Dni robiły się coraz chłodniejsze, co Szkarłatna Łapa czuł na swoim futrze. Krótka sierść nie chroniła przez niższymi temperaturami.
Wyszedł z Sumowy Wąsem nad rzekę, jak zawsze. Nic ciekawego. Klan Nocy zawsze ciągnął do rzeki jak muchy, zamiast trochę zabawić się na stałym lądzie. Ciągle męczyli się z wodą. Może to był sekret ich siły i chęci podbijania innych klanów? Pływali non stop, a później przechodzili do ćwiczeń na lądzie, już z wyćwiczonymi mięśniami. Przynajmniej rudemu została pokazana taktyka nauczania młodzików. Możliwe, że wykorzysta ją w przyszłości, gdy otrzyma ucznia. O ile to się stanie.
Przyszłość była odległa, dlatego nie tworzył niewiadomo jakiego scenariusza wydarzeń. Tym bardziej po tym dziwnym śnie z Szyszką.
- A więc, Szkarłatna Łapo, dzisiaj zobaczymy, ile wyniosłeś z nauk o polowaniu na ryby w rzece - miauknął Sumowy Wąs. Usiedli blisko małej plaży. - Zbliża się pora nagich drzew. Trudniej będzie złapać zwierzynę, dlatego teraz robimy zapasy. To, co złowisz, trafi do innych członków naszego klanu. Przygotuj się na okres, w którym będziesz prawdopodobnie głodował, bo więcej mięsa dostaną królowe, większe kocięta, zastępca i liderka - tłumaczył bury z lekkim niepokojem na pysku. Był mlodym mentorem, jak na swoje księżyce. Zapewne pamiętał pierwszą porę nagich drzew w swoim życiu. Rudy nie potrafił zrozumieć, dlaczego nazwał grono rybojadów "ich" klanem. Szkarłatna Łapa został zabrany do nich bez swojej zgody, bez niczyjej zgody. Urodził się w klanie lisa nie bez powodu, właśnie w nim miał żyć. A tkwił u rybożerców, paskudnych mysich straw.
- Twój klan... - dodał pod nosem. - Czyli mam po prostu upolować dużo ryb, tak? - dopytał się rudy.
- W rzeczy samej. Tylko jest jeden szkopuł. Ja również będę łowił ryby. Zobaczymy, kto złapie więcej - miauknął mentor.
To nie fair! Bury posiadał znacznie większe doświadczenie w polowaniu niż rudzielec. Dodatkowo znał ryby od podszewki, wiedział, gdzie płyną, jak płyną, w jakim kierunku. A Szkarłatna Łapa próbował zaczepić pazurami o skórę tych capiących stworzeń instynktownie i, w większości przypadków, nie wychodziło mu to.
Podejmie wyzwanie, żeby nie czuć hańby. Nie zamierzał kończyć jak tchórz z podkulonym ogonem.
- Niech tak będzie - miauknął, dumnie się pusząc.
- To ty łowisz tutaj, ja tam. - Sumowy Wąs wskazał ogonem pobliski kamień. - Czas start.
Kocury podeszły szybkim krokiem do swoich miejsc. Szkarłatna Łapa skupił się na rzece. Wypatrywał rybich kształtów wśród wodnej toni. Próbował się skupić, lecz wokoło niego działo się tyle różnych rzeczy. Znacznie ciekawszych od czatowania na zwierzynę. Znacznie bardziej wolał łapanie ptaków. Wystarczy zręcznie podejść, skoczyć i zabić, ewentualnie trochę pobiegać za latającą pokraką. A co się robi z rybą? Łapie i zabija. Bez cienia zabawy i przyjemności. Samo oczekiwanie na przybycie jakiejkolwiek wodnej zwierzyny zajmowało najwięcej czasu.
Spojrzał przelotnie na mentora, który złowił już dwie ryby, pokaźnych rozmiarów. Futro rudego napuszyło się, nie mógł przegrać! Nie teraz. Wysunął łapę z wysuniętymi pazurami, chcąc złapać chociaż jednego mieszkańca rzeki, ale napotkał tylko wodny nurt. Tak samo stało się za drugim, trzecim, czwartym, dziesiątym razem. Za którymś z rzędu, gdy uczeń buzował z irytacji i wkurzenia na burego, zdołał wyłowić rybę. Niewielką, lecz udało mu się. Uśmiechnął się z drwiną, patrząc na szamoczącą się ofiarę.
- Dopiero jedna? Złapałem już trzy. Za szybko machasz łapami. Trochę wolniej, a coś uda ci się złapać - usłyszał za sobą głos Sumowego Wąsa. Rudy nie spojrzał na mentora, zawody nadal trwały i mógł wygrać.
- Dobrze - zdołał tylko rzucić uczeń, bo ponownie zanurzył łapę w nurt rzeki. Dotknął rybiego ogona, czuł to, lecz ofiara odpłynęła w porę.
- Musimy więcej poćwiczyć... Albo najpierw zajmiemy się walką, a rybami zajmiemy się nieco później... - zastanawiał się na głos bury. - Wychodzi na to, że wygrałem, prawda? - zapytał się ni to samego siebie, ni to Szkarłatną Łapę.
Rudy wstał i odwrócił się w stronę burego wojownika. Czy on pragnął komplementów i noszenia na grzbiecie? Niby taki cichutki i milutki, a ukrywa swoją mroczną stronę.
Nadal do lisiaka nie docierała przegrana. Przez głupie ryby, przez okropną rzekę. Nie był nocniakiem, łowienie tych paskudnych zwierząt w niczym mu się nie przyda.
- Tak, wygrałeś - odparł oschle Szkarłatna Łapa. - Umiesz łowić te paskudne ryby.
Sumowy Wąs uśmiechnął się radośnie, widocznie zadowolony z otrzymanej pochwały, wypowiedzianej na siłę.
- Już nie bądź taki naburmuszony. Każdemu zdarza się przegrać - miauknął pociesznie bury, dotykając nosem białego ucha swojego ucznia.
Szkarłatna Łapa odsunął się od mentora i syknął na niego. Co on robił? Dlaczego go dotykał? Jak w ogóle śmiał tak bez żadnej zapowiedzi zbliżyć się tak blisko niego?!
- Ej... Spokojnie... - powiedział nieco zakłopotany Sumowy Wąs. - No, dobrze... Wracamy. Po odpoczynku i posiłku tutaj wrócimy. Podzielę się z tobą jedną z moich ryb.
Wojownik, wraz ze swoim uczniem, wrócili do obozu. Szkarłatna Łapa próbował zmierzyć się z uczuciem przegranej.
Jeszcze pokaże Sumowemu Wąsowi, jeszcze pokaże.
Wyszedł z Sumowy Wąsem nad rzekę, jak zawsze. Nic ciekawego. Klan Nocy zawsze ciągnął do rzeki jak muchy, zamiast trochę zabawić się na stałym lądzie. Ciągle męczyli się z wodą. Może to był sekret ich siły i chęci podbijania innych klanów? Pływali non stop, a później przechodzili do ćwiczeń na lądzie, już z wyćwiczonymi mięśniami. Przynajmniej rudemu została pokazana taktyka nauczania młodzików. Możliwe, że wykorzysta ją w przyszłości, gdy otrzyma ucznia. O ile to się stanie.
Przyszłość była odległa, dlatego nie tworzył niewiadomo jakiego scenariusza wydarzeń. Tym bardziej po tym dziwnym śnie z Szyszką.
- A więc, Szkarłatna Łapo, dzisiaj zobaczymy, ile wyniosłeś z nauk o polowaniu na ryby w rzece - miauknął Sumowy Wąs. Usiedli blisko małej plaży. - Zbliża się pora nagich drzew. Trudniej będzie złapać zwierzynę, dlatego teraz robimy zapasy. To, co złowisz, trafi do innych członków naszego klanu. Przygotuj się na okres, w którym będziesz prawdopodobnie głodował, bo więcej mięsa dostaną królowe, większe kocięta, zastępca i liderka - tłumaczył bury z lekkim niepokojem na pysku. Był mlodym mentorem, jak na swoje księżyce. Zapewne pamiętał pierwszą porę nagich drzew w swoim życiu. Rudy nie potrafił zrozumieć, dlaczego nazwał grono rybojadów "ich" klanem. Szkarłatna Łapa został zabrany do nich bez swojej zgody, bez niczyjej zgody. Urodził się w klanie lisa nie bez powodu, właśnie w nim miał żyć. A tkwił u rybożerców, paskudnych mysich straw.
- Twój klan... - dodał pod nosem. - Czyli mam po prostu upolować dużo ryb, tak? - dopytał się rudy.
- W rzeczy samej. Tylko jest jeden szkopuł. Ja również będę łowił ryby. Zobaczymy, kto złapie więcej - miauknął mentor.
To nie fair! Bury posiadał znacznie większe doświadczenie w polowaniu niż rudzielec. Dodatkowo znał ryby od podszewki, wiedział, gdzie płyną, jak płyną, w jakim kierunku. A Szkarłatna Łapa próbował zaczepić pazurami o skórę tych capiących stworzeń instynktownie i, w większości przypadków, nie wychodziło mu to.
Podejmie wyzwanie, żeby nie czuć hańby. Nie zamierzał kończyć jak tchórz z podkulonym ogonem.
- Niech tak będzie - miauknął, dumnie się pusząc.
- To ty łowisz tutaj, ja tam. - Sumowy Wąs wskazał ogonem pobliski kamień. - Czas start.
Kocury podeszły szybkim krokiem do swoich miejsc. Szkarłatna Łapa skupił się na rzece. Wypatrywał rybich kształtów wśród wodnej toni. Próbował się skupić, lecz wokoło niego działo się tyle różnych rzeczy. Znacznie ciekawszych od czatowania na zwierzynę. Znacznie bardziej wolał łapanie ptaków. Wystarczy zręcznie podejść, skoczyć i zabić, ewentualnie trochę pobiegać za latającą pokraką. A co się robi z rybą? Łapie i zabija. Bez cienia zabawy i przyjemności. Samo oczekiwanie na przybycie jakiejkolwiek wodnej zwierzyny zajmowało najwięcej czasu.
Spojrzał przelotnie na mentora, który złowił już dwie ryby, pokaźnych rozmiarów. Futro rudego napuszyło się, nie mógł przegrać! Nie teraz. Wysunął łapę z wysuniętymi pazurami, chcąc złapać chociaż jednego mieszkańca rzeki, ale napotkał tylko wodny nurt. Tak samo stało się za drugim, trzecim, czwartym, dziesiątym razem. Za którymś z rzędu, gdy uczeń buzował z irytacji i wkurzenia na burego, zdołał wyłowić rybę. Niewielką, lecz udało mu się. Uśmiechnął się z drwiną, patrząc na szamoczącą się ofiarę.
- Dopiero jedna? Złapałem już trzy. Za szybko machasz łapami. Trochę wolniej, a coś uda ci się złapać - usłyszał za sobą głos Sumowego Wąsa. Rudy nie spojrzał na mentora, zawody nadal trwały i mógł wygrać.
- Dobrze - zdołał tylko rzucić uczeń, bo ponownie zanurzył łapę w nurt rzeki. Dotknął rybiego ogona, czuł to, lecz ofiara odpłynęła w porę.
- Musimy więcej poćwiczyć... Albo najpierw zajmiemy się walką, a rybami zajmiemy się nieco później... - zastanawiał się na głos bury. - Wychodzi na to, że wygrałem, prawda? - zapytał się ni to samego siebie, ni to Szkarłatną Łapę.
Rudy wstał i odwrócił się w stronę burego wojownika. Czy on pragnął komplementów i noszenia na grzbiecie? Niby taki cichutki i milutki, a ukrywa swoją mroczną stronę.
Nadal do lisiaka nie docierała przegrana. Przez głupie ryby, przez okropną rzekę. Nie był nocniakiem, łowienie tych paskudnych zwierząt w niczym mu się nie przyda.
- Tak, wygrałeś - odparł oschle Szkarłatna Łapa. - Umiesz łowić te paskudne ryby.
Sumowy Wąs uśmiechnął się radośnie, widocznie zadowolony z otrzymanej pochwały, wypowiedzianej na siłę.
- Już nie bądź taki naburmuszony. Każdemu zdarza się przegrać - miauknął pociesznie bury, dotykając nosem białego ucha swojego ucznia.
Szkarłatna Łapa odsunął się od mentora i syknął na niego. Co on robił? Dlaczego go dotykał? Jak w ogóle śmiał tak bez żadnej zapowiedzi zbliżyć się tak blisko niego?!
- Ej... Spokojnie... - powiedział nieco zakłopotany Sumowy Wąs. - No, dobrze... Wracamy. Po odpoczynku i posiłku tutaj wrócimy. Podzielę się z tobą jedną z moich ryb.
Wojownik, wraz ze swoim uczniem, wrócili do obozu. Szkarłatna Łapa próbował zmierzyć się z uczuciem przegranej.
Jeszcze pokaże Sumowemu Wąsowi, jeszcze pokaże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz