zaczynał się kolejny spokojny dzień, a już niedługo do obozu przytargane zostało ciało Słodkiej Łapy. Mięśnie albinosa zesztywniały, gdy zbliżył się do swojej siostry. Chciał ją chronić. Miał nadzieję, że to wszystko... Że się tego nie przestraszyła. Ciężko było mu skupić się na tym, co mówiło Jaśminowa Gwiazda czy inni członkowie klanu.
Często rozmawiał z bratem Słodkiej Łapy. Tak bardzo współczuł Wiewiórczej Łapie. Syn Iskrzącego Kroku nie zasłużył, by stracić tak wcześnie siostrę. Słodka Łapa sama nie zasługiwała na taką śmierć.
Zbliżał się już chłodny wieczór, a ciszę przerywały tylko świerszcze chowające się w gęstej trawie. Wziął ze sterty piszczkę i ruszył w kierunku swojej siostry. Leżała na swoim posłaniu w legowisku uczniów. Ze zmartwionym, ale poważnym wyrazem pyska podał jej piszczkę i położył się obok niej bez słowa, zaczynając wylizywać jej futro. Nawet nie pytał. Czuł taką potrzebę. Przytulenia się do niej, by przy nim zawsze czuła się bezpiecznie.
— Myślisz, że to Klan Nocy zabił Słodką Łapę? — zapytała cicho.
— Wszystko na to wskazuje. — westchnął Lśniąca Łapa, mrużąc czerwone oczy.
— Czy ten... Wojownik, którego poznaliśmy na zgromadzeniu był w tym patrolu? Jak myślisz? — wyszeptała.
— Nie wiem. Może tak. — odparł tak spokojnie, jak tylko był w stanie. — Myślałem, że Klan Nocy jest taki, jak każdy inny klan. Ale to, jak okrutnie postępują... Przecież Słodka Łapa była tylko zwykłą, nie zagrażającą nikomu uczennicą. Jak mogli ją skrzywdzić? A wcześniej ta sytuacja na Zgromadzeniu. Po tym wszystkim ciężko mi uwierzyć, że została im jakaś moralność. Uważaj na siebie, proszę. Nie dam rady być ciągle przy tobie, ale nie chcę, by cokolwiek ci się stało. Nie przeżyłbym twojej śmierci. Tak współczuję Wiewiórczej Łapie i reszcie jego rodzeństwa...
<Zimorodku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz