Zrzucona z łapy starszej kotki, upadła z cichym piskiem na suchą ziemię żłobka. Zobaczyła nad sobą zimne spojrzenie zielonych ślepi, które niemalże z obrzydzeniem obserwowały jej niewielkie ciałko. Czajka chciała się schować. Ukryć przed oceniającym wzrokiem ciotki.
— Jak tak chcesz wiedzieć, to się spytaj twojej matki — parsknęła. — Albo jakiegoś starszego wojownika — dodała. — Nie wiem, byle nie mnie. Nie mam zamiaru opowiadać historyjek.
Nie chciała durnych historyjek. Nie chciała pytać Wilczej Zamieci - i tak by nie odpowiedziała. Gardło miało splecione pajęczyną, wydając z siebie tylko ciche pomruki i piski. Kamienna Agonia opuściła legowisko, zostawiając kocię za sobą. Czajka odprowadziła ją rozżalonym wzrokiem, po czym gniewnie uderzyła łapką o ziemię, bezsłownie próbując wyrazić swój gniew. To takie niesprawiedliwe. Przecież nie miała wypływu na to jak wygląda! Chyba nie miała...
***
Znalazła obiekt poszukiwań prowadzonych od rana. Skoro Kamiennej Agonii chodziło o futro, to gdyby się go pozbyła, to problem by zniknął, prawda? Niestety, wyrywanie sierści z grzbietu było bolesne i mało efektywne, więc postanowiła spróbować czegoś innego. I tak, znalazła się przed kałużą. Sporą, ładnie błyszczącą w słońcu. Maziowate błoto idealnie przykryje jej futerko i będzie jak Węgielek. Nudna, ale lubiana! Zebrała siły w łapkach, po czym wskoczyła w zmiękłą ziemię zmieszaną z piaskiem i wytarzawszy się dokładnie, postanowiła od razu pokazać się nikomu innemu jak Kamiennej Agonii. Gdy stanęła przed krytycznym zielonym spojrzeniem, cała jej poprzednia pewność siebie wyparowała niczym woda z kałuży w gorący dzień. Przecież... przecież tak się starała! Zmieniła się dla niej! A czarna nadal patrzyła na nią jak na robaka!
- No nieźle. Rudy próbujący zakryć swoje łaty. Sądziłam, że wszyscy tutaj to rasiści, ale najwidoczniej pająki nie zasnuły wam jeszcze mózgownic. I tak nie zamaskujesz tego, kim jesteś - dostała na pożegnanie, po czym jak zwykle - wyminięto ją i wrócono do własnych zajęć. Czajka podciągnęła nosem, czując, jak to jedno zdanie wbija jej się w tył głowy i wwierca prosto do mózgu. "Nie zamaskujesz tego, kim jesteś". Więc co mogła zrobić, żeby ktoś ją w końcu polubił?
***
- Urodziły się już. Słyszałaś? - Szczypiorkowa Łodyga sypnęła krótką informacją, biorąc kolejnego gryza skromnej myszy, którą powoli kończyła. Czajka poruszyła uchem, mimowolnie bardziej skupiając się na rozmowie do której została wcześniej wciągnięta. W końcu musiała zacząć spędzać więcej czasu ze swoimi, więc Szczypior zaprosiła ją do ich kółeczka wzajemnej adoracji. Szczypior, Marchew, Fretka... prawie wszystkie kotki blisko jej mentora. Skoro on nie był zły, one też nie mogły, prawda?
- Trudno było nie słyszeć. Darła się na cały obóz - prychnęła Marchewkowy Grzbiet.
- Ja je nawet widziałam - przyznała się Fretkowy Bieg. reszta zwróciła na nią pytające spojrzenie.
- Po co niby?
- Nie mów mi, że nagle ci się jej szkoda zrobiło?
- Oczywiście, że nie - kotka odgoniła od siebie oskarżenia. - Chciałam coś sprawdzić. I nie uwierzycie, kto taki prawdopodobnie jest ojczulkiem tych szkodników - zaśmiała się, na co pozostałe kotki uniosły ciekawsko uszy.
- No, dawaj - zachęciła Szczypiorkowa Łodyga, mając nadzieję, że to pomoże rozwiązać język Fretkowego Biegu.
- Idź sama zobacz, skoro taka ciekawa jesteś - prychnęła Marchew, wywracając oczami. Szczypior rzuciła jej zirytowane spojrzenie.
- Jakbyś nie widziała, to jeszcze nie skończyłam jeść. Poza tym, Kamień robi się coraz mniej rozrywkowa. Nic tylko leży w tym swoim dołku rozpaczy. Myślałam, że stać ją na więcej. Więc nie, nie chce mi się do niej iść i specjalnie przerywać posiłku dla tej czarnej glizdy.
- To się nie dowiesz, proste - Marchew wstała, wyciągając długi grzbiet. Ślepie Szczypior błysnęło, gdy nagle przypomniała sobie o obecności Czajki, która po cichu malowała pazurem wzroki na piasku. Perspektywa wypowiadania się w takiej rozmowie była dziwna, więc zajęła się drugą najlepszą rzeczą do roboty - słuchaniem z wzrokiem wbitym w podłoże.
- A może nasza nowa koleżanka pójdzie i nam powie, skoro Fretka jest dzisiaj trudna do obycia. Co ty na to, Czajkowa Łapo? Widzę, że ciebie też to ciekawi - zamruczała buro-ruda, szturchając łapą córkę Wilczej Zamieci. - No nie daj się prosić. Przecież Kamienna Agonia nie gryzie. W zasadzie to nic już nie robi.
- Tak.. nic... - westchnęła Czajka, wstając. Nie miała powodu by nie zgadzać się na prośbę Szczypiorkowej Łodygi... no, pomijając jeden, tyci powód. Nie chciała oglądać na oczy Kamiennej Agonii. Nienawidziła widoku jej zielonych ślepi, czarnego jak smoła futra. Szukała w niej niegdyś ideału. Była taka wspaniała w jej oczach, zanim Kamień zniszczyła to wszystko. Jedyne do czego była dobra była zastępczyni. Niszczenia. Zniszczyła ich szansę, zniszczyła sposób, w jaki Czajka niegdyś na siebie patrzyła, zniszczyła relację jej i brata. I gdyby nie poznała Rozżarzonego Płomienia, na pewno nadal użalałaby się nad swoim kolorem futra. On był jej płomieniem, a Kamienna Agonia przeszkodą na jej drodze. Niczym więcej. Mimo tego, że chciała w to wierzyć, chciała ignorować czarną kotkę jak ona kiedyś ją, to uczucia do zielonookiej wciąż się w niej gotowały na sam jej widok. A takie odwiedziny tylko podjudzały nienawiść młodszej do karmicielki. Ale zgodziła się. Niechętnie skierowała kroki w stronę leża starszyzny, a wkładając głowę do środka ujrzała niespodziewany widok.
- Czyli plotki były prawdziwe. Jak miło - wycedziła, widząc jak przy brzuchu Kamiennej Agonii leży czwórka kociąt, z czego dwójka nosiła śnieżnobiałe futro. Takie same, jak Zajęczej Gwiazdy. Na sam jego widok dreszcz wstrząsnął ciałem Czajki, jednak zacisnęła kły i dalej stała nad czarną kocicą, zasłaniając padające na nią promienie słoneczne.
< Kamienna Agonio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz