Wyciągnęła łapę, próbując przytulić brata. Potrzebowała tego. Potrzebowała jego bliskości, spokoju ukrytego w jego czarnym futrze, pocieszenia płynącego z pyska dekorowanego smutnymi, brązowymi ślepiami. Żadne z tych jednak nie przyszło. Węgielek ją odrzucił. Odtrącił, odmówił, gdy potrzebowała jego wsparcia. Wystawiona łapa kocura dotknęła jej piersi, powstrzymując ją od zbliżenia się. Czuła, jak niewielkie igiełki wbijają się w jej serce. Jej ślepia przysłoniły się mgiełką żalu. Przecież... przecież to nic nie zmieniało! Wybrał skończenie zawodzenia Zająca ponad ją? Ponad siostrę? Może nie rodzoną, ale przecież wychowywali się razem. Jak mógł teraz tak nagle się obudzić? Czajka odsunęła się, a pojedyncza łza spadła pod jej łapy.
- To... to nie sen - podciągnęła nosem, opuszczając smutno zakończone pędzelkami uszy. - I-i w takim razie... znajdę sobie kogoś innego do tulenia! - zawołała w gniewie, podczas gdy jej oczy rzewnie wylewały łzy. Dlaczego nagle to wszystko wywróciło się do góry nogami? Zwęglona Łapa na jej słowa otworzył szerzej ślepia, wykrzywiając pysk w podkówkę.
- Nie! Proszę Czajeczko! Ja chcę cię tulić, naprawdę! - zamiauczał, podchodząc nieco bliżej siostry.
- Ale nie możesz! Nie chcesz!
- Chcę! Naprawdę chcę! - odbił, unosząc pewnie ogonek, by zaraz znów go opuścić. - Ale tata mówił, bym nie tulił...
Tata... nie mieli przecież taty! To, że teraz magicznie się wyjawił wcale tego nie zmieniało!
- To co? Nigdy wcześniej ci tego nie mówił! - wytknęła Czajka, ocierając łzy z policzków.
- Bo... bo nie wiedziałem, że jest moim tatą. A teraz... był zły na mnie i... i nie chce go słuchać ale...
- Ale? - pisnęła cicho, czując jak mimo krycia pyszczka łapką, do oczu nadal napływają słone perły smutku. Czarny westchnął cicho, opuszczając spojrzenie na grunt.
- Ale boję się go, bo....bo ma taki straszny wzrok - Węgielek położył po sobie uszy. Czajka odwróciła wzrok od kocura, uciekając ślepiami gdzieś na bok.
- To... co teraz będzie?
- Nie wiem... Ale cię kocham, Czajeczko - szylkreta zamknęła pieczące od płaczu oczy. Też go kochała. Oczywiście, że go kochała. Jednak gula zazdrości, żalu i poczucia niesprawiedliwości nie pozwalała jej tego powiedzieć. Skinęła więc jedynie głową, z ciszą na pysku.
* * *
Wróciła dumna z treningu. Udało jej się powalić mentora! Własnymi łapami! Bez żadnych ułatwień, bez rozgrzewki i bez dobrego terenu. Wygrała z nim walkę! A po drodze udało jej się złapać mysz. I mimo, że Żar się do tego nie przyznał, widziała pewną ulgę w jego spojrzeniu. Może nawet dumę ze swojej uczennicy? Czajka za to aż promieniała radością. Uśmiech rozjaśniał jej rudo-czarny pyszczek, a lekkiemu, energicznemu krokowi towarzyszył wysoko uniesiony ogon. Wiatr niósł ją przed siebie, aż Rozżarzony Płomień dziwił się, co tak nagle młoda dostała zastrzyku energii.
Gdy dotarli do obozu, pierwszym co rzuciło się jej w oczy był gwar i tłum zebrany pod miejscem klanowych zebrań. Upuściła szybko piszczkę na stos ze zwierzyną i już mniej pewnym krokiem udała się do Zwęglonej Łapy.
- Co jest? Co się dzieje? - zapytała półszeptem, rozglądając się po zebranych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz