Drżał. Szylkretka oparła głowę o jego bark, starając się dodać mu otuchy. Spróbował ułożyć swój pysk w uśmiech, ale wyszedł mało przekonująco.
– Nikomu nie musisz niczego udowadniać. Zrobiłeś dla klanu wystarczająco wiele. Dla mnie. Należy ci się odpoczynek.
Trzymał się pozycji wojownika wszystkimi pazurami, ale najzwyklej w świecie nie dawał już rady. Ostatnie wydarzenia boleśnie mu to uświadomiły. Nadeszła pora żeby odpuścił. Nawet jeśli wciąż nie potrafił się z tym pogodzić.
– Niedługo do ciebie dołączę. Jak tylko nasze dzieci zostaną wojownikami.
Nie tak to miało wyglądać. Gdyby tylko miał więcej siły…
– Niech wszystkie koty zdolne do samodzielnego polowania się zbiorą!
Głos Jaśminowej Gwiazdy rozniósł się po obozie. Nieświadomie mocniej przywarł do partnerki. Kolejni wojownicy odrywali się od swoich obowiązków. Bury wypatrzył w tłumie futra Truskawka i Wiewiórki i jego żołądek ścisnął się boleśnie. Miał ochotę zapaść się pod ziemię.
Szum na miejscu klanowych spotkań robił się coraz głośniejszy. Lider odczekał jeszcze parę uderzeń serca.
– Pierwszy Brzasku.
Miał wrażenie, że spojrzenia wszystkich klanowiczów wypalają mu dziurę w karku. Nie mając odwagi podnieść wzroku, na drżących łapach podszedł bliżej. Szylkretowy kot uśmiechał się do niego, ale nie miał siły odwzajemnić gestu.
– Czy chcesz porzucić rolę wojownika i dołączyć do grona starszych?
“Nie. Nie chcę. Gdybym tylko mógł…”
Żółte ślepia patrzyły oczekująco.
Otworzył pysk, ale nie wydobył się z niego żaden dźwięk.
Cisza aż dzwoniła mu w uszach.
– T-tak – szepnął ledwo słyszalnie. – Chcę – jego głos zazgrzytał jak pazur o kamień.
– Klan Klifu dziękuje ci za wierną służbę, którą dla niego pełniłeś. Niech Klan Gwiazdy da ci wiele księżyców spokoju.
Zapadła cisza. Gdy szedł do legowiska starszyzny, towarzyszyło mu tylko głuche dudnienie jego serca. Szedł wolno, ze spuszczonym łbem. To sto księżyców przygniatało go do ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz