Jego syn nabawił się kataru. Na początku nie chciał iść do medyczki, która według jego mniemania nie należała do prawidłowo wyszkolonych osobników, ale po jego stanowczych namowach w końcu zgodził się do niej zajść. Dostał od niej jakieś roślinki i po kilku dniach objawy ustąpiły. Na szczęście.
Powoli jego życie wracało do normy. No... prawie. Nadal nie mógł znieść widoku Błysk i dziwił się, że Komar nadal nic z nią nie zrobił. Tak ciągle miauczy i miauczy jaka ona zła, a postawić się jej nie może? Z tego co słyszał, to miał poparcie, więc co stało na przeszkodzie, by zrzucić ją z stołku lidera?
Nagle jakiś obcy uczeń do niego podszedł. Kojarzył go z wyglądu, lecz nie był jakoś blisko z młodzikami. Co takiego się stało, że kocur do niego przyszedł?
— W czymś ci mogę pomóc? — spytał zielonooki, czując się niekomfortowo bliskością młodszego.
— Nie. Nie sądzę — odparł. — Po prostu byłem ciekawy.
Zdziwił się. Nie rozumiał tej odpowiedzi. Czego był ciekawy? Chodziło mu o kwestie treningowe czy jakieś inne rzeczy?
— Czego? Nie wiem, czy jestem w stanie ci cokolwiek wyjaśnić — przyznał.
— Myślę, że moje pytanie nie jest trudne — stwierdził. —Te blizny… Masz ich tak dużo, a nie wyglądają na wynik walki z jakimiś dzikim stworzeniem. Oczywiście mogę się mylić. Jeśli jednak mógłbym wiedzieć, to skąd je masz? Czyżby ktoś cię kiedyś skrzywdził? – spytał, udając przejętego i zmartwionego losem tak naprawdę nieznajomego mu kota. — Serce mi się kraja na ten widok — dodał, choć czuł, że w tym momencie przesadza.
Spiął się nieco. Już dawno nikt nie pytał go o blizny. Minęło tak wiele księżyców, a wszyscy ciekawscy już przywykli do jego wyglądu. Jednak wraz z nowym pokoleniem przybywało nowych głów, które zerkały w jego stronę. Najwidoczniej kocur nie był wyjątkiem. Nie lubił nigdy zbytnio rozmawiać na te tematy, ale uczeń nie był przecież niebezpieczny. Zresztą... był już dość dorosły, by przestać przejmować się tym, że ktoś znajdzie na niego hak w tym, że ojciec w młodości go bił. Komar do dnia dzisiejszego nie zdradził jego tajemnicy, więc wychodziło na to, że nikt nigdy nie dowie się o jego zbrukanej krwi.
- To...? Ah... nie musisz się martwić. To stare blizny. Nie bolą - miauknął. - Zrobił mi je ojciec, podczas... dość ciężkiego treningu. Był samotnikiem o dość... ostrej łapie. Ot. Cała ich historia
Uczeń spojrzał na niego z pewnym zaciekawieniem w oczach, a na jego pysku pojawiło się coś na wzór troski, ale niezbyt szczerej.
- To straszne, że ojciec, który powinien być wzorem do naśladowania i kotem godnym zaufania, może zafundować własnemu dziecku takie piekło - westchnął, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Ja swojego nawet nie znam - rzucił, ale nie rozpaczał nad tym zbyt długo, bo zaraz wrócił do poprzedniego tematu. - A... Jaki był dokładnie twój ojciec? Czujesz, że jesteś do niego w jakiś sposób podobny? - zapytał bezpośrednio.
Zmieszał się słysząc kolejne pytania. Nie lubił rozmawiać o ojcu. Był zamkniętą częścią jego życia. Uwolnił się od niego i zaczął życie na nowo tu, w Owocowym Lesie. A teraz... teraz wspomnienia wróciły, tak jakby nie minęło od tych chwil tyle księżyców.
- Był... złym kotem. Widać to po moim ciele. Nie jest to ciekawy temat do rozmowy - poinformował go, kuląc uszy ku tyłowi. - Nie. Ja nie jestem jak on - warknął pod nosem, czując pewną irytację.
Nigdy nie chciał być kojarzony z Czermieniem, dlatego to pytanie ugodziło go, mimo że było tylko ciekawskim pytaniem ucznia.
- Skąd to wiesz? - spytał natychmiastowo, nie dając mu ani chwili na przemyślenia. - Łatwo wytykać wady innych, ale dostrzec je u siebie jest już znacznie ciężej. Może ci się wydawać, że jesteś lepszy, dobry i takie tam, ale rzeczywistość może się znacznie mijać z twoim spojrzeniem na świat - wyjaśnił, stojąc nieruchomo i wpatrując się intensywnie w wojownika.
Zdziwienie oraz niechęć zagościło na jego pysku. Czy ten kot właśnie próbuje mu wyperswadować, że może być jak swój ojciec? To nonsens! Nie bił swoich dzieci, kochał Ziębę oraz nie był żadnym seryjnym mordercą! Walczył z tymi myślami tak długo, bo prawie przez całe swoje życie, lecz teraz... pozbył się go na dobre, by teraz to miało wrócić, przez słowa czarnego?
- Bo wiem. Znam siebie i znałem go. Nie wdałem się w niego i dzięki niebiosom. Był potworem o którym nie chcę sobie przypominać. - to powiedziawszy wstał i odszedł od ucznia.
Niestety, był mysim móżdżkiem jeżeli sądził, że to wystarczy.
- Może ten potwór się po prostu jeszcze nie obudził, ale siedzi w twoim wnętrzu? - Podniósł głos, by zwrócić nie tylko uwagę kocura, ale i innych wojowników. - Może tak naprawdę znasz swoją mroczną stronę, ale próbujesz ją schować, przez co nieustannie oszukujesz samego siebie? - powiedział to znacznie ciszej, ale tak, by Krzemień go usłyszał.
Zacisnął pysk i podszedł do Krwawnika. Widział zaciekawione spojrzenia klanowiczów i czuł na karku jak sierść mu się jeży. Nie mógł pozwolić by czarny tak o, rozpowiadał o nim zmyślone historie, bo jeśli zaczną węszyć? Pytać? To wtedy jego sekret mógł się wydać. Zbliżył pysk do kocura tak, aby dokładnie mu się przyjrzał.
- Zatkaj pysk. Nic o mnie nie wiesz.
Uczeń zdawał się niewzruszony słowami wojownika. W jakiś sposób potwierdzało to tylko jego domysły.
- To prawda. Wydajesz się tajemniczy, ale słyszałem wiele plotek na twój temat i postanowiłem zbadać ich autentyczność, bo nie wiem, czy mogę czuć się bezpiecznie, jeśli po obozie klanu kręci się syn jakiegoś psychopaty, po którym mógł odziedziczyć mordercze skłonności - stwierdził ze stoickim spokojem. - Tyle ostatnio kotów umiera, zarówno starszych jak i młodych, a to sprawia, że boję się o swój los - przyznał z pewnego rodzaju żalem w głosie.
- Nikogo nie morduje, ani nie mam morderczych skłonności. Żyje w Owocowym Lesie dłużej niż ty i nikt w tym czasie nie zginął przez żadnego kota. Nie uczono cię, by nie wierzyć plotką? W ogóle kto je rozpowiada? - Machnął ogonem zły.
- Słyszałem różne rzeczy, tu i ówdzie. Różne opinie padały na twój temat, a jeszcze ciekawsze rzeczy mówiono o twoim ojcu. Coś o odgryzionej łapie... - mruknął, wzdrygając się z obrzydzeniem. - Zresztą, skoro jesteś niewinny, to dlaczego się tak denerwujesz tym tematem? - spytał, robiąc krok w tył. - Naprawdę, jesteś przerażający...
Co takiego? Skąd on wiedział... Tylko Komar mógł o tym słyszeć... Widząc jak uczeń robi krok w tył, poczuł jak serce mu zamiera. Był straszny? No... zdenerwował się fakt, ale nigdy by nie zaatakował ucznia! Nie mógł uwierzyć, że Komar bawi się teraz z nim w kolejną grę, zamiast zrzucić Błysk z piedestału. Pokręcił tylko głową.
- To stek bzdur i kłamstwa - miauknął tylko tyle, kierując kroki poza obóz. Musiał ochłonąć i zostawić tego dzieciaka daleko w tyle. Miał nadzieję, że za nim nie ruszy, bo... no właśnie? Co zrobi? Potwierdzi jego przypuszczenia, że był niebezpieczny?
<Krwawniku?>
Wyleczony: Szpak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz