Co takiego? Dlaczego miał robić za niańkę dla jakiegoś kurdupla, który nawet nie jest związany z nim krwią? Po co miałby go pilnować, skoro jest już tam Szakłakowy Cień? No i dlaczego on, a nie sam rudzielec? W końcu to jego brat zaczął; zresztą jak zawszę i wkopał ich obu. Nie ma to jak rodzina... Udupi i siebie i ciebie.
Ruszył w stronę żłobka, jednak nie miał zamiaru robić tego, co wojownik nakazał. Nie był z jego klanu. Nadal pamiętał zapach współbratymców, chociaż sam już przesiąkł wonią ryb.
- O witajcie! - zawołał pogodnie Szakłakowy Cień, kiedy się zbliżyli.
Znał ich, więc na pewno nie był zadowolony, że Sumowy Wąs ich tu przysłał. Spojrzał na tego kociaka, którego mieli rzekomo pilnować. No... Wyglądał na przestraszonego. Skreślił go od razu z listy znajomych, a co za tym idzie z swoich obowiązków.
- Dobra. Wkopałeś nas swoimi głupimi tekstami, to zajmuj się szczylem. - Wskazał ogonem na Króliczka, kładąc się obok wejścia.
Nie miał zamiaru zapoznawać się z tym kociakiem. Mógł to dobrze zrobić Szkarłat, kiedy on będzie odpoczywał i wpatrywał się w obłoki jak Wężowy Pysk.
- Ej... Mamy to robić razem - warknął rudy, trącając go łapą.
On jeszcze tutaj? Bardzo mu przeszkadzał w nic nierobieniu.
- Masz Szakłakowego Cienia. Pogadaj z nim, doradzi ci coś... chyba? - prychnął. - To nie mój kociak bym się nim zajmował.
- Tylko bez bójek. Nie dawajcie złego przykładu młodszym - upomniał ich wojownik.
- Ja się nie biję! Widzisz, abym wstawał? - odwarknął.
- A jak tam trening z Wężowym Pyskiem - Kocur zmienił temat, mając nadzieję, że tak jakoś odwiedzie ich od rzucenia się sobie do gardeł.
- Mogłoby być lepiej - podsumował.
Nagle poczuł zęby brata na karku. Ewidentnie kocur chciał go przybliżyć do kocięcia. Co za idiota. Obrócił się na brzuch, przez co rudy wywrócił się. Następnie go kopnął tylną łapą w pysk, sycząc groźnie.
- Ej, ej spokój! Nie bijcie się - Wojownik stanął pomiędzy nimi.
- To niech nie zaczyna! - warknął na niego.
- Mamy to robić razem! - odwarknął Szkarłat.
Ostatecznie obaj nic nie robili, a kociakiem zajmował się wojownik.
***
Pływał. Łapa za łapą, młócił wodę. Wężowy Pysk nie chciał wznawiać treningu, po tym jak został ranny. Chciał poczekać aż wydobrzeje, lecz on miał gdzieś jego rady. Musiał nauczyć się pływać nim nadejdą mrozy. I tak oto dzięki swojemu uporowi, udało mu się nauczyć tej trudnej sztuczki.
- Świetnie pływasz! - pochwalił go mentor.
Kiwnął tylko głową. Ostatnio nie garnął się zbytnio do rozmów. Ciągle przed oczami miał to co zrobił z Koszatkiem. Nadal nawiedzały go niespokojne sny, ale zaczęły powoli się wyciszać. Właśnie dlatego też, podjął się próby pływackiej. Śniło mu się, że tonął, umierał zalewany przez tonę wody. Nie potrafił unieść się na powierzchnie i złapać powietrza. A teraz? Pluł na ten sen wiedząc, że woda nie ma nad nim władzy. To on nią dyrygował, kiedy kierował się w stronę brzegu. Dziwne, że kiedyś tak bardzo się jej obawiał.
Jego kara już dawno minęła, więc nie musiał już wynosić mchu z posłań. Czuł jednak, że to był dobry trening, który wzmocnił jego ciało. W końcu mech nie był wcale lekki. Dostrzegł również, że urósł i teraz był równy wzrostowi bratu. Jeśli o niego chodzi, to Szkarłat nieźle przypakował. Zrobił się szerszy i co rusz widział jak przechwalał się tym przed kociakami. Podobno szkolił ich, by wyrabiali masę. Cóż. Mimo tego, że dogonił go wzrostem, jego ciało nie było wcale tak rozbudowane jak jego. Wyglądał raczej na przeciętniaka, ale od jakiegoś czasu, nie zawracał sobie tym głowy. Pewnie kiedyś próbowałby się ścigać z bratem, kto uzyska lepsze umięśnienie, ale to jakoś spadło na najdalszy plan. Ostatnio zaczął zwracać uwagę na to, co kiedyś ignorował za kociaka. Dźwięki. Oddalał się wtedy od innych i przysłuchiwał falowaniu wody, wiatrowi szumiącemu w gałęziach drzew i czuł się... zrelaksowany. Chociaż nadal brakowało mu odgłosów burzy. Musiał przyznać, że to był chyba jego ulubiony dźwięk.
Spojrzał na swoje łapy. Po ranach zostały blizny. Ciągle wspominał ten moment, gdy ból rozdzierał go od środka. Wiedział, że od śmierci dzieliło go kilka uderzeń serca. A teraz? Teraz odebrał to bicie komuś innemu. Życie za życie. Koszatek oddał je, aby on mógł się odrodzić i żyć dalej. I właśnie w głębi siebie czuł, że tak było. W końcu wraz z jego śmiercią, znikła cała złość, paląca wściekłość, która trawiła go przez całe życie. Możliwe, że o to zawsze chodziło. Że dążył samoistnie do zamordowania kogoś, by rozładować w sobie tą agresję. Czuł się nasycony. Jednak kiedy widział brata odczuwał, że płomień nie zgasł do końca. Może i jedna śmierć zaspokoiła jego wewnętrzny ogień, jednak widząc tego rudzielca, znów czuł jak powoli wzrastał. Złapał się nawet na tym, że obserwował go, gdy tylko znajdował się w zasięgu wzroku. Był drapieżcą, który oceniał swoje szansę.
- Czermieniowa Łapo, witaj! - Sumowy Wąs zbliżył się do niego z kroczącym za nim Szkarłatem. - Dziś będziemy trenować razem polowanie na ryby. - wyjaśnił.
Czarny kiwnął tylko głową i przeniósł wzrok na brata.
- Wężowy Pysku co mu zrobiłeś, że brak w nim entuzjazmu? - wojownik zwrócił się do niebieskiego wojownika.
Ten tylko wzruszył ramionami. Czermień uśmiechnął się kpiąco. Dzięki mentorowi nauczył się, że czasami słowa są zbędne. Same gesty potrafią bardziej zirytować kogoś, niż zwykła rozmowa.
- Tak... To ruszajmy - powiedział nocniak i ruszyli w stronę rzeki.
Nie odzywał się przez ten czas do brata. Nie miał żadnego powodu, aby przerywać panującą ciszę. Wyczuwał lekki niepokój wojowników, kiedy zauważyli, że jego zachowanie odbiegało od normy. Mu się jednak to podobało. Chyba powoli zaczął rozumieć samotnika. Agresja powinna być wyrażona w ciele, a nie słowach.
- To... może mały pojedynek? - zwrócił się do nich Sumowy Wąs pewien, że to rozbudzi w nich entuzjazm i ducha rywalizacji.
- Zbyteczny wysiłek. - odezwał się Czermień siadając na brzegu. - Wyścig spłoszy tylko ryby.
<Szkarłat?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz