— O, je-jednak s-sam wsta-wstałeś — miauknął Łabędzi Plusk, właściwie bardziej do siebie niż do swojego podopiecznego. — Dz-dziś ko-kontynuujemy tre-trening wa-walki.
Wąsy kocurka poruszyły się z podekscytowania. Uwielbiał walczyć! Było to jedyne zajęcie, które zawsze wywoływało u niego satysfakcję, może dlatego, że dotąd nie przegrał żadnego pojedynku, co rzecz jasna bardziej podbudowało jego ogromne już ego. Ziewnął szeroko, ukazując różowy języczek, dalej zmęczony, zanim pokiwał głową.
— Nie mogę się doczekać. Nie zdążyłem wylizać futerka, ale i tak się ubrudzę. Nawet teraz jestem super piękny. Podziwiaj, Łabędzi Plusku, tak właśnie wygląda ideał. — zachwycał się sobą liliowy kocurek.
— S-skoro t-tak uwa-uważasz. — miauknął mentor, przez co Szczawik uderzył ogonkiem o ziemię, w geście nieznoszącym sprzeciwu. Właśnie tak. Powinien być w centrum uwagi, podziwiany, kochany przez wszystkie istoty! — Zaj-zajmijmy s-się tre-treningiem. C-chodźmy, n-nie tra-traćmy c-czasu.
Szczawiowa Łapa podążył w miarę szybkim krokiem za swoim mentorem. Był już na tyle duży, że nie było problemu, by dotrzymywał mu kroku. Uśmiechnął się wesoło. Cieszył się, że miał taką więź ze swoim mentorem. Teraz już wiedział, że Łabędzi Plusk nie jest mysią strawą, czego się na początku obawiał, ale naprawdę fajny kocurem, z którym można było miło spędzić czas na treningu. I go chwalił! a to ogromny plus zdaniem Szczawika. Miał nadzieję, że nawet, gdy zostanie wojownikiem, będą czasami ze sobą rozmawiać. Będzie mógł się wówczas chwalić postępami. Chciał być zapamiętany, jako najlepszy uczeń jakiego Łabędzi Plusk kiedykolwiek trenował.
Wyszli z obozu. Liliowy z zachwytem oraz czujnością, rozglądał się wokół, zapamiętując każdy szczegół terytorium. Dreptali tą trasą co zawsze, pozwalając by wiatr muskał ich pyski, a kroki odbijały się o ziemię, przerywając spokojną ciszę i ćwierkanie ptaków. Otworzył pyszczek, wychwytując wiele znajomych zapachów zwierzyny. Spojrzał na swojego mentora wielkimi, słodkimi oczkami. Może uda im się dzisiaj zapolować? Oczywiście trening walki mu wystarczy, zmęczy się i zrobi to co lubi, ale warto wykorzystać jeszcze trochę energii, jeśli już się rozbudził.
Usłyszał jak mentor wzdycha.
— M-możemy p-potem za-zapolować, j-jeśli n-nie będz-będziesz z-zmęczony.
— Nie będę! Ja? Nigdy! Zawsze mam dużoooo energii, te mięśnie nie robią się same. — miauknął z rozbawieniem kocurek. Przyspieszył odrobinę kroku, gdy tylko teren, gdzie często ćwiczyli walkę, pojawił się na bliskim horyzoncie. W końcu puścił się biegiem, wystawiając przed siebie długie łapy. Rzucił się w trawę, zaczynając się tarzać z rozbawieniem i dziecięcą jeszcze radością, której wielu dorosłych mogłoby tylko pozazdrościć, lub wspominać z nostalgią czasy młodości.
Otrzepał futerko, przenosząc się do siadu, owijając wcześniej ogonek wokół łap, jak ułożony kocurek i czekając aż mentor do niego dołączy. Nie musiał długo czekać, aż Łabędzi Plusk do niego podejdzie. Szczawikowi zdawało się, że zwykle chodził smutny i jedynie czas spędzony na treningach, wywołuje u niego inne emocje. Czuł więc się odpowiedzialny, żeby zapewnić nauczycielowi jak najwięcej pozytywnych emocji.
— Po-pokaż m-mi c-co j-już um-umiesz.
Szczawiowa Łapa pokiwał od razu łebkiem. Wstał na równe łapki, chowając pazurki i napinając mięśnie, w każdej chwili gotowy rzucić się na kocura. W pomarańczowych ślepiach zabłysło podekscytowanie. Podekscytowanie okazało się jak zawsze o wiele silniejsze. Kocurek nie mógł się już doczekać. Musiał jednak zachować cierpliwość, co było trudne. Wreszcie po upływie kilkunastu uderzeń serca, zdecydował na atak. Mentor zachował czujność. Z łatwością wykonał unik, gdy Szczawik próbował wskoczyć mu na grzbiet. Wykorzystał zdezorientowanie ucznia, by łapą uderzyć jego bark. Liliowy mruknął z niezadowoleniem, kładąc uszy na głowie i ponawiając atak. Dopadł do łapy kocura, wbijając w nią kiełki, w celu utrzymania się jak najdłużej. Odskoczył. Wybierając doskonały moment, ponownie wybił się z tylnych łap, zatrzymując się na grzbiecie mentora, próbując się utrzymać, chociaż przez wierzgania było to trudne. Wiedział, że nie może zlecieć, jeśli zostałby przyszpilony do ziemi, zdecydowanie będzie mu trudniej się wyczołgać, a jednak chciał wygrać. Chciał. Musiał zostać mianowany. Musiał zaimponować. Powtarzając to sobie jak formułkę, kopnął z tylnych łapek, zachowując przy tym równowagę. Walczyli jeszcze długo, dopóki słońce nie znalazło się na samej górze, pomału zmierzając ku zachodowi. Ostatecznie Szczawik został zepchnięty i teraz odskakiwał jak wiewiórka, co jakiś czas albo uderzając mentora w bok, albo samemu obrywając. Wyszło na remis, chociaż Szczawik nie był pewny, czy był taki dobry w walce, czy mentor po prostu potraktował go łagodnie. Jako starszy wojownik zdecydowanie był silniejszy. Szczawiowa Łapa musiał się jeszcze wiele nauczyć, żebym kiedykolwiek wyrówna z poziomem kocura w tej zaszczytnej sztuce.
— Jeszcze raz? — spytał liliowy kocurek, nie wiedząc, czy znowu podejmować kolejny atak, czy dać sobie już na dzisiaj spokój. To zależało od polecenia mentora.
<Łabędzi Plusku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz