- No to… Korzeń łopianu jest odtrutką. – mruknął biały grzebiąc pazurem w ziemi.
- Nie, nie. Korzeń łopianu służy do czego innego. – wyjaśniała Konwaliowe Serce – to łatwe.
Żółte oczy kotki bacznie przypatrywały się wojownikowi. Każdemu ruchowi łapy czy sierści. Wszystko było niby normalne, ale jednak ten nie pokój… Coś się działo, coś było nie tak.
- Hm… No to pewnie pomaga na ból brzucha…
Kotka jeszcze raz spojrzała się na Orlika. Chyba się czymś różnił… Jakiś mały szczegół. Coś tu nie grało. Czarno-biała już nie skupiała się na tym co mówił biały tylko jak wyglądał. Pysk, nos, uczy i… oczy. Oczy były inne. Dziwnie żółte. Zawierały tylko trochę niebieskiego. To nie był on. To nie był prawdziwy Orlikowy Szept!
Poruszyła z niepokojem wąsami. Biała postać wyraźnie to zauważyła i też nie wyglądała na super zadowoloną.
Czarna znów poczuła ból głowy. Ciemno, znów mrok przed oczami. Co się dzieje?
Na ciele poczuła dotyk.
- Orliku, co ty robisz? – zapytała i spojrzała się z dziwną miną na białego wojownika. W końcu przypomniała sobie o tym co się działo przed chwilą - Na czym skończyliśmy? Aaaaa, już wiem! Korzeń łopianu...
- Eeeee... coś nie tak Konwalio? Pytałaś mnie o zęby, a ja odpowiedziałem po dłuższej chwili. Patrzyłaś nieruchomo w dal i nie reagowałaś na wołania. Czy coś się stało? – syn Ostrzenia wyglądał na zaniepokojonego i zmartwionego.
- Jak to? Byliśmy przy korzeniu łopianu, a nie przy zębach.
Niebieskooki pokręcił głową na znak, że nie.
- To nie możliwe, byliśmy akurat przy korzeniu łopianu. – protestowała dalej czarno-biała pewna swego.
- Nie… Kora Olchy. Nie pamiętasz nic? Nic? – mruknął zdziwiony jasny przyjaciel.
- Pamiętam tylko korzeń łopianu... Przykro mi. Ktoś z nas musi się tu mylić.
<Orliku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz