BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

26 czerwca 2024

Od Sówki

Wieść o borsukach szybko się rozeszła. Daglezjowa Igła postanowiła więc zorganizować patrol, który miał za zadanie sprawdzić ich położenie. W skład patrolu wchodzili i zwiadowcy i wojownicy.
- Idzie Brzoskwinka, Iskra, Łuska, Sówka i Śliwka, która będzie prowadzić patrol – usłyszała czekoladowa. Na dźwięk swojego imienia lekko się spięła. Czyli to ona będzie z tymi, co idą sprawdzić, gdzie są borsuki? Nigdy się nie spodziewała, że wybiorą ją do takiego zadania.
- Tylko uważaj na siebie Sówko – powiedziała matka zwiadowczyni, uśmiechając się do niej.
- Będę, ze spokojem mamo!
- Jakbyś chciała coś jeszcze zrobić, albo z kimś porozmawiać... – zaczęła Jarząb, ale jej córka od razu jej przerwała.
- Hej! Nie zachowuje się, jakbym miała już nie wrócić, to zwyczajny patrol. Dowiemy się z ukrycia, gdzie są borsuki i bezpiecznie wrócimy do domu! – odparła czekoladowa – I przecież mówiłam ci... To będzie katastrofa jak się dowie! – dodała ciszej, rzucając w stronę matki zdenerwowane spojrzenie. Czy ona naprawdę chciała, by jej córka już wyznała swoje uczucia? Przecież to było pewne, że Kaczka ich nie odwzajemni! Tylko zrobiłaby z siebie mysiego móżdżka. Trochę posmutniała na tę myśl. Czyli możliwe, że nigdy nie będzie z Kaczką.
- O czym tak rozmawiacie? Wszyscy już się rozeszli – nagle dołączyła do nich właśnie Kaczka. Sówka podskoczyła nieco na dźwięk głosu wojowniczki. Serce mocniej jej zabiło i tylko odwróciła głowę – To... – dalej czekała młodsza kotka.
- No tak... Przepraszam, zamyśliłam się. Jarząb zaczęła tu snuć jakieś pomysły, że już nie wrócę z tego patrolu! – wyjaśniła zwiadowczyni.
- Tylko się o ciebie martwię – wtrąciła się albinoska.
- Ale nic złego się nie stanie! Więc nie muszę z nikim rozmawiać i nic robić...
- Skoro tak... Jarząb chcesz pójść coś zjeść? – zapytała Kaczka i spojrzała ukradkiem na Sówkę.
- Nie o to mi chodziło! – powiedziała czekoladowa. Reszta kotek zaczęła się cicho śmiać – Ja nie wiem, od tego dnia wolnego, wymyślonego przez Agresta, jesteście jakieś dziwne – oznajmiła Sówka – Co wy macie jakąś zmowę przeciw mnie?
- Nie Sówko – odparła czarna kotka, podchodząc nieco bliżej. Zwiadowczyni momentalnie zrobiła się cała czerwona, a serce zaczęło jej bić mocniej – A skoro teraz z nami rozmawiasz, to chyba możesz też pójść coś zjeść. To chodźcie – powiedziała siostra Topikowej Głębiny i ruszyła w stronę stosu ze zwierzyną. Jarząb powoli poszła za nią, a jej córka dopiero po chwili.
- A tak przy okazji, Daglezjowa Igła powiedziała, że wyruszycie jutro – oznajmiła Kaczka, zabierając ze stosu mysz.
 
***
 
Zebrała się z resztą patrolu, gotowa do drugi. Była bardzo podekscytowana, ale jednocześnie gdzieś w głębi się bała. W końcu szli sprawdzić, gdzie są te wielkie bestie zwiane borsukami. Nawet nie było wiadomo, ile ich było! To gadanie Jarząb jednak zasiało w niej ziarno niepewności. Może nawet nieświadomie. Po jakimś czasie wszyscy się zebrali. Już mieli wyruszać, ale wtedy dołączył do nich jeszcze jeden kot. Był to Bławatek, który od razu stanął obok Iskry.
- Idziesz z nami? – zapytała Śliwka. Bławatek pokiwał głową.
- Tak, Iskra poprosiła mnie o dołączenie, ale chyba przyda wam się dodatkowa para łap – wyjaśnił. Wszyscy na chwilę zamilkli, zwracając się w stronę Śliwki, w końcu ona prowadziła ten patrol. Cisza nie trwała jednak długo, ponieważ tuż po tym, jak szylkretka zauważyła wszystkie spojrzenia, zgodziła się i cały patrol wyszedł z obozu. Plan był prosty. Najpierw mieli sprawdzić granicę przy terenach niczyich, po drugiej stronie rzeki, poniźej przy terenach Klanu Burzy, a na koniec znów przy terenach niczyich. Śliwka poprowadziła ich w stronę Konającego Buku.
- Jak myślicie, borsuki dalej są na naszych terenach? – zapytała Sówka, by przerwać tę ciszę.
- Miejmy nadzieję, że nie – odpowiedziała Łuska. 
- Byle nie było ich za dużo – dodał Bławatek, a reszta zgodziła się z nim. Wszyscy chyba liczyli w ostateczności na jednego borsuka, w końcu te stworzenia są naprawdę niebezpieczne, a większa ilość jest tylko większym ryzykiem, że natrafią na obóz.
Dotarli do Konającego Buku. Sówka ustawiła się na koniec, by nie musieć przechodzić od razu. Czy naprawdę musieli sprawdzać granicę za tą rzeką? Wszyscy już przeszli i czekali cierpliwie na Sówkę, która po drugiej stronie starała się uspokoić.
- Idziesz Sówko? – zapytała Śliwka, podchodząc bliżej brzegu.
- Tak... Ja tylko... – zaczęła, ale nie mogła znaleźć jakiejś dobrej wymówki.
- No dalej Sówko, przecież przechodziłaś tędy nie raz – powiedziała Iskra, przewracając oczami. Zwiadowczyni westchnęła. Jak ona nie lubiła wody! Powoli, z przerażeniem wymalowanym na pysku, weszła na śliskie drzewo. Od razu wbiła pazury w korę, by choć trochę utrzymać równowagę. Jak najwolniej przemieszczała się po drzewie, po jakimś czasie z zamkniętym jednym okiem, by coś lepiej widzieć. Gdy już była prawie na drugiej stronie, poczuła że traci równowagę. Starała się balansować na zwalonym drzewie. Gdy już miała wylądować pod cienką warstwą lodu, złapała ją Śliwka razem z Bławatkiem. Od razu pociągnęli ją na brzeg, przez co kotka tylko jedną łapą zahaczyła o lód. Z przerażeniem patrzyła się na zamarzniętą powierzchnię wody.
- Dzięki – powiedziała do starszych kotów i powoli się podniosła.
 
***
 *Uwaga opis śmierci*
 
Miała czym się chwalić Kaczce. Przeszła w obie strony przez Konający Buk i nawet nie spadła do wody! Oczywiście towarzyszyło jej przy tym wielkie przerażenie, ale jednak się udało! Przeszli prawie wszystkie granice i nigdzie nie było śladu borsuków. Została im ostatnia, przy terenach niczyich. Szli powoli przez Owocowy Lasek, rozglądając się na boki. Zapach borsuka był tu nieco wyraźniejszy, niż wcześniej, jednak nikt nic nie widział. Po jakimś czasie doszli w okolice Groty Strachu. Wszystko zdawało się być dobrze. Nikt dalej nic nie widział, nie było nikogo słuchać, wszystko było normalnie. W końcu doszli trochę bliżej i rozejrzeli się.
- Ktoś coś widzi? – zapytała kotka prowadząca patrol. Nikt się nie odezwał. Poszli więc nieco dalej. Wtedy nagle Brzoskwinka się zatrzymała. Czekoladowa zwróciła na to uwagę i odwróciła się w stronę młodszej koleżanki.
- Coś się stało Brzoskwinko? – zapytała Sówka. Reszta patrolu również się zatrzymała i spojrzała na najmłodszą. Ta otworzyła tylko szerzej oczy.
- Też to czujecie? – zapytała po chwili milczenia. Dopiero wtedy zrozumieli, o co chodzi Brzoskiwnce. Wszyscy momentalnie się spięli i zaczęli rozglądać się dookoła. Sówka wysunęła pazury. Czyżby właśnie wpadli prosto w szczęki borsuka? Zapach tych wielkich zwierząt był tu najsilniejszy, jakby jeszcze przed chwilą tu były. Serce czekoladowej coraz szybciej jej biło, a odur strachu mieszał się z tym od borsuka. Nagle usłyszeli jakiś dźwięk.
- T-To nie... – zaczęła cicho córka Jarząb, ale wtedy jej oczom ukazało się wielkie zwierzę. Od razu ucichła, czując jak przerażenie ściska ją za gardło, nie pozwalając już mówić. Wielka czarno-biała bestia jakby rozglądała się przez chwilę, jednak to było pewne, co zaraz zrobi. I to nie było "rozglądanie się".
- Jest k-kolejny – usłyszała nagle łamiący się głos Bławatka. Odwróciła głowę w inną stronę, widząc drugiego borsuka. Obok nich znalazły się jeszcze dwa kolejne. Sówka otworzyła tylko szerzej oczy, czując ogarniające ją przerażenie. Cztery borsuki... Nie dadzą rady. To wszystko działo się za szybko, mimo, że zwiadowczyni miała wrażenie, że trwa wieki.
- Dalej! Przez rzekę! – usłyszała nagle głos Śliwki, która od razu ruszyła w stronę rzeki, która oddzielała ich tereny od terenów niczyich. Borsuki zaczęły wydawać jakieś dziwne dźwięki i również ruszyły, ale w stronę kotów. Sówka zjeżyła sierść na karku, widząc wielkie bestie, zmierzające w ich stronę. Wyobraziła sobie jak ich wielkie łapy miażdżą kocie ciało, nie zostawiając już nic.
Szybko pobiegła za Śliwką, Brzoskwinką i Łuską. Przez ogarniające ją przerażenie nawet nie zwróciła uwagi, że Bławatek i Iskra pobiegli w inną stronę. Gdzieś zniknęli. Szylkretka wskoczyła na kamienie, starając się nie wpaść do wody. Po chwili była już na drugiej stronie i biegła dalej przed siebie. Po niej poszła liliowa i niebieska, a na końcu Sówka. Weszła na śliskie kamienie, ledwo utrzymując równowagę. Serce biło jej tylko coraz mocniej, na myśl, że zaraz może dopaść ją borsuk. Przerażona sama już nie wiedziała co robić. Chwiejąc się strasznie, postawiła łapę na kolejnym kamieniu i w końcu skoczyła na drugą stronę. Wylądowała na brzuchu. Czuła przeszywający ból po upadku, ale nie mogła się tym teraz zająć. Prawie od razu się podniosła i dysząc pobiegła jeszcze trochę do przodu, starając się dogonić resztę patrolu. Gdy była wystarczająco daleko od rzeki i borsuków, łapą wpadła w jakąś norę, przez co znowu się przewróciła. Lekko podniosła głowę, czując jak ból promieniuje z jej łapy. Spojrzała na rzekę. Borsuki były po drugiej stronie, ale nie wszystkie. Przeszedł ją dreszcz strachu, gdy zdała sobie sprawę, że nie widziała Bławatka i Iskry. Czyżby większość borsuków pobiegła za nimi, widząc same, że mają problem z przejściem rzeki jak koty? Nie miała pojęcia i nie chciała o tym myśleć. Kiedy się podniosła, poczuła jak łapa ją boli. Zignorowała jednak ten ból, chcąc pobiec do Łuski, Brzoskwinki i Śliwki. "Ale co z obozem?" – pomyślała nagle. Bestie przecież zostały na drugiej stronie, zawsze mogły znaleźć obóz, zwłaszcza że nie było z nimi dwóch kotów z patrolu. Co będzie, jeśli te bestie tam dojdą?
- Sówko! – usłyszała nagle krzyk Brzoskwinki, która razem z dwiema kotkami stała przy jakimś wzgórzu.
- Ale c-co z obozem?! Nie słyszałam już borsuków, co może znaczyć, że weszły wgłąb t-terenów! – odparła przerażona, znowu odwracając się w stronę zbiornika wodnego. Ogromnych zwierząt nie było już widać, ani nie było ich słychać. Zadrżała ze strachu. Miała taką wielką nadzieję, że będzie wszystko dobrze. Że nic się nie stanie Jarząb, Przypływ, Kaczce... Ani całemu obozowi!
Słyszała jeszcze przez chwilę krzyki Śliwki i Brzoskwinki, wołające ją. Wiedziała, że musi tam iść, ale nie mogła wyrzucić z głowy myśli, że borsuki zaraz zaatakują obóz pełen kotów. Lecz w końcu kuśtykając, ruszyła w stronę reszty patrolu. Jednak wtedy jej uwagę przykuły jakieś zwierzęta, a były to zbiegające po zboczu łanie. A zbiegały po zboczu, pod którym stała reszta patrolu. Czekoladowa lekko się zdziwiła, zatrzymując się. Czy to normalne, że zwierzęta nagle zbiegają ze zbocza? Nie miała pojęcia, więc na samym początku zignorowała ten fakt. Łanie biegły dalej, a do uszu wszystkich kotów po chwili doszedł jakiś dźwięk. Na początku był ledwo słyszalny, ale z każdym uderzeniem serca był coraz głośniejszy. Wszystkie kotki zaczęły się rozglądać, nie rozumiejąc, co się dzieje. Hałas tylko narastał, wywołując coraz większy niepokój. W końcu cała okolica słyszała dźwięk podobny do łamiącego się lodu, a Sówka wreszcie coś zobaczyła. Jakby wielką falę, jakiegoś potwora, który zmierza prosto w stronę kotów. Teraz zrozumiała. Te zwierzęta uciekały.
- Ruszcie się! Musicie się odsunąć! – krzyknęła w końcu czekoladowa. Mimo tego, że nie wiedziała, co to dokładnie jest, musiała ostrzec resztę. Sama też, mimo bólu zaczęła biec w kolejną stronę, myśląc że ta mordercza siła dosięgnie również ją. I wtedy usłyszała krzyk. Zatrzymała się. Nie miała odwagi, by się odwrócić. Nie wiedziała, co się dzieje. Tak bardzo się bała. Ale w końcu musiała to zrobić. Odwróciła się w stronę, gdzie stała reszta ich patrolu, a jej oczom ukazała się góra lodu, fala pełna zamarzniętej wody. Zamarła. Nie mogła nigdzie dostrzec Śliwki czy Brzoskwinki, ani Łuski.
- Łusko? Śliwko? B-Brzoskwinko? – zapytała cicho, kuśtykając do lodu. Rozejrzała się i wtedy zauważyła liliowe futro Brzoskwinki. Od razu do niej podbiegła. Kotka nie była pod lodem, ale mimo tego nie zdarzyła w pełni uciec. Futro miała czerwone od krwi, której tylko przybywało.
- B-Brzoskwinko! Nie r-ruszaj się! Wszystko będzie dobrze, tylko się nie ruszaj – rozkazała czekoladowa, starając się jakoś zatamować to krwawienie z rany na ciele wojowniczki. Liliowa oczy miała otwarte, ale zamglone. Sówka coraz bardziej panikowała. Nie, nie, nie, nie, nie!
- Brzoskwinko! Nie, nie z-zamykaj oczu! Będzie dobrze, tylko musisz w-walczyć! – lamentowała nad uchem poszkodowanej, córka Jarząb. Łapy już sama miała w krwi wojowniczki. Rana była zbyt głęboka, a Sówka bez umiejętności medycznych nie była w stanie jej uratować. W końcu liliowa zamknęła oczy i wydała swój ostatni dech. Czekoladowa zamarła.
- Brzoskwinko? H-Hej, Brzoskwinko? J-Jesteś? – powtarzała cały czas zwiadowczyni. Nie umiała dopuścić do siebie myśli, że Brzoskwinka umarła. Nie, nie mogła umrzeć. Choć mózg starał się oszukać, serce już wiedziało. Łzy powoli zaczęły spływać jej po policzkach, a łapy całe się trzęsły. Może nie była z liliową jakoś bardzo blisko, ale i tak ją znała, a jako uczennica nawet się z nią bawiła. Przecież ona nie mogła zginąć. Po chwili ciało zaczęło robić się zimne. Sówka zabrała łapy z rany. To wszystko było dla niej za dużo.
 
***

Miała nadzieję, że znajdzie gdzieś Śliwkę, tak samo jak Brzoskiwnkę, ale szylkretki nigdzie nie było widać. Musiała zostać pod lodem. Tak samo było z ostatnią osobą w ich patrolu. Łuska również zniknęła. Robiło się coraz ciemniej, co było znakiem dla zwiadowczyni, by wrócić do obozu. Tak też zrobiła, zostawiając Brzoskwinkę, ponieważ nie miała siły by wziąć ją ze sobą. Łapa dalej ją bolała, co jeszcze bardziej utrudniało sprawę. W końcu dotarła do obozu. Weszła do środka i kuśtykając ruszyła w stronę legowiska liderki. Ignorowała spojrzenia kotów i jakiekolwiek pytania, nie miała ochoty na nie odpowiadać, zwłaszcza że jej zraniona łapa i zakrwawione, brudne od ziemi futro powinny wszystko wyjaśniać. 
- Sówko, gdzie reszta patrolu? – zapytała Daglezjowa Igła.
- Oni... Najprawdopodobniej nie żyją – odparła cicho Sówka i wyjaśniła całą sytuację. Głos sam już się jej łamał, a łzy poraz kolejny pojawił się w jej oczach – Nie wiem c-co się stało z Bławatkiem i Iskrą... Ale Łuska i Śliwka n-na pewno zostały pod lodem, a Brzoskwinka umarła p-przy mnie. Nie m-miałam siły jej wziąć... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz