— Cz-czemu? Cz-czemu?! T-ty w o-ogóle m-masz świa-świadomość, c-co na-narobiłeś?! Z-zła-amałeś chy-chyba ki-kilka pu-punktów K-Kodeksu W-Wo-ojownika na r-raz, na-naraziłeś s-siebie i m-mnie n-na nie-niebezpieczeństwo, a b-być mo-może da-dałeś ko-kolejny pre-preteks Kla-Klanowi No-Nocy do n-nie-nienawidzenia n-nas! Wy-wyobrażasz s-sobie, j-jak mo-może za-zare-reagować P-Pstrągowa Gwia-Gwiazda n-na wie-wieści o Kli-Klifiakach b-bez-ezkarnie wcho-wchodzących n-na j-jej te-terytorium? — wyrzucił z siebie, zszargany złością.
— Ale pokonałem wroga i przecież nic się nie stało! A nawet, jak Pstrągowa Gwiazda się dowie, to ten kot wygląda tak ciapowato, że ja jako lider bym zignorował jego sprawozdanie. A liderem byłbym na pewno wspaniałym — stwierdził Szczawiowa Łapa.
W Łabędzim Plusku zagotowała się nieodparta ochota przywalenia mu w tą nigdy nie zamykającą się mordkę. Zamiast tego jednak jedynie westchnął, odwracając się od ziem Klanu Nocy. Nieważne, jak długo próbował by mu to wytłumaczyć, uczeń i tak nie zrozumie. Był zbyt zapatrzony w siebie i swoje ideały. Wojownik zacisnął zęby, by w furii nie palnąć jeszcze czegoś głupiego i z początku wolnym krokiem ruszył w głąb lasu w stronę przeciwną do rybojadów.
— Gdzie teraz idziemy? — zapytał kocur, szybko zrównując z nim krok.
— W stro-stronę g-gr-ranicy z Kla-Klanem Wi-Wilka — mruknął obojętnie. — Ty-tylko t-tam nie o-odwal n-nic głu-głupiego, b-bo… bo po-pogadasz s-sobie z Li-Lisią Gwia-Gwiazdą.
— O, to bardzo dobry plan Łabędzi Plusku, wujaszek na pewno mnie pochwali za skopanie Nocniaka! — zamruczał z dumą, prężąc się.
Wojownik zmrużył ślepia i najeżył lekko sierść na grzbiecie, ale nie skomentował.
Ku jego uldze, obchód terenów blisko Klanu Wilka obszedł się bez większych problemów. Szczawiowa Łapa dalej prawił swoje mądrości, ale tym razem nie przekroczył już granicy, chodź przy spoglądaniu na nią Łabędzi Plusk na pewno zobaczył w jego oczach psotne iskierki, jakby miał taki zamiar, ale jednak zrezygnował. Po tym ruszyli w stronę obozu. Kocur z nieukrywaną ulgą odesłał uczniaka do jego legowiska, by sam mógł paść jak trup na mech i odespać. A przynajmniej spróbować, bo koszmary nadal go nie opuściły.
***
Trenował Szczawiową Łapę już ponad grube trzy księżyce i musiał przyznać, że kocur naprawdę szybko robił postępy. Do tego, pomijając jego niepotrzebne zgryźliwe komentarze i wybujałe ego, okazał się dobrym towarzyszem i był jedynym kotem, przy którym kocur sprawiał chociaż pozory tego, że wszystko z nim w porządku. Bo wciąż nie było w porządku. Mimo to, Łabędzi Plusk zdążył naprawdę polubić tego małego diabełka, którego traktował jak siostrzeńca, mimo, że ten często dawał mu w kość, a sytuacja z ich pierwszego dnia szkolenia wciąż siedziała w pamięci wojownika i raczej nie zamierzała szybko stamtąd wyjść.
Skierował swoje kroki do legowiska uczniów. Śpiąca królewna znowu nie stawił się na wyznaczony czas, więc był zmuszony go obudzić. Całe szczęście, że nie zdarzało mu się to tak często, zwykle był w stanie być na nogach kiedy było tego trzeba, ale wciąż nie wyrobił sobie idealnego nawyku. Wojownik wszedł do legowiska, a gdy oczy po chwili przyzwyczaiły się do panującego tam półmroku, obwiódł posłania wzrokiem. Na jednym z nich leżał zwinięty w kłębek liliowy kocurek. Łabądek przewrócił oczami, podszedł do niego i szturchnął go. Gdy nie zadziałało, powtórzył ruch, mocniej. Tym razem Szczawiowa Łapa drgnął i uchylił zaspane powieki. Zamrugał kilka razy i zamknął je z powrotem.
— B-bez ta-takich, wsta-wstajemy na tre-trening — przypomniał ściszonym tonem, jeszcze raz sprzedając uczniowi kuksańca, licząc, że tym razem już faktycznie wstanie.
— Jeeeeszcze chwilka — wydukał, ziewając i przekracając się na drugi bok.
— W ta-takim r-razie cze-czekam n-na cie-ciebie z-za chwi-chwilkę p-pod sto-stosem ze świe-świeżą zdo-zdobyczą — mruknął zrezygnowany.
Wyszedł na zewnątrz i usiadł w wyznaczonym przed chwilą miejscu. Jeśli kocur nie zjawi się niedługo, pójdzie po niego po raz drugi, ale już bez taryfy ulgowej. Westchnął cicho, wlepiając wzrok w legowisko uczniów i w tym żmudnym oczekiwaniu zaczął szybką toaletę. Nie miał jeszcze dzisiaj okazji, żeby dokładnie się umyć.
Ku jego zdziwieniu, niedługo później z legowiska wyłoniła się znajoma liliowa sylwetka. Szczawiowa Łapa szedł trochę niemrawym krokiem, chyba faktycznie się nie wyspał. Wojownik podniósł się, otrzepał i ruszył mu naprzeciw, witając się skinieniem łba.
— O, je-jednak s-sam wsta-wstałeś — miauknął, właściwie bardziej do siebie niż do swojego podopiecznego. — Dz-dziś ko-kontynuujemy tre-trening wa-walki.
<Szczawiku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz