— O, Motyli Trzepocie, może teraz masz czas, by pogadać?
Mała Róża nie była tym kotem, z którym chciałaby co chwilę rozmawiać. Ogólnie, wchodzenie w jakąkolwiek interakcję z czekoladową kończyło się tym samym. Zawsze tematem była wyższość kotek nad kocurami.
Szylkretka machnęła ogonem, próbując stworzyć na szybko dobrą wymówkę, ale rozproszył ją widok burego kociaka. Wydawało jej się, że to jeden z dzieciaków Sosnowej Igły. Mała istotka uśmiechała się do niej, co na moment rozczuliło jej serduszko i odwzajemniła ten gest.
—- Hej, Motyli Trzepocie! Coś ty taka zamyślona? — odezwała się Mała Róża, machając jej łapą przed pyskiem. — Mogłabyś powiedzieć co nie co o tym, jak bardzo nasz lider faworyzuje kocury. Trzeba uświadomić Kunę, że kotki nie mają w tym klanie łatwo — mruknęła, wskazując na młodszą.
Żółtooka skrzywiła się, wstrzymując się od jakiejś kąśliwej uwagi względem tego czynu, a następnie zniżyła swój wzrok na wspominane kocię.
— Przecież ja nic nie wiem w tym temacie — westchnęła, jęcząc pod nosem, bo wiedziała, że tak szybko spokoju nie zazna. Skupiła się na burej, w której ślepiach błyszczały iskierki zainteresowania.
— Twoi bracia zostali mianowani bardzo szybko, a ty, biedna, niedoceniona, musiałaś czekać tak długo, by Jastrzębia Gwiazda w ogóle raczył zwrócić na ciebie uwagę! — mruknęła, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Musimy zaradzić tym wszystkim niesprawiedliwością...
Przekręciła oczami. Nie miała ochoty słuchać po raz kolejny jej wywodów, które niczym nie różniły się od poprzednich. Odejść tak po prostu nie może, bo żal jej było Kuny, która skazana była na przebywanie w towarzystwie czekoladowej.
Nastawiła uszy i lekko drgnęła, jakby nagle sobie coś przypomniało.
— O właśnie, Mała Różo, Wiśniowy Świt chce z tobą porozmawiać. Mówiła, że to pilne. Narzekała na postawę Jastrzębiej Gwiazdy i stwierdziła, że coraz gorzej lideruje, więc może dobrze by było, gdybyś poszła z nią porozmawiać? — zagadnęła, mówiąc to, co pierwsze przyszło jej do głowy.
Kotka spojrzała na nią nieufnie, mrużąc oczy.
— W sumie to miałam z nią porozmawiać, więc dobrze się składa. Poczekajcie tu, idę załatwić swoją sprawę, a potem pomyślimy wspólnie, jak zaradzić tym wszystkim niesprawiedliwościom - poleciła i odeszła żwawym krokiem.
Motyl odetchnęła z ulgą, spoglądając na małą.
— Nie słuchaj jej. Gada by gadać, nie ma w tym żadnego sensu — mruknęła. — A ty wydajesz się mądra i szkoda, by cię popsuła — dodała, uśmiechając się życzliwie. — Ja bym ci poleciła jej unikać, ale jeśli wróci, to powiedz, że przyszedł ktoś po mnie i musiałam zmykać na patrol — poprosiła.
Kuna skinęła głową. Według Motylego Trzepotu bure futro było dosyć nudne i przeciętne, ale za to bardzo podobała jej się biała plamka na podbródku kocięcia.
Niewiele myśląc wyszła, w obawie, że Mała Róża zaraz wróci i zacznie dalej zamęczać ją swoim podejściem do życia.
***
Przyglądała się w skupieniu Ośnieżonej Łące. Płowa kręciła się przy stosiku ziół, zbierając najpotrzebniejsze medykamenty, które zaradzą na problemy szylkretki.
— Powinnaś przyjść tu znacznie wcześniej, kiedy miałaś tylko skręconą łapę. Przez to zwyrodnienie będziesz potrzebowała więcej czasu na powrót do zdrowia — stwierdziła, zatrzymując się obok.
— Byłam zajęta — odparła, myśląc z żalem o nieudanym podrywie lidera, który okazał się zwykłym prostakiem. Nic nie raniło jej bardziej, niż obraza jej pięknego, a wręcz idealnego futra.
— To na przyszłość stawiaj swoje zdrowie na pierwszym miejscu, ono powinno być dla ciebie najważniejsze — rzekła.
Motyl skinęła głową, obserwując Deszczową Chmurę, walczącego z infekcją Mleczowego Pyłu. Kocur przyznał, że został wcześniej ugryziony przez szczura, ale nie sądził, że będzie to tak poważne.
— Dobra, możesz zmykać, tylko nie biegaj za dużo, daj swoim kościom odpocząć — poleciła medyczka.
— Jestem młoda, na odpoczynek przyjdzie czas za kilkadziesiąt księżyców — odparła, spoglądając na nią z wdzięcznością.
Wyszła z legowiska uzdrowicieli, czując się niczym nowo narodzona. Od dziś będzie bardziej o siebie dbać, w końcu zasługiwała na to, co najlepsze. I nikt nie wmówi jej, że było inaczej.
Zawędrowała do kociarni, zobaczyć, czy przebywające tam karmicielki niczego nie potrzebują. Ostatecznie jej uwagę zwróciła Papla. Znana jej wcześniej Kuna podpadła na jednym ze zgromadzeń, narażając ich klan na atak ze strony Nocniaków. Teraz odbywała swoją karę, co było słuszne, choć Motylej i tak było jej w jakiś sposób żal.
— Hej Paplo — miauknęła, uśmiechając się łagodnie. — Co tam u ciebie? Radzisz sobie jakoś? — spytała, starając się brzmieć jak najbardziej przyjaźnie.
<Paplo?>
Wyleczeni: Motyli Trzepot, Mleczowy Pył
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz