Wbrew temu, co myślał o nim Czapli Potok, kocur o burym futrze nie zasnął od razu i wysłuchał go. W sumie... Czy miał w tej kwestii coś do powiedzenia? Nie mógł się ruszyć i powiedzieć, by czekoladowy się zamknął. Nie interesowało go to, co się dzieje w jego życiu, a tym bardziej to, że nie dostał od razu po swojej ceremonii ucznia. Dziczej Łapie się nie spieszyło do bycia wojownikiem, więc nie nadawał się do doradzania w tych sprawach. Co to za różnica – uczeń, czy wojownik? To tylko imię i ranga. Nie przykładał do tego uwagi i wszystkich traktował po równo. W przeciwnym razie byłoby to dla niego zbyt upierdliwe.
Słuchał do tej części, w której Nocna Gwiazda zarządza Klanem Burzy mniej od swojego zastępcy, a potem... Zasnął. Ból, który był dla niego bardzo wyczerpujący, minął. Czy była to zasługa Czaplego Potoku? Możliwe. Pewne było, że to przez niego Dzicza Łapa tak bardzo się nacierpiał i na pewno nie ujdzie mu to na sucho.
Wtem stało się coś, co się u niego nie zdarzało na co dzień. Nieczęsto bywał w krainie snów – zwykle była to sama czerń, pustka, z której nic nie pamiętał. Jednak teraz znalazł się w miejscu, które wydawało mu się zupełnie obce. Było ono ciemne, spowijała je czarna mgła i unosił się tu zapach stęchlizny i śmierci. Przebijająca się przez zwęglone drzewa poświata o ciemnoczerwonym jak krew kolorze była jedynym, co w jakiś sposób rozpraszało tę ciemność. Powiódł swoim wzrokiem po otoczeniu, a zobaczywszy, że znajdują się tu kości, wzdrygnął się. Gdzieś za sobą zdawał się słyszeć złowrogie, zachrypnięte szepty, jednak odwróciwszy się, nikogo nie zobaczył. Nim zdążył się podnieść, czy w jakikolwiek inny sposób ruszyć się stąd, w oddali dostrzegł czyjąś sylwetkę. Była ona krępa, a pokrywało ją czarne futro i wiele blizn. Zbliżyła się do jakiegoś krzewu, a następnie zerwała z niego coś, najpewniej jagodę, po czym zamarła w bezruchu. Po kilku uderzeniach serca bezwładnie opadła na ziemię, by po chwili w nienaturalnym tempie rozłożyć się. Jedynym, co po niej zostało, były kości i zgniłe mięso, skóra. Smród ten uderzył w nos Dziczej Łapy niczym piorun, który przecina niebo w czasie burzy. Rana na gardle zaczęła go piec, a potem... Obudził się. Gwałtownym ruchem podniósł głowę do góry. Rozejrzał się, oddychając płytko i szybko. Słońce wychylało się znad ziemi, co oznaczało, że był ranek. Jego serce nie chciało się uspokoić. Czuł się tak, jak w chwili, gdy przyniesiono do obozu martwą Zawilec. Niepokój na nowo został w nim osadzony.
Popatrzył na Czapli Potok. Spał, a ślina wyciekała mu z kącika pyska... Wprost na futro Dziczej Łapy, bowiem z niewiadomych powodów znalazł się on na grzbiecie burego. Z cichym westchnięciem wyśliznął się spod objęć czekoladowego, który w ramach protestu bąknął coś pod nosem. Wstał, a gdy chciał odejść od swojego przyjaciela, zobaczył, że na brzegu znajduje się upolowana przez niego ryba. Niewiele myśląc, podsunął ją do Czaplego Potoku tak, by po obudzeniu się miał ją przed oczami – ot, w ramach podziękowania. Zapewne nie jadł jeszcze nigdy tego zwierzęcia, więc mógł to uznać za wyjątkowy prezent.
Wróciwszy do obozu, spodziewał się, że dostanie od Dryfującego Obłoku wykład o tym, że wychodzenie z raną nie jest odpowiedzialne. Tak się nie stało. Klan Nocy był zbyt zajęty czymś innym. Dostrzegł, że zgromadzeni pod leżącym drzewem żegnają się z kimś. Słyszał płacz, zawodzenie, narzekanie, a kłębiące się wśród nich emocje utwierdziły go w przekonaniu, że ktoś umarł. Tym kimś był nikt inny jak Czarne Piórko – krępa kocica o czarnym futrze z wieloma bliznami.
< Czapli Potoku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz