Miała tyle pytań, na które nie znała odpowiedzi, bo nie była w stanie ich zrozumieć.
Życie w społeczeństwie nigdy nie przychodziło jej z łatwością i nic nie zapowiadało się, jakby miało tak kiedykolwiek się stać, więc po co miała się starać? Stanie z boku zawsze było prostsze. Nie musiała o niczym decydować, po prostu szła za tym co mówili jej inni. I zazwyczaj to działało. Dopiero teraz gdy wypadało coś ze sobą zrobić, to nie rzucanie się w oczy tylko pogorszyło sytuację.
Wszystko byłoby prostsze, gdyby Kawka była dalej z nią. Ale zostawiła ją. Po prostu… Znikła z jej życia. Nie zależało już jej na niej? Jej córka była dla niej jedyną ostoją i jedynym wsparciem. A teraz gdzie była? Umarła czy jeszcze nie? Co jeżeli znajdzie się w pobliżu Nastroszonego Futra, który przed tyloma księżycami również uciekł? Nie chciała zadawać sobie tych pytań, ale one tu były i wrzynały się w nią jak kolce. Gdyby ich z siebie nie wydała, czułaby się tylko gorzej. Może.
***
Kiedyś miewała dużo rzeczy, które chciała powiedzieć, ale nie była w stanie. Teraz coś naciskało ją bardziej. Może ten nieprzyjemny ból w miejscu ugryzienia, może te pytania. Jedzenie przestało mieć znaczenie, ponieważ wszystko i tak trafiało w krzaki obok rzeki, gdzie zawsze siedziała i trzęsła się z wykończenia. Jej głowa była włożona niczym pod kamień. Wszystko z niej wychodziło. Niepokój był dla niej odczuwalny nawet w najspokojniejszych momentach dnia. Zazwyczaj było to dla niej normalne, jednak teraz to było przepełnione czymś nienaturalnym. Odpychała to jednak dalej, wylewając łzy przy błyszczącej powłoce wody. Odbijające się w niej gwiazdy zawsze były dla niej tajemnicą. Nigdy nie doszła do porozumienia w ich kwestii.A jeżeli to rzeczywiście byli przodkowie, to przyjmą ją?
Gdzieś tam, może znajdują się jej zmarli “bliscy”? Chociaż Morelka. Tęskniła za nią, nawet jeżeli nie była najmilszym dzieckiem. Jakaś część jej serca była zarezerwowana tylko dla niej i teraz chciała jej bliskości.
Chociaż szczerze, to jakakolwiek bliskość byłaby dla niej ważna.
***
Świat zaczynał się mieszać w jedno. Nic już nie wydawało się być całkowicie wyraźne czy zrozumiałe. Jednak myślała (o ile można było to nazwać myśleniem), że jeszcze jest dobrze. Choroba już była oczywista, jednakże czy była już w stanie nad tym zapanować? Nawet jej ciało odmawiało posłuszeństwa, momentami wpadając w spazmy drgawek, powodując jej wściekłość.To było dla niej coś nowego. Nawet jeżeli już nie myślała jasno, to ona sama zaczynała czuć sama z siebie. Tą wolność. Nerwowość. Każdy bodziec wokół powodował, że musiała reagować w taki czy nie inny sposób. Oszalała. Tak. Ale czy to miało już jakikolwiek sens? Byle umrzeć i odkryć prawdziwość gwiazd.
***
Gwiazdy do niej mówiły. Przynajmniej taką miała nadzieję, słuchając głosów wokół siebie. Czując krew mieszającą się ze śliną, tworzące piękną w swój sposób abstrakcję, kiedy jej wychudzone i wyczerpane ciało ledwo co trzymało się w jednej pozycji i wykonywało nagłe ruchy.Wierzyła w to, że gwiazdy mówiły jej, że chcą, żeby do nich przyszła. Chciała gwiazd. Świeciły piękniej niż oczy kota przed jej twarzą, ponieważ te oczy już jakiś czas temu straciły blask. Może oddał swoje piękno na cześć gwiazd? Gwiazdy, gwiazdy… Jej ciało już chciało do nich odejść.
Nie była jakoś zaskoczona, kiedy jeszcze inne obce ślepia oddały swój blask. Ona też by tego chciała, chociaż coś ją dalej pchało do przodu. Krzyki gwiazd nasilały się i powoli przebijały do jej głowy wraz z ranami na jej ciele, kiedy coś próbowało ją powstrzymywać.
Teraz czuła się zauważona, ale to nie było miłe uczucie. Nawet jeżeli błyszczała w stłumionym świetle księżyca, stając się kolejną gwiazdą, wiedziała, że obce oczy drążą w jej głowie kolejne dziury, przez które wypływały coraz to nowsze pytania, sącząc się jak krew z jej kieł. Świat tańczył, nawet jeżeli z jej wzrokiem nie było nic źle. To ona wprawiała go w ruch, czując jak jej mięśnie po raz kolejny odmawiają posłuszeństwa, wpadając w kolejny trans. Nie słyszała nigdy, żeby gwiazdy tańczyły, ale jej to nie przeszkadzało. Dalej błyszczała. Krople krwi, wysunięte pazury oraz to nowsze oczy. Czy jej same również były tak ładne w tym momencie?
Krzyki były jakieś bardziej piskliwe. Coraz to bliższe, gdy zaczęła kroczyć w ich stronę. Nie rozumiała czemu odciągano ją od tego, co ją wołało. To było po prostu głupie.
Niebo zaczęło znikać jej sprzed oczu. Jeszcze jasne sklepienie się zagubiło za bielą i czernią. Nie rozumiała, dlaczego zabierano jej coś tak pięknego. To był jej ostatni taniec ze światełkami?
Może teraz uda jej się w końcu uciec?
bardzo ładne opko, szczególnie końcówka mnie ujęła, super przedstawienie umysłu zawładnietego chorobą, szacun
OdpowiedzUsuń