Widząc strach w oczach Gardenii, spróbowałam jakoś ją pocieszyć. Sama czułam się trochę nie komfortowo, namyśl o małych, piszczących kulkach, ale to było nic z obawą, jaka malowała się na pysku mojej przyszywanej siostry i zarazem mojej bratowej. Uspokajająco liznęłam ją za uchem i powiedziałam słowa pociechy. Udawanie pewnej siebie dobrze mi szło. Powoli nawet zaczynałam wierzyć w swój spokój. Wychodząc, jeszcze pożegnałam się z moją byłą mentorką.
W dobrym humorze poszłam razem ze Spopieloną do jakiegoś kąta w obozie, żeby wspólnie popaplać. Nie minęło jednak kilkadziesiąt bić serca, gdy krzyk przerwał naszą rozmowę. Wystarczyło kilka kolejnych bić serca, żebym szybko określiła kierunek i osobę, która wydała z siebie ten wrzask.
Jak na komendę, wstałyśmy na równe nogi i wystrzeliłyśmy jak rakieta w kierunku żłobku... a za nami chyba cały klan. Wszystko działo się bardzo szybko. Najpierw nagle zrobił się w żłobku wielki tłok, tak że ledwo zdołałam ustać na nogach. Chwilę później zrobiło się bardzo luźno. Dopiero teraz zauważyłam przyszłą matkę. Ledwo przytomna pobiegłam szybko za ogonem siostry, który poprowadził mnie do przerażonej Gardenii. Spróbowałam się skupić nad czym, co mówią inni, choć nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to wszystko to tylko sen. Spojrzałam na Gardeniowy Płatek.
To jednak na pewno nie jest sen.
Z trudem się powstrzymałam od biegania w kółko. Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie, bo inaczej tu oszaleję albo spanikuję.
- Gdzie jest Wąsaty Pysk?
- Ja po niego pobiegnę! - prawie że odkrzyknęłam i nie czekając na reakcję otoczenia, pobiegłam. Z rozbiegu wskoczyłam na drzewo na skraju obozu i popędziłam przed siebie, wykorzystując całe uzbierane napięcie jak siłę napędową. Ledwo muskałam gałęzie, które uciekały mi spod łap. Dokładnie patrolowałam teren na ziemi w poszukiwaniu rudego punkcika.
Syknęłam głośno, dopiero po chwili zorientowawszy się dlaczego. Na tylnej łapie pokazała się średniej wielkości siniak. Nie zadowolona spojrzałam na nią i na chwilę oparłam się bokiem o pień drzewa. Wzięłam jeden długi wdech i ruszyłam dalej z zaciętą miną. Trochę zwolniłam i zaczęłam dokładniej obserwować ziemię. Rana w ogóle mnie nie bolała, ale możliwe, że było tak tylko dzięki adrenalinie.
W końcu go zauważyłam. Nie bacząc już, na wszystkie poprzednie warunki bezpieczeństwa, runęłam przed niego, zahaczając tylko kilka gałęzi po drodze.
Oszołomiony brat spojrzał na mnie oczami niby spodki, ale zbytnio się tym nie przejęłam.
- Gardenia rodzi! - krzyknęłam do niego, pchając go do przodu jak oszołomioną kukiełkę — Rusz się głąbie! Twoje dzieci za chwilę się pojawią — krzyknęłam jeszcze tylko przez ramie i pobiegłam w drogę powrotną.
Po kilku krokach dołączył do mnie Wąsaty Pysk, a po kilku kolejnych już mnie wyprzedził. Odetchnęłam z ulgą i skupiłam się na równomiernym kroku, żeby dotrzymać mu kroku, który teraz biegł szybciej niż nie jeden burzowicz.
Gdy wpadłam do żłobka za cętkowanym. Przy królowej leżał już jeden kociak, skrzętnie wylizywany przez moją siostrę. Popatrzyłam trochę z lekką odrazą na małego oseska i biały glut, który wisiał z buzi Spopielonej. Szybko odwróciłam od tego wzrok, który skierowałam na królową. Na jej twarzy malowało się przerażenie, od czasu do czasu przeplatane bólem. Przestała krzyczeć.
Drugi kociak zaczął wychodzić na świat i nastąpiło wielkie poruszenie. Burzowe Futro zręcznymi i pewnymi ruchami zaczęła manewrować przy przerażonej królowie, wydając co chwilę jakieś komendy. Wąsaty Pysk położył się obok swojej partnerki i próbował odwrócić jej uwagę, szepcząc jej na ucho różne słowa (naprawdę dobrze mu to szło). Spopielona Paproć wróciła już na swoje stanowisko gotowa do lizania. A ja i Turkawia Łapa? Stałyśmy jak kołki, nie wiedząc co robić. To znaczy na początku, później pointka zaczęła jakoś ogarniać poród i pomagać swojej mentorce. Nie wiedząc co robić, niecierpliwie dreptałam od jednego kota do drugiego. Chciałam być w jakiś sposób przydatna... nie zdążyłam jednak dokończyć swojej myśli, bo do żłobka wbiegła Rycząca Burza.
Oj, chyba coś wykrakałam. Czy można wykrakać coś w myślach?
- Burzowe Futro! Szepcik rodzi! - wrzasnął piskliwym głosem dwukrotnie głośniej niż zwykle, a to naprawdę coś znaczy.
Lekko wystraszona nagłym wrzaskiem, czując, jak uszy mi jeszcze po nim pulsują, pobiegłam za arlekinem.
Na osty i ciernie!! Czy to jakiś dzień rodzenia! Przecież takie rzeczy nie dzieją się w takich małych odstępach czasowych! Szybko podparłam swoją mentorkę i pomogłam jej dojść do żłobka, gdzie już kończył się rodzić (o ile tak można mówić) trzeci kociak.
***
Choć było jeszcze bardzo wcześnie, to czułam się wykończona tymi dwoma porodami, chyba jeszcze bardziej niż królowie. No... dobra może trochę przesadzam, ale właśnie wzięłam udział w czymś, co chyba jeszcze nie zdarzyło się w żadnym klanie. Dwa porody w tym samym czasie i to dosłownie! Legnęłam na legowisko, obok mojej siostry, która cichutko się zaśmiała. Leniwie przekręciłam się na drugi bok i spojrzałam na nią z wyrzutem.
- Pomyśl, że jesteś teraz ciocią sześciu kociąt — szepnęła cicho niebieska, nie mogąc powstrzymać swojego dobrego humoru.
W odpowiedzi zamrugałam i podniosłam głowę, po czym śmiertelnie poważnie spytałam:
- Czy ty sobie żartujesz?
- Nie — powiedziała.
- O matko — jęknęłam, zakopując swoją głową w białym, skręconym futerku. Już widziałam przed oczami hałastrę dzieciorów wspinających mi się po grzbiecie. Nieznośne kociaki, które trzeba zdejmować z drzew. Jęknęłam jeszcze raz w ramach protestu i zakopując się jeszcze głębiej w posłaniu, żeby ukryć... swój uśmiech. W GŁĘBI serca nie mogłam się wprost doczekać pierwszej przygody z tymi latoroślami.
<Spopielona Paproć, a może jakiś brzdąc?>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Jeszcze podczas szczególnie upalnej Pory Zielonych Liści, na patrol napada para lisów. Podczas zaciekłej walki ginie aż trójka wojowników - Skacząca Cyranka, która przez brak łapy nie była się w stanie samodzielnie się obronić, a także dwoje jej rodziców - Poranny Ferwor i Księżycowy Blask. Sytuacja ta jedynie przyspiesza budowę ziołowego "ogrodu", umiejscowionego na jednej z pobliskich wysp, którego budowę zarządziła sama księżniczka, Różana Woń. Klan Nocy szykuje się powoli do zemsty na krwiożerczych bestiach. Życie jednak nie stoi w miejscu - do klanu dołącza tajemnicza samotniczka, Zroszona Łapa, owiana mgłą niewiadomej, o której informacje są bardzo ograniczone. Niektórym jednak zdaje się być ona dziwnie znajoma, lecz na razie przymykają na to oko. Świat żywych opuszcza emerytka, Pszczela Duma. Miejsce jej jednak nie pozostaje długo puste, gdyż do obozu nocniaków trafiają dwie zguby - Czereśnia oraz Kuna. Obie wprowadzają się do żłobka, gdzie już wkrótce, za sprawą pęczniejącego brzucha księżniczki Mandarynkowe Pióro, może się zrobić bardzo tłoczno...W Klanie Wilka
Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz